Niespodziewani wędrowcy

6 3 6
                                    

Kordian rozkładał właśnie zastawę stołową. Zazwyczaj zajmował się choinką i porządkami, ale dziś chciał mieć wszystko pod kontrolą. Marzył, żeby ten dzień był idealny. Z kuchni dobiegały go już świąteczne zapachy i głos krzątającej się matki.

 – Leonie, chyba mamy za mało ryby i ziemniaków!

 – Kochanie, ugotowałaś tego dla całej armii! – odkrzyknął ojciec.

Mężczyzna jak zwykle siedział w swoim starym fotelu, czytając rubrykę dla wędkarzy.

 – A ciasto? Co z ciastem? 

Głos matki zlewał się z dźwiękami miksera i piekarnika dającego znać, że proces pieczenia dobiegł końca. Do tej kakofonii dołączył jeszcze brzęk garnków. Mężczyzna odsunął gazetę sprzed twarzy, w napięciu czekając na moment ciszy, a gdy ten w końcu nadszedł, odparł ze spokojem:

– Wystarczy. Przecież tego nie zjemy.

Mówiąc to, poklepał się po swoim brzuchu i cicho westchnął. Kiedy Kordian chciał zajrzeć do kuchni, ojciec ostrzegawczo pokręcił głową. Jego wyraz twarzy ostrzegał, że lepiej nie ryzykować. Mimo to chłopak i tak zerknął do środka. Na wyspie piętrzyły się już półmiski z sałatkami, śledziami, kapustą, pasztecikami nadziewanymi grzybami i masą innych specjałów. Jego matka co roku przekraczała liczbę wigilijnych potraw o niemal połowę. Nigdy nie narzekał, ale teraz, widząc matkę szalejącą w kuchni, zaczynał żałować, że powiedział im o znajomych, a właściwie znajomej, którą zaprosił na wigilię. Ani słowem nie wspomniał o Siwym i Olo, nie wiedząc, jak wytłumaczyć ich obecność. Patrząc na chaos, jaki panował w pomieszczeniu, postanowił się wycofać. 

– Dokąd to? – Zatrzymał go głos matki. – Czy twoja dziewczyna woli sernik czy makowiec? 

Kordian wydął wargi, zastanawiając się, czy po raz kolejny tłumaczyć, że Kornelia nie jest jego dziewczyną. Nie mógł przyznać, że jest jego siostrą, a słowo przyjaciółka z jakiegoś nieznanego mu powodu od razu nasuwało rodzicom skojarzenie z dziewczyną. Kordian nie miał siły tego prostować i tak też już zostało. 

– Właściwie to nie wiem, ale liczę, że po dzisiejszej kolacji się dowiem. 

Matka uśmiechnęła się radośnie nie do niego, a w pustą przestrzeń przed sobą. Z rozmarzeniem zaczęła układać rybę na tacy. Przystroiła ją bukietem sałaty i podała Kordianowi, który przyglądał się z podziwem temu, jak odnajduje się w bałaganie, który i tak zniknie, gdy matka tylko wyłączy piekarnik i mikser. Było w tym coś na swój sposób magicznego, co wzbudziło w chłopaku rozczulenie. Oboje z matką stali przez chwilę pogrążeni w swoich rozmyślaniach, matka zapewne snując plany o jego przyszłości, on o nieco bardziej przyziemnych sprawach, życząc sobie w duchu, żeby rodzice przyjęli ze spokojem to, co ich czeka. W milczeniu przeszli razem do salonu. Kobieta uważnie przyjrzała się efektom pracy syna.

 – Kochanie, wyciągnąłeś za dużo talerzy – zauważyła, uśmiechając się delikatnie.

 Kordian wstrzymał powietrze, nie bardzo wiedząc, jak ubrać myśli w słowa.

 – Nie – odparł na wydechu.

Nadszedł czas zerwania plastra. 

– A ten strudzony wędrowiec, którego zaprosiłeś, je za trzech? – Zaśmiał się ojciec.

– Tak właściwie… to jest ich troje.

Matka na chwilę zamarła, a ojciec Kordiana, wpatrując się w niego usilnie, wybuchł gromkim śmiechem. Opanował się jednak, widząc, że Kordian nie reaguje.

– Mówisz poważnie? – zapytał, unosząc posiwiałą brew do góry.

Kordian pokiwał głową. Matka bezgłośnie wypuściła powietrze z płuc, a ojciec rzucił synowi cierpkie spojrzenie. Oboje podskoczyli w miejscu, gdy niespodziewanie rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Kordian niemal poderwał się do biegu, ale zanim otworzył drzwi, zwrócił się do rodziców: 

Szepty Wiatru Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz