Popiół i kurz - 30

88 23 32
                                    

"Dzieje miłości"

Nie miałem –

Bo nie śmiałem...

Jan Sztaudynger


Życie jest jak pielucha. Gdy zaczyna śmierdzieć, czas na zmianę.

Widok, jaki zastaliśmy nie dało się opisać jakimikolwiek słowami. To nie była "Cecylia" jaką znaliśmy. Zakątek dziecięcych uciech, ostoja i azyl - nie pozostało po nich żadnego śladu. Tak, jakby było to zupełnie inne miejsce, tak obce, że krzywda, którą jej wymierzono mogła obejść mnie tak, jakby nic nie znaczyła. Zdemolowane wnętrze. "Cecylia" przyjęła na siebie tyle agresji, tak wiele negatywnych uczuć, nie będąc w stanie samodzielnie się obronić. Praca moich rodziców i ich życie. Dziedzictwo, które mi pozostawiono. Nie pozostało o nim nawet śladu.

"Cecylia" spłonęła. Wszystko, co wiązałam ze swoim niezwykle szczęśliwym dzieciństwem zniknęło tak po prostu. Popiół i kurz. Pozostałe po niej ostoje wspomnień nie były w stanie rozpoznać miejsca, jakim niegdyś dla mnie była. To tylko zgliszcza. Pozbawione swojego uroku, obdarte ze śmiechu dziecka, jakim niegdyś byłam. Widok matki wiecznie zapracowanej, utytłanej mąką i ciastem. Ojca, który nie mógł sypiać po nocach z powodu stresu, jakiego przywodziła mu restauracja. Ich ciężka praca, pot i łzy poszły na marne. Starły się z powierzchni ziemi pozostawiając jedynie ruiny. Ruiny tego, co mogłam nazywać drugim domem.

Matka płakała. Ten szloch rozdzierał moje serce, otępiał zmysły. Zwodniczy płacz odbierał zdolność do racjonalnego zachowania i wkrótce doprowadził, i mnie do rozdroża własnych emocji. Nie mogłam powstrzymać łez, gdy strażacy gasili ostatnie ogniste języki, trawiące to, co zostało z mojej przyszłości. Moje wspomnienia. Moja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Popiół i kurz. 

Nie pamiętam jak się tutaj znalazłam. Niewiele pamiętałam po tym, jak zadzwoniłam do Reignsa niemalże błagając go by zawiózł mnie do Sunberly. Nie miałam na kogo liczyć, wszyscy uczestnicy przyjęcia nie nadawali się do jazdy. Drake, choć jechał tu tak szybko jak mógł nie mógł zapobiec temu, co już się stało. Żadne z nas nie było w stanie. "Cecylia" obróciła się w proch, nie pozostawiając po sobie niczego, o co tak należycie dbaliśmy wszyscy.

Nasza przyszłość. Dziedzictwo. Szczęście moich rodziców.

Podpalenie. To było pierwsze, co potwierdziły odziały straży pożarnej po spędzeniu niemalże całej nocy na gaszeniu "Cecylii". Nie nieszczęśliwy wypadek. Nie ludzkie niedopatrzenie. To wszystko spowodowane było ludzką zawiścią i zazdrością. 

 Krukowski raz a dobrze dopiął tego, czego chciał  powiedział smętnym głosem ojciec, ledwo powstrzymując łzy. "Cecylia" była wszystkim co mieli. Jedynym, co pozwalało im utrzymać kulturową ciągłość z ojczyzną. Wiedziałam, jak wiele dla nich znaczyła. Emigracja moich rodziców nie była działaniem przypadkowym. Przyparci do muru, pozostawieni sami sobie zdecydowali, że w USA będzie im lepiej. Lepiej niż gdziekolwiek indziej. Dorastałam z myślą, jak bardzo im ciężko. Jakim trudem było dla nich prowadzenie biznesu w kraju, którego języka nawet dobrze nie znali. Na każdym kroku spotykali się z obcą dla siebie kulturą, która boleśnie przypominała im o tym, gdzie jest ich prawdziwy dom. Dom. Gdyby nie nieszczęśliwe zrządzenie losu wychowałabym się właśnie tam. Polska. Mój prawdziwy dom, moja spuścizna. Na każdym kroku odczuwałam to, jak bardzo żałują, że dorastam w obcym dla siebie środowisku. I choć należycie dbali o zachowanie mojej polskiej tożsamości, nie mogli zapobiec temu, że wbrew sobie i im poddawałam się wpływom nowej kultury. Dla nich to Polska była ojczyzną, ale dla mnie - dziewczyny, która nie wychowała się w słowiańskiej ojczyźnie wszystko pozostawało obce. To tutaj chodziłam do szkoły, tutaj nawiązywałam znajomości, które przetrwały do dziś, to tutaj poznałam Reignsa. 

Popiół i kurzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz