Olo otarł krew z wargi. Ta na łuku brwiowym zdążyła już zaschnąć, ale kącik jego wargi dalej krwawił. Odkręcił butelkę z wodą, upił łyk, przepłukał usta i wypluł ślinę zabarwioną na czerwono.
Było już dosyć późno, ale nie zamierzał wracać do domu. Nie chciał, żeby rodzice widzieli go w takim stanie. Wolał poczekać, aż zasną. Postanowił jeszcze chwilę posiedzieć nad brzegiem rzeki. Noc była ciepła, jak zwykle o tej porze roku. Bezchmurne niebo pozwalało podziwiać gwiazdy, których było wyjątkowo dużo. Bez problemu mógł dostrzec wielki wóz. Nie przyciągnęło go tu jednak przejrzyste niebo, pustka, czy ładne widoki. Dzisiejszej nocy słyszał bardzo wyraźnie dźwięki dochodzące z granicy. Po drugiej stronie magicznej bariery znajdowało się coś, co wzywało go do siebie. Czuł to już od kilku dni.
Przymknął powieki, próbując wsłuchać się w ledwo słyszalne odgłosy. I wtedy do jego uszu dotarły nagle inne dźwięki - szmer, uginające się gałązki, szelest. Poczuł też na sobie czyjś wzrok. Zamarł na chwilę, zastanawiając się, czy koledzy z klasy tutaj też go dopadną.
Podniósł się energicznie i odwrócił, spinając przy tym wszystkie swoje mięśnie. Zdziwił się, gdy zobaczył przed sobą obcego mężczyznę. Był cały ubrany na czarno i gdyby nie to, że właśnie wyszedł z cienia, to bez problemu wtopiłby się w ciemność panującą wśród drzew. Był starszy od Olo, wyższy i znacznie lepiej zbudowany. Stał z rękami włożonymi w kieszenie i przyglądał mu się uważnie. Przez dłuższą chwilę obaj milczeli.
- Idealna pogoda na oglądanie gwiazd, hm? - powiedział w końcu nieznajomy.
- Ta - mruknął Olo.
Mężczyzna podszedł do ławki, na której siedział wcześniej Olo. Usiadł na jej brzegu i wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę papierosów. Chłopak patrzył, jak odpala jednego i zaciąga się dymem.
- Chyba nie palisz, co? To niezdrowe.
- Poważnie? - parsknął Olo. - A tobie rak niestraszny?
Nie chciał wyjść na opryskliwego, ale nie miał dziś dobrego dnia. Poza tym mężczyzna trochę go przerażał, a nie mógł pokazać mu, że się boi.
- Złego diabli nie biorą - odparł tamten.
Olo w odpowiedzi zamrugał kilka razy. Cisza między nimi przedłużała się, ale chłopak odniósł wrażenie, że nieznajomemu to nie przeszkadza. Olo spojrzał na zegarek i doszedł do wniosku, że jest zbyt wcześnie, żeby wracać do domu. Chciał posiedzieć w samotności, ale mężczyzna na ławce najwidoczniej nie zamierzał odchodzić.
- Strasznie tu cicho. Chociaż wydawało mi się, że słyszałem jakieś dziwne odgłosy - zagaił obcy.
- Może to jeleń albo dzik - odparł chłodno Olo. - Czasem kręcą się w tych okolicach.
Wolał nie wspominać nikomu o tym, co słyszy każdej nocy, a już na pewno nie jakiemuś nieznajomemu. Poczuł się pokonany. Z wyraźną rezygnacją zarzucił plecak na ramię i ruszył w stronę domu.
- To on cię tak urządził? - zapytał nagle mężczyzna.
Olo znieruchomiał. Odwrócił się w jego kierunku.
- Uderzyłem się o gałąź - skłamał Olo.
- Chyba kilka razy - szepnął ledwo słyszalnie nieznajomy.
Olo wykrzywił twarz w ponurym grymasie. Nie zamierzał odpowiadać na tę zaczepkę. Narzucił na głowę kaptur, wszedł na piaszczystą ścieżkę i nie oglądając się za siebie, odszedł.
***
Olo garbił się nad silnikiem, który naprawiał razem z ojcem. Miał weekend, ale pogoda nie dopisywała, więc od rana siedział w garażu. Unikał wzroku matki po tym, jak skłamał, że sińce to wynik zderzenia z piłką na boisku. Nie lubił kłamać i miał z tego powodu wyrzuty sumienia, ale nie zamierzał martwić rodziców. Na całe szczęście ojciec nie drążył tematu. Chłopak lubił takie dni jak ten, gdy mógł coś naprawić albo nauczyć się czegoś nowego od ojca. Mężczyzna był mechanikiem, a Olo odziedziczył tę pasję po nim.
CZYTASZ
Szepty Wiatru
ParanormalStara rezydencja na wzgórzu, wzbudza strach wśród okolicznych mieszkańców. Razem z wiatrem zjawiają się w niej z pozoru obce sobie osoby. P.S. Nudne jak flaki z olejem xD ale zapraszam. Jakiś typ, który mocno przypomina Wiedzmina i ugania się za de...