Popiół i kurz - 27

89 25 25
                                    

"Miłość lubi"

Miłość lubi półmroki,

Półśrodki i półkroki.

Jan Sztaudynger

Zachłanność ludzka nie zna granic.

Przedsmak zakazanego owocu otępiał moje zmysły. Pogrążałam się w nienasyceniu. Zdradliwym, pożądliwym uczuciu, odrzucającym resztki mojej moralności. Pierwotny instynkt. Żądza. Ludzka słabość.

Wiedziałam, że przekroczyłam granicę. Konsekwencje, z którymi nie przyjdzie mi się łatwo zmierzyć. Ten jeden jedyny raz. Ostatni raz. Powtarzałam to z taką łatwością, łudząc się, że to tylko jeden błąd... I kolejny... Następny... Ostatni raz. Ten jeden jedyny raz.

Pogrążałam się w ulotności naszych uczuć, zatracając się w tłumionym od lat pożądaniu. Sunęłam dłońmi po jego ciele malowanym niezliczoną ilością tatuaży. Chłonęłam jego dotyk, smak ust, zapach perfum wiedząc, że odniosłam porażkę. Przegrałam z samą sobą. 

W milczeniu obserwowałam, jak z wysiłku unosi się i opada jego naga klatka piersiowa. Skóra mokra od potu naszych ciał lśniła delikatnie w oświetlanym słabym światłem lamp. Jakbyśmy cofnęli się w czasie, zapominając o wszystkim co nas łączyło. Byliśmy tylko parą nieznajomych, oddających się sobie w otumaniającym nienasyceniu. Chłodny wiatr owiewał nasze splątane ciała. Było już późno. Zdecydowanie zbyt późno.

Najwyższa pora się obudzić.

Poruszyłam się delikatnie, czując jak moje ciało drży z nadmiaru intensywnego wysiłku. Skóra na plecach zdawała się palić, przypominając mi, że drewniany pomost nie jest najlepszym miejscem na schadzkę kochanków. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać, jak po tych kilku razach wygląda moje ciało.

Skończyło się na tym, że zdołałam ubrać na siebie jedynie sukienkę. Na próżno rozglądałam się za zgubioną bielizną. Po niebotycznie drogim, nowym komplecie nie było nawet śladu. Reigns wygrzebał ze spodni paczkę papierosów, choć wciąż nie miał zamiaru się ogarnąć. Nie możemy zostać tu do rana. Już i tak zasiedliśmy tutaj zbyt długo, a świadomość tego, że Margaret ani razu do nas nie zadzwoniła podpowiadał mi, że mogło ją to jedynie ucieszyć. 

W końcu byliśmy małżeństwem. Szczęśliwym, kochającym się małżeństwem. Nie mogła przewidzieć, że gdybym nie była tak wycieńczona zrzuciłabym go z tego drewnianego pomostu, testując jego teorię o tym, że nie umie pływać. Kusząca wizja.

– Daj jednego – powiedziałam, wyciągając dłoń po papierosa. Z westchnieniem ulgi zaciągnęłam się dymem papierosowym, nieumyślnie przypominając sobie, że gdzieś tam w odległej przeszłości robiliśmy to podobnie. Wycieńczeni, zlani potem, obolali, spełnieni. 

– Nie musisz tego żałować. Nie zostanę na śniadaniu – delikatny uśmiech zagościł na twarzy Reignsa, na co jedynie pokręciłam rozbawiona głową. Najwidoczniej zbyt łatwo przyszło mu dostrzeżenie, jak bardzo żałuję niepohamowania własnych pragnień. 

– Mieszkamy w jednym mieszkaniu. To trochę komplikuje sprawę.

Niecałe dwa miesiące. Tyle zajęło mi trzymanie się od niego z daleka. Skazałam się na cholerną katorgę, godząc się na rok małżeństwa. Teraz będzie tylko gorzej.

– Tęskniłem za tobą. 

Moją odpowiedzią było milczenie, choć słowa paliły mi się na język. Oczywiście, że za nim tęskniłam.  Ta tęsknota ciągła za sobą niewyobrażalny ból, który podpowiadał mi, że nie mogę się przywiązywać. Chaos niesie za sobą tylko zniszczenie. I choć wokół niego obracał się mój świat, nie mogłam przepaść w tej ciemności.

Popiół i kurzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz