Rozdział 25. Tlił.

119 6 3
                                    

Miłego czytania
***

Po dłuższej analizie wciąż zastanawiałam się, o co mu chodziło. Kompletnie nie wiedziałam, o co biega z tym płomieniem. Jego słowa były dla mnie niezrozumiałe i coś czułam, że przez dłuższy czas nie dowiem się znaczenia.

Kiedy choć trochę odpoczęliśmy, to każde z nas doprowadziło się do ładu. Nie rozmawialiśmy, nie rzucaliśmy sobie żadnych spojrzeń. Zmęczona usiadłam na zimnej trawie, a po chwili obok mnie w bezpiecznej odległości usiadł Souvenir. I znów nie nawiązaliśmy żadnej konwersacji, żadne z nas nie dotknęło drugiej osoby. Siedzieliśmy i tyle.

Każde z nas zatraciło się w myślach, które kłębiły się w naszych głowach i nie miało odwagi rzucić jednego spojrzenia.

Pociągnęłam nosem i zatrzęsłam się z chłodu, który opanował moje ciało. Przegryzłam wargę i spojrzałam się na ocean, choć był ledwo widoczny, to i tak poczułam ulgę.

Próbowałam przywoływać wspomnienia, aby choć na chwilę, uciec od tej napiętej atmosfery, która krążyła wokół nas.

Raz, dwa, trzy i cztery.

Tyle chmur dokładnie znajdowało się na ziemi i zmierzało do słońca. Nie chciałam, aby je zasłoniło, bo wtedy wszystkie promienie znikną, nawet te najjaśniejsze.

— One nie mogą je zasłonić! Słońce jest zbyt piękne, aby takie brzydkie, szare chmury je zasłaniały!

Trawa, na której leżeliśmy, zaszumiała, przez podmuch wiatru. Zmrużyłam oczy i zrobiłam z dłoni daszek, aby promienie nie mogły mnie tak mocno razić.

— Kiedyś zabiorę wszystkie chmury, abyś tylko widziała, to co najpiękniejsze. Czyli słońce.

Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy dokładnie to było i z kim. Choć nie ma co drążyć, z kim to było, ponieważ pewnie była to osoba, którą poznałam jednego dnia na placu zabaw, obok mojego domu i tego samego dnia odeszła z mojego życia, nie wracając.

— Jesteś na mnie zła? — Powiedział cicho.

— A mam być na coś zła?

— Nie wiem. Możesz być, ale również i nie jesteś o nic zła.

— Nie mam powodu, aby być zła. Nic nie zrobiłeś, abym miała ochotę cię wyklinać — odpowiedziałam szczerze.

— Nawet o ten wyścig? — Powiedział niepewnie.

— Nawet o ten głupi wyścig. Nie mam być prawa o to być zła, czy mieć do ciebie jakiekolwiek wyrzuty. Sama też nie powiedziałam ci o pewnych rzeczach, a nie chcę być hipokrytka. — Przegryzłam wargę. — Prawda jest taka, że nie jesteśmy bliskimi przyjaciółmi, abym miała się o ciebie martwić, a ty o mnie. Nie znamy się.

Cisza otoczyła nas znowu. Tym razem mieliśmy odwagę, unieśliśmy spojrzenia i jednocześnie spojrzeliśmy się na siebie. Nie potrafiłam już opuścić kontaktu wzrokowego, poczułam ukojenie w jego oczach.

Choć czułam naprawdę dużo, to nie mogło przerodzić się w coś głębszego, piękniejszego.

— Nie wiele osób wie, że na drugie imię mam Mercury. Nikt praktycznie nie wie, że brałem udział w wyścigach, ćpałem i piłem na potęgę. Nikt nie zna opowieści o Idali z mojej perspektywy. Ty to wiesz, więc dlaczego uważasz, że się nie znamy?

— Bo nie da poznać się wystarczająco przez niecałe trzy miesiące — spojrzałam się na niego politowania. — Wiemy coś osobie, ale wciąż nie poznaliśmy się na tyle, aby móc powiedzieć, że znamy, choć połowę drugiej osoby. Ten proces jest niezwykle trudny i czasochłonny.

Zagubione wspomnienia [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz