Duchy

6 2 3
                                    

Czajnik zapiszczał donośnie, wyrywając Kordiana z zamyślenia. Powinien się cieszyć, że zdał praktycznie wszystkie egzaminy i swoją pierwszą sesje może uznać za udaną, a jednak spokoju nie dawała mu pewna sprawa. Poszukiwania biologicznych rodziców, praktycznie każdej nocy nie pozwalały mu spać. Wkładał wtedy nos w książki i próbował skupić się na nauce, oczywiście z różnym skutkiem. Obiecał Kornelii wyjazd do Zacisza i słowa zamierzał dotrzymać. Poniekąd widział w tym też krok do zmiany siebie. Zbyt często pozwalał by kierował nim strach, a jego wrodzony pesymizm utrudniał mu podejmowanie decyzji. Zerknął w bok na Kornelię. Zazdrościł siostrze jej optymizmu. Najwidoczniej pod pewnymi względami mocno się od siebie różnili.

– Za dwa tygodnie wyruszamy – oznajmiła z nieskrywaną radością Nel.

W jej oczach błyszczało podniecenie. Pogłaskała domowika, na którego ku zdziwieniu Kordiana, rodzice wyrazili zgodę. Najwidoczniej naprawdę zależało im, by poczuła się jak w domu.

– To dobrze – zamruczała Jaromira.  – Tylko nie pakujcie mi się w kłopoty.

Postawiła przed nimi parujące szklanki z herbatą, a przed domowikiem miskę kaszy. Przez ostatnie kilka wizyt stara czarownica zaskarbiła sobie tym sympatię stworzenia. Usiadła razem z nimi przy stole na chybotliwym taborecie i poprawiła chustę na głowie. Kordian miał wrażenie, że nigdy jej nie ściąga i nie umiał wyobrazić sobie czarownicy bez tego nakrycia.

– No, ogrzejcie się, bo zmarzliście.

Nel nie czekała na dalsze zachęty i pociągnęła kilka solidnych łyków. Kordian niepewnie powąchał napar.

– Miód i pigwa – powiedziała, widząc jego wahanie. – Bardzo dobre połączenie.

Kordian zwilżył usta i pociągnął mały łyk. Musiał przyznać, że smak był ciekawy, słodki i jednocześnie cierpki. Wypił więcej niż zamierzał, czym ucieszył Jaromirę. Z każdą kolejną wizytą, kobieta zyskiwała w jego oczach. Bywała zrzędliwa, kłótliwa i niemiła, ale miała także dobre cechy. Była gościnna i wbrew pozorom troskliwa. Pod tą twardą skorupą, kryło się dobre serce.

– O czym dzisiaj? Coś ciekawego? – zapytała Kornelia.

Jaromira nachyliła się nad stołem, a w jej oczach pojawił się tajemniczy błysk.

– Tak, jeszcze trochę o duszach zmarłych.

Kordian zacisnął mocniej palce na uchu szklanki. Od momentu, kiedy dowiedzieli się o Złotej Linii, Jaromira nie zarzucała ich żadnymi rewelacjami. Ostatnie spotkanie, poświęciła na opowieści o czarownicach i własnej młodości. Zabawnie było wyobrażać sobie Jaromirę, jako małą dziewczynkę, biegającą po nawijskich łąkach. Kiedy opowiadała o tym jak wypasała krowy na polanie wśród koniczny, albo jak parzyła sobie dłonie i język zajadając się jeszcze ciepłymi podpłomykami matki, na jej twarzy malowała się radość. Podobno czas w Nawii zatrzymał się na ubiegłym tysiącsetleciu, dlatego Kordian wyobrażał sobie rodzinną wioskę Jaromiry jak tę z horroru Shyamalana. Ostatnim o czym wspomniała Jaromira był wielki chram stojący w samym sercu wioski. To tam modlono się do bogów. Jaromira bąknęła jeszcze coś o zdobiących go ornamentach i symbolach i że z daleka wyróżniał się wśród niskich chatek i lepianek, a potem umilkł z kwaśną miną. Kordian szczerze współczuł czarownicy. Zastanawiało go, jak to się stało, że finalnie znalazła się po tej stronie granicy, ale nie odważył się zapytać. Wyczuł w jej głosie smutek i niechęć do dalszych opowieści.

– Dusze, które wy widzicie są wyjątkowe. Są inne niż te pojawiające się przy ogniskach czy zniczach tylko w wybrane dni. Nie potrzebują ognia czy strawy – zaczęła swoją opowieść.

Szepty Wiatru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz