Rozdział 4

3.7K 184 16
                                    

Clyde

Potrzebowałem na pewien czas wyjechać z miasta. I gdy tylko nadarzyła się okazja, spakowałem walizki i wyruszyłem w drogę. Wtedy nie do końca wiedziałem, dokąd tak właściwie zmierzam. Jedyne, co było dla mnie istotne, to znalezienie ciszy i choć odrobiny spokoju. Miałem dość tego zgiełku, krzyków, fleszy... Chciałem po prostu odpocząć, oderwać się od wszystkiego i zresetować głowę.

Wtedy trafiłem do Golden Creek.

Już podczas wjeżdżania do tego malowniczego miasteczka, odczułem ukojenie. W powietrzu czuć było spokój, a krajobrazy, które mnie otaczały, wydawały się jak z obrazu.

Zatrzymałem się na parkingu pod jakimś sklepem, rozglądając się dookoła. Wiedziałem, że szanse na znalezienie hotelu w takiej miejscowości są niewielkie, a co najwyżej mogę trafić na mały hostel.

Zacząłem przeglądać internet, szukając jakiegokolwiek domku na wynajem. I na szczęście znalazłem.

Po rozmowie telefonicznej z właścicielką dowiedziałem się, że jest dostępny. Starsza pani wydawała się zadowolona z mojego zainteresowania, co sugerowało, że nie miała zbyt wielu gości. Powiedziała, że mogę przyjechać choćby zaraz, a ona postara się tam szybko dotrzeć. Zgodziłem się.

Zanim jednak ruszyłem w drogę, ponownie przyjrzałem się zdjęciom domku na stronie internetowej. Miałem nadzieję, że w rzeczywistości będzie równie urokliwy, jak prezentował się na fotografii. Wiedziałem, że jeśli na żywo będzie wyglądał inaczej, to po prostu zrezygnuję. Na zdjęciach mi się podobał. To był zwyczajny biały domek z urokliwą werandą, otoczony zadbanym ogrodem i drzewami. Nie zamierzałem wybrzydzać. Willi z basenem i tak w tej okolicy bym pewnie nie znalazł...

Wbiłem wzrok w samochód, który zatrzymał się niedaleko mnie. A raczej na kobiecie, która z niego wysiadła. Pomachała komuś, zanim pojazd odjechał i stanęła przodem do budynku. Nie widziałem jej zbyt dokładnie. Najbardziej skupiłem uwagę na jej jasnych włosach, które częściowo zasłaniały jej profil. Weszła do środka, więc ruszyłem powoli w tamtym kierunku, żeby zobaczyć, co to za lokal.

– Kawiarnia. Już wiem, gdzie przyjdę na kawę – powiedziałem do siebie, przejeżdżając obok.

Skierowałem się już wtedy prosto pod podany adres, mając cichą nadzieję, że nie zabłądzę.

Jakieś piętnaście minut jeździłem po okolicy, nim odnalazłem domek. Brama była otwarta, dlatego postanowiłem wjechać na podjazd.

Wysiadłem z samochodu natychmiast po jego zaparkowaniu i rozejrzałem się po ogrodzie, podziwiając posadzone w nim kolorowe kwiaty. Choć nie znałem się na botanice, mogłem docenić piękno tego, co widziałem. Nie wiedziałem, jakie to dokładnie gatunki kwiatów, ponieważ moja wiedza ograniczała się jedynie do rozpoznania róż, ale były one piękne.

– Dzień dobry! – odezwałem się nieco głośniej, co sprawiło, że drzwi od budynku praktycznie od razu się otworzyły. Wyszła przez nie starsza kobieta o siwych włosach, które splecione były w długi warkocz. Szeroki uśmiech momentalnie pojawił się na jej twarzy. – Pani Garcia? Clyde Hargrove. Rozmawialiśmy przez telefon.

– Dzień dobry, panie Hargrove. Miło pana poznać – przywitała się miło, podając mi dłoń, którą od razu uścisnąłem. – Proszę, zapraszam. Niech się pan rozejrzy. Przyniosłam od razu dokumenty, gdyby się pan zdecydował.

– Super.

Poszedłem za nią do środka. Wnętrze domu przywitało mnie jasnymi kolorami i drewnianymi dodatkami, tworząc przytulną atmosferę. Salon był otwarty i połączony z kuchnią. Stała w niej elegancka wyspa kuchenna, zapewniająca dodatkową przestrzeń do gotowania i przygotowywania posiłków. Wszystko wyglądało dokładnie jak na zdjęciach, więc nawet nie zaglądałem do sypialni, tylko od razu zabrałem się za wypełnianie dokumentów. Rozliczyliśmy się i po kilku minutach zostawiła mnie samego.

Damn it, Clyde!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz