Krew i łzy - VI

98 20 40
                                    

"Udar miłosny"

Od miłosnego umrę udaru,

Nie zniosę takiej porcji czaru. 

Jan Sztaudynger

Obietnice. 

Ciężar zobowiązania napawał mnie lękiem, podsycając chęć ucieczki. Bałem się. Strach obezwładniał moje zmysły, pielęgnując okrutną myśl, że oszukuję samego siebie. Poczułem, jak Jazzy delikatnie się ode mnie odsuwa. Opuchnięte od płaczu oczy obserwowały moją twarz, szukając w niej oznak tej pieprzonej niepewności. Tego, jak krucha jest powłoka obietnicy, którą złożyłem. 

Zrobię wszystko, żeby ją uszczęśliwić. Zmienię samego siebie.

– Spróbujmy jeszcze raz – wyszeptała cicho zdradzając swoje zdenerwowanie. Odsłonięci. Bezbronni. Podatni na zranienia. Prawdziwi. Obdarci z własnych kłamstw. – Dla dziecka. I dla nas.

Wzniesiemy się, czy upadniemy?

– Chcę cię poznać, Drake. Pokaż mi prawdziwego siebie. 

Próbowałem uciec przed tym badawczym spojrzeniem, ale strach sparaliżował mnie doszczętnie. Poznać mnie? Opowiedzieć o tym wszystkim, co się wydarzyło? O tym, co dopiero po kilku latach powiedziałem psychologowi? Bezwzględna szczerość. Zbudowaliśmy naszą relację na kłamstwach i niedomówieniach. Mamiłem ją wymijającymi słówkami, karmiłem złudną nadzieją, że pozna kim jestem naprawdę. Ukrywałem się we własnych tajemnicach, próbując zachować pozory człowieka nie skażonego ciążącym nad nim przekleństwem. Nadszedł moment prawdy. Czas szczerości. Czas krwi i łez.

Wspomnienia napływały na mnie natłokiem, atakując z każdej strony. Wiedziałem, że to nieuniknione. Kluczowy element na drodze do naszego szczęścia. Do namiastki szczęścia, która mąciła umysły jej największych poszukiwaczy. 

– Nie będzie to przyjemny widok.

Poczułem dotyk ciepłej dłoni Jazzy na swoim policzku, kojąco uspakajający moje galopujące serce. Pogrążony w czułości i ulotności tej krótkiej chwili szczerości oparłem swoje czoło o jej, wdychając zapach waniliowych perfum. To dla naszego dobra. Przezwyciężymy to dla nas.

– Nie spalisz mnie bardziej. 

Dzieciństwo. Penelopa. Ojciec. Margaret. Krew i łzy. 

Westchnąłem ciężko próbując odgonić od siebie natarczywe myśli. Przyjdzie na to odpowiednia chwila. Wszystko jej wyjaśnię. Wszystko opowiem. Dziewczynka kochająca bajki pozna kolejną z nich, choć tej nie przeznaczono szczęśliwego zakończenia.

Poczułem dotyk miękkich warg na swoich ustach, łączących nasze ciała i dusze. Potrzebowałem jej. Moje cholerne szczęście. Moje słońce. Moje światło.

Smakowałem tą chwilę tak, jakby w momencie, gdy odsuniemy się od siebie świat miałby się skończyć. Pogrążony w obezwładniającym uczuciu przyjemności, całowałem ją tak, jak pragnąłem to robić każdego cholernego dnia przez te ostatnie trzy nieziemsko długie lata. Celebrowałem to. Czciłem. Mętlik i strach ustąpił dobitnie uświadamiając mnie, co w moim życiu liczyło się najbardziej. Kochałem ją. Zanurzyłem dłoń w jej włosy, przyciągając do siebie w utęsknionym, zachłannym geście. Była każdą cząstką mnie, wypełniającą rany odkrywające moje ciało. Maścią na blizny, lekarstwem na zranioną duszę. Światłem wołającym o cień, słońcem zastępującym księżyc, szczęściem oplatającym moje nieszczęście. 

Moje nazwisko. Moja żona. Moja kobieta.

Usta słone od łez owiane pozostałościami smakowego truskawkowego błyszczyku doprowadzały mnie do szaleństwa. Czułem wzbierające we mnie pożądanie, natrętne uczucie przyćmiewające mój zdrowy rozsądek. Pragnąłem poddać się tej zwodniczej przyjemności, poczuć ciepło jej nagiej skóry, chłonąć fakturę jej delikatnego, gładkiego ciała. Całowała mnie wciąż drżącymi z emocji wargami i po raz pierwszy od dawna czułem spadający z moich ramion niewidzialny ciężar, bagaż własnej przeszłości i okropnych doświadczeń. Byłem wolny. Wolny. Wolny. 

Popiół i kurzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz