Złota Linia

8 3 11
                                    

Dźwięk budzika obudził Kornelię niespodziewanie. Uniosła zaspane powieki i jęknęła cicho, gdy zobaczyła godzinę, którą wskazywały wskazówki zegara. Wyciągnęła dłoń, by uciszyć drgające młoteczki, ale nie trafiła celu. 

– Och – jęknęła, odrzucając kołdrę na bok. 

Cholera, nie ma to jak brutalna pobudka. Zdenerwowana uderzyła otwartą dłonią w odpowiednie miejsce po czym w pokoju zapadła cisza. 

– Teraz lepiej. 

Z uśmiechem na ustach przymknęła powieki, delektując się ciszą. Przypomniała sobie, że jak często budził ją Siwy. Zadumała się na chwilę. Wiedziała, że dałby jej pięć minut i pogroził wyciągnięciem z łóżka. Nie wiedziała, czy blefował, nigdy nie testowała jego cierpliwości, a teraz było już na to za późno. 

Rozejrzała się po wnętrzu. Musiała przyznać, że pani Agata, urządziła go ze smakiem i wcale nie przesadziła. W głębi duszy cieszyła się, że ma swój własny kąt i że nie musi co chwila przyzwyczajać się do nowego wystroju. Podniosła się z łóżka, stawiając bose stopy na mięciutkim dywaniku. No, to chyba najlepszy nabytek – pomyślała z uśmiechem.

O dalszym leniuchowaniu nie było mowy. Obiecała sobie, że każdego ranka będzie wstawać o w miarę przyzwoitej porze, żeby pomagać pani Agacie. Musiała się jakoś odwdzięczyć. Kobieta protestowała, tłumacząc, że Nel powinna czuć się jak u siebie i że nawet Kordian miga się od obowiązków, na co jej brat zareagował ponurym mruknięciem. W końcu obie poszły na kompromis. Pani Agata rządziła w swoim królestwie, a Nel od czasu do czasu sprzątała po śniadaniu, ścierała kurze i opiekowała się roślinami, za czym mama Kordiana nieszczególnie przepadała. Żartowała, że jedyne rośliny o jakie jest w stanie zadbać, to zioła w doniczkach. 

Kornelia była szczęśliwa, że może się w jakiś sposób odwdzięczyć. Obowiązków nie było dużo, ale dzięki temu zabijała czas w oczekiwaniu na Kordiana, który większość dnia spędzał na uczelni. Chciał tym nieco udobruchać rodziców, którzy dowiedzieli się, że cały początek semestru spędził w przytulniej chacie Łowców. 

– Jutro ostatni egzamin – oznajmił z radością, wpadając znienacka do pokoju Korneli. 

– Ale ty wiesz, że się puka. 

Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. 

– Ee – bąknął. 

– Jaromira powiedziałaby, że baran z ciebie. 

Oboje zaśmiali się na wspomnienie czarownicy, ale Kordian momentalnie spoważniała i niepewnie przysiadł na łóżku Kornelii. 

–  A jeśli ma szklaną kule i nas widzi?

– Naoglądałeś się za dużo kreskówek – odpowiedziała. 

Sama nie była pewna, czy brat nie ma racji. Rozejrzała się po pokoju, nie wykonując przy tym skrętu głową. Niczego podejrzanego nie dostrzegła. Lepiej dmuchać na zimne. 

– Wolę sto takich egzaminów od jej lekcji. – Złożył w palce w cudzysłów przy ostatnim słowie. – Są mega ciekawe, ale trochę wkurza mnie jej sposób bycia. 

Kornelia uśmiechnęła się cierpko. Odkąd zamieszkała z Kordianem minęło kilka tygodni. Ustalili, że w dni wolne od zajęć chłopaka, będą odwiedzać czarownicę. Takich wizyt wypadało kilka w tygodniu, ale jeszcze ani razu nie poruszyli tematu duchów. Zamiast tego uczyli się o Kamieniach Księżycowych, czy Strażnikach. Dla niej nie było to niczym nowym, ale Kordian słuchał tego z otwartymi ustami, za co Jaromira często go upominała, parę razy nazywając go przez to baranem. Sama Kornelia zaczęła podejrzewać, że Jaromira nic nie wie o duchach i swoimi obawami podzieliła się z bratem. 

Szepty Wiatru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz