Rozdział 29

2.3K 157 9
                                    

Trzy tygodnie później

Piątek

Przyleciałam na lotnisko w Seabreeze dzień przed kwalifikacjami do wyścigu.

Po odebraniu walizki ruszyłam w stronę wyjścia. Namówiłam Clyde'a, żeby nie przyjeżdżał po mnie, ponieważ wiedziałam, że będzie zajęty, a ja bez problemu dotrę sama do hotelu.

Clyde zapewnił mnie, że wystarczy, że podam swoje nazwisko na recepcji, a otrzymam kartę do naszego pokoju.

Naszego pokoju. Te słowa brzmiały naprawdę pięknie.

Nie widziałam Hargrove'a przez cały tydzień i na pewno przez ten czas się za nim stęskniłam. Oczywiście, jakby mnie zapytał, to bym zażartowała, że wcale nie tęskniłam.

Rozmawiałam z Dahlią o moich dość mieszanych uczuciach. Sama nie wiedziałam wtedy, co tak właściwie czuję. Brunetka oczywiście powiedziała mi, że miłość nie ma żadnej daty i miałam prawo coś do niego poczuć. Nawet po tak krótkim czasie.

Więc kilka dni po mojej wizycie w Holloway, przyznałam przed sobą, że byłam w nim zakochana.

Dusiłam to w sobie przez te trzy tygodnie. Nikomu wtedy o tym nie powiedziałam.

Przed samym wylotem do Seabreeze zdecydowałam się porozmawiać o tym z Dahlią. Zaczęła piszczeć i skakać ze szczęścia, powtarzając, że wiedziała, że to się tak skończy.

Clyde o tym nie wiedział. Miałam świadomość, że on jeszcze do tego nie dotarł i potrzebuje więcej czasu. A ja to szanowałam. Poza tym, mimo że byłam w nim zakochana, to wciąż z tyłu głowy miałam trochę wątpliwości. W końcu miałam już raz męża.

Czułam, jakby wszystko szło w dobrym kierunku. Kawiarnia dzięki Clyde'owi także ruszyła do przodu i ilość klientów była o wiele większa.

Tylko miałam dość dziwne przeczucia. Nawet nie wiedziałam dlaczego.

Taksówka zatrzymała się pod hotelem, który podał mi Clyde. Podziękowałam kierowcy i poszłam od razu w stronę wejścia, uśmiechając się do mężczyzny, który stał przy wejściu.

– Dzień dobry. – Pochylił lekko głowę.

– Dzień dobry, panu.

Skierowałam się prosto do recepcji. Odstawiłam walizkę, spoglądając na kobietę, która od razu się podniosła w krzesła i wyjęłam dowód osobisty, żeby jej pokazać.

– Dzień dobry, ja miałam odebrać kartę od pokoju. Aylin McLain. Pan Hargrove ponoć wszystko załatwił.

– Dzień dobry, pani McLain. Tak, karta na panią czeka. Wypełnimy najpierw dokumenty, dobrze?

– Pewnie.

Położyłam przed nią dowód i cierpliwie czekałam, rozglądając się po wnętrzu. Lada recepcji była długa i elegancka, wykonana z białego marmuru, który lśnił w świetle wiszących nisko złotych lamp. Całość aranżacji utrzymana była w stonowanych biało-beżowych kolorach. Wokół unosił się subtelny zapach świeżych kwiatów. Kilka osób, z walizkami w dłoniach, kierowało się w stronę wyjścia, rozmawiając cicho.

– Aylin?

Usłyszałam nagle swoje imię i spojrzałam na mężczyznę, który zaczął iść w moją stronę. Miał bardzo nisko czapkę z daszkiem, więc nie widziałam dokładnie jego oczu, żeby móc stwierdzić, czy się znamy. Chociaż ja i tak nie znałam nikogo w Seabreeze.

– Aylin, prawda? Peter Abernathy. Kolega Clyde'a.

– Ahh Peter, dzień dobry. Nie poznałam się w ogóle w tej czapce, przepraszam.

Damn it, Clyde!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz