Olo cz. 2

14 3 9
                                    

Droga znad rzeki minęła mu szybko. Był tak bardzo pochłonięty myślami, że nie zwracał uwagi na wyboistą ścieżkę czy gałęzie smagające jego twarz. Dzień w szkole zakończył się porażką. Dziś uratował go Siwy, ale jutro wszystko zacznie się od początku. Obawiał się, że na wyzwiskach i docinkach się nie skończy. Zacisnął pięści ze złości.

Zanim się obejrzał, stał na skraju lasu. Długo bląkał się po okolicy. Nie chciał by rodzice wiedzieli o jego ucieczce z lekcji. Nie zamierzał też wracać do domu. Na szczęście dla niego rodzice byli świadomi, że czasami zdarza mu się włóczyć po okolicy i nie robili mu z tego powodu problemów. Na wszelki wypadek wysłał ojcu smsa, że jedzie do miasta po kilka części do Evo i pewnie zje coś na mieście.

Od wczoraj rósł w nim pewnego rodzaju dyskomfort. Nie umiał też spojrzeć matce i ojcu w oczy, coraz częściej chodził z głową spuszczoną w dół, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Przygryzł wargę pełen niepewności. W piętrowym domku świeciło się światło. Ojciec musiał już skończyć pracę w warsztacie, a matka zapewne siedziała w swoim fotelu, dziergając na drutach. To było jej ulubione zajęcie. Olo przypomniał sobie o szyszymorze i znów zalała go fala złości. Nie powinien się nią przejmować, w końcu nie była jego problemem, a jednak nie umiał zapomnieć ani o niej, ani o Siwym. 

Zaklął siarczyście pod nosem i ruszył w kierunku warsztatu. Wszedł do środka, wyciągnął z plecaka kluczyki i otworzył zaparkowane przy ścianie Evo V. Ojciec czasami pozwalał mu jeździć nim po torze, ale tylko pod jego okiem. Nie wiedział, że Olo pod jego nieobecność wymyka się na nocne przejażdżki.

Tym razem Olo nawet nie przejął się tym, czy rodzice usłyszą, jak zabiera samochód. Otworzył żelazną bramę, rzucił plecak na siedzenie obok i odpalił silnik. Gdy wybrzmiał charakterystyczny dźwięk, Olo nieco się uspokoił. Wyjechał na szosę i rozpędził samochód. Droga o tej porze była pusta. Mijał pola i łąki osnute delikatną mgiełką. Księżyc świecił w pełni wysoko w górze, oświetlając okolicę. Po plecach Olo przeszły ciarki. Czuł rosnący niepokój. Matka zawsze powtarzała, że w czasie pełni na świat wychodzą demony. Liczył, że okaże się to tylko głupim zabobonem.

Dodał gazu i skupił się na trasie, próbując nie dopuszczać do siebie złych myśli. Przyhamował delikatnie i skręcił ostro w prawo. Tył samochodu odskoczył w drugą stronę, ale Olo odbił i utrzymał panowanie nad kierownicą. Szutrowa droga ciągnęła się aż do starej kopalni odkrywkowej. Trasa była dosyć szeroka i prowadziła dookoła kamieniołomu, co dla chłopaka było idealnym miejscem do nocnych wypadów. Znał tutaj każdy zakręt na pamięć.

Zatrzymał się na rozwidleniu drogi. Obok leżał zardzewiały szlaban, który zazwyczaj wyznaczał mu miejsce startu. Olo wyciągnął swój telefon i uruchomił stoper.

– Dziś wykręcę najlepszy czas – powiedział do siebie.

Otaczała go cisza. Zabębnił palcami w kierownicę i wrzucił bieg. Silnik zawarczał, a potem na chwilę ucichł, gdy Olo wbił wyższy bieg. W kilka sekund rozpędził się do setki. Pokonał pierwszy zakręt. Na kolejnym trochę nim zarzuciło. Zwolnił. Dalej trasa prowadziła prosto. Postanowił nadrobić na tym odcinku stracone wcześniej sekundy. Dodał gazu. Gdy dotarł do łuku pomiędzy dwoma wysokimi drzewami, nawet nie wcisnął hamulca. Lusterko minęło się z chropowatą korą na milimetry. Olo docisnął pedał gazu i popędził dalej. Zaraz przed metą znajdował się ostatni, ostry zakręt. Skręcił kierownicą i pociągnął za hamulec ręczny. Auto skręciło gwałtownie, aby chwilę potem minąć linię mety.

– Tak jest! – zawołał uradowany, spoglądając kątem oka na stoper w telefonie.

Zatrzymał samochód i odetchnął głęboko. Położył obie ręce na kierownicy, czując mrowienie w opuszkach palców. Adrenalina dopiero z niego schodziła. Uwielbiał to uczucie, gdy po okrążeniu zatrzymywał się i nie słyszał nic prócz bicia własnego serca.

Szepty Wiatru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz