Popiół i kurz - 21

111 31 36
                                    

'W miłości"

W miłości...

Najgorsze są wątpliwości.

Jan Sztaudynger

Starożytni Grecy uważali, że chaos to pierwotny stan materii, z której wyłonił się świat. Stan egzystencji składający się z połączenia pierwiastków ognia, ziemi, powietrza i wody, dał życie pierwszym bogom - Niebu i Ziemi. Chaos jako pierwsza istniejąca rzecz stanowił źródło istnienia całej reszty. Podobieństwa do tak pojmowanej definicji odnaleźć można również w wierzeniach ludu Mezopotamii, a nawet biblijnej Księdze Rodzaju. Inaczej: bezład, koniec świata, zamęt, zamieszanie, galimatias, dezorganizacja. Chaosem, z którego wyłonił się mój świat był on. Drake Reigns.

Jak sparaliżowana nie potrafiłam oderwać wzroku od jego twarzy. Delikatnie skośne oczy poświęcały mi całą swoją uwagę, obserwując jakie zamieszanie wywołał. Trzymał mnie przy sobie blisko, tak blisko, że gdyby nie jego silne ramiona straciłabym równowagę. W głowie miałam setki pytań, setki myśli, które krzyczały, prosiły, błagały bym zrobiła cokolwiek. Powinnam się od niego odsunąć, odepchnąć go, zwyzywać, ale nie byłam w stanie. Powinnam zrobić wszystkie te rzeczy, ale przepadłam. Chaos. Był moim chaosem. Mieszał mi w głowie. Ogłupiał. Dezorganizował. Wprowadzał zamęt, który niszczył wszystko, co tworzyłam. Jak podmuch wiatru rozsypujący mój domek z kart. Początek i koniec świata. Mojego świata. 

– Co do kurwy?! – Na szczęście Lara czytała mi w myślach tak, że choć jedna z nas mogła zareagować.  – To popieprzone. Niemożliwe. 

Gdy oderwał ode mnie swój wzrok by spojrzeć na krzyczącą Murray poczułam, jak mój świat rozpada się na tysiące, jak nie miliony małych kawałeczków. Głupie serce krzyczało, chcąc zwrócić jego uwagę z powrotem na siebie. Nie zostawiaj mnie. Nie zostawiaj mnie. Mój wzrok bezwładnie błądził po jego twarzy, dobrze zarysowanym podbródku i delikatnie wystających kościach policzkowych. Chaos jaki znałam zawsze myślał o sobie. Nie interesowało go, że sieje zniszczenie i spustoszenie tam, gdzie się pojawia. Nie interesowało go to, że spala mnie na popiół. Jego dotyk palił, słowa wbijały ostrza prosto w serce. I mimo tego wciąż szukałam jego dotyku, rozpływałam się nad każdym jego słowem. Z Chaosu wyłonił się mój świat. Wszystko to, co znałam. Wszystko to zawsze sprowadzało się do niego. I brnęłam w to, choć ból był nie do zniesienia. Choć swąd palonej skóry drażnił moje zmysły. Brnęłam w to dalej. Coraz silnej. Coraz mocniej. Poza nim nie było niczego innego. Nie było niczego innego poza Chaosem. Paliłam się, krzyczałam, ale on nie przestawał. Zarówno jego obecność, jak i nieobecność były nie do zniesienia, tak bardzo, że zostawiał po mnie jedynie popiół i kurz.

Lara pociągnęła mnie za ramię, tak mocno, że wybudziłam się z tego cholernego transu. Czułam, jak moim ciałem wstrząsa kolejna fala dreszczu, a trudności w oddychaniu nasilają się. Spojrzałam na nią zaskoczona tak, jakby cały świat zatrzymał się w ciągu tych paru minut. Nie potrafiłam nic powiedzieć, nie było słów, które ulżyły by mojemu cierpieniu. Chciałam dziękować jej po stokroć, że uwolniła mnie z tej wiecznej tortury, a jednoczenie nienawidziłam jej tak bardzo, że oderwała mnie od tych silnych, ciepłych ramion. Wewnętrzne rozdarcie, które niszczyło mnie od środka było nie do zniesienia. Przypominałam głupią, szmacianą lalkę.

Narastające duszności uniemożliwiały mi zaczerpnięcie swobodnego wdechu. Każdy oddech wywalczony z trudem pogorszał skurcz, jaki odczuwałam wewnętrznie. Świat wirował, a przerażające uczucie paniki sprawiało, że czułam się oderwana od rzeczywistości. Bezradnie obserwowałam, jak usta Lary wykrzywiają się z kolejnymi wypowiadanymi przez nią słowami, ale nic co powiedziała nie docierało do moich zmysłów. Zawisłam między życiem, a śmiercią i ten obezwładniający stan braku kontroli nad własnym życiem sprawiał, że wstrząsła mną kolejna fala dreszczy. Poczułam mocne szarpnięcie, ale byłam zbyt słaba. Zamknęłam oczy, walcząc z przyśpieszonym biciem własnego serca, ale nic nie było w stanie go uspokoić. Nie potrafiłam zaczerpnąć choć jednego, pełnego wdechu, co kulminowało moją wewnętrzną panikę. Wnętrzności paliły mnie od środka, organizm domagał się powietrza, którego nie byłam w stanie mu dać. Kurczowo zaciskałam powieki, czując, jak wzbierają się we mnie mdłości. Paliłam się. Paliłam się od środka. Spalę się na popiół.

Popiół i kurzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz