- Zwariowałaś?! - krzyknął i wstał na równe nogi. - Co ci najlepszego strzeliło do głowy?!
- A znasz jakieś inne wyjście? - spytałam spokojnie.
- To nie jest wyjście!
Przekręciłam oczami. Starałam się być niewzruszona reakcją Jacoba, ale jego krzyk mnie przerażał, do tego jego tęczówki stały się dużo ciemniejsze. Mrożący krew w żyłach widok.
Mój brat podszedł do okna i wziął kilka głębokich oddechów, po czym wrócił do mnie i popatrzył mi w oczy.
- Lucy. Posłuchaj. Przemieniając cię w wampira, zrobię to czego nie chcę żeby zrobił on. Czy to ma jakiś sens?
Kiwnęłam głową.
- To będzie dobrowolne, a nie z powodu zemsty.
Westchnął.
- Nie zrobię tego - podszedł do drzwi. - Teraz wybacz, muszę go zbić z tropu... Dosłownie - powiedział i zniknął za drzwiami.
Przeczesałam włosy dłonią i opadłam na łóżko.
Może i miał rację. Mój pomysł był bez sensu. Z resztą myśl o tym, że miałabym stać się martwa i jednocześnie żyć, przerażała mnie. Do tego jedyne pożywienie to krew.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Skoro mowa o jedzeniu... Mój brzuch znów zaburczał. Niestety nie dowiedziałam się gdzie znajduje się kuchnia. Niepewnie wyszłam z pokoju i zeszłam schodami do holu. Jako pierwsze wybrałam drzwi po lewej, które okazały się trafne. Stałam właśnie w ogromnej białej kuchni. Jak wszystko tutaj, była wykończona złotem.
Podeszłam do ogromnej lodówki i z trudnością ją otworzyłam. Niestety była pusta. Przeklęłam pod nosem i podeszłam do okna. Pomału się ściemniało, ale to nie mogło mi przeszkodzić w znalezieniu sklepu i zrobieniu zakupów.
Pobiegłam do pokoju i przebrałam się w lepsze ciuchy, po czym zgarnęłam pieniądze i kluczyki z szafki przy drzwiach, zamknęłam dom i ruszyłam przed siebie. W zasadzie nawet nie wiedziałam gdzie idę, więc prędko włączyłam w telefonie GPS i w bardzo szybkim tempie znałam swoją lokalizację. Prędko poszukałam sklepów w okolicy. Nie było ich wiele, bo tylko pięć, a najbliższy znajdował się 1,5 kilometra ode mnie. Niestety głód okazał się silniejszy, ponieważ zaczął doskwierać mi ból brzucha. Zacisnęłam zęby i szłam dalej.
Po 20 minutach dotarłam na miejsce. Przekroczyłam próg supermarketu, chwyciłam koszyk i zaczęłam robić zakupy. Kiedy wydawało mi się, że wzięłam już najpotrzebniejsze rzeczy skierowałam się do kasy. Wyciągałam pieniądze, gdy zadzwonił mój telefon.
- Przepraszam - mruknęłam i odebrałam, jednocześnie szukając odpowiedniej sumy. - Halo?
- Gdzie ty do cholery jesteś?! - krzyknął Jacob.
Położyłam kwotę na ladzie, a kasjerka wydała mi resztę, którą schowałam. Zgarnęłam zakupy i ruszyłam w stronę wyjścia.
- W sklepie - odpowiedziałam.
- Co ty tam robisz?! Powinnaś siedzieć w domu!
- Braciszku, ja wiem, że ty masz swoją dietę, ale ja też muszę coś jeść.
- Nie mogłaś poczekać na mnie? - spytał nieco spokojniejszym tonem.
- Przepraszam - westchnęłam. - Nie wiedziałam, kiedy wrócisz, a ja na prawdę jestem głodna.
- Dobrze - zamyślił się na chwilę. - Gdzie jesteś?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam, odgryzając kawałek croissanta. - Zaraz będę.
- Wolałbym po ciebie podjechać, szybciej byś wróciła.
- Spokojnie, dojdę - przewróciłam oczami.
- Nie może być inaczej - powiedział i rozłączył się.
Schowałam telefon i przegryzając croissanta, szłam prosto do domu, w którym, mam nadzieję, tylko tymczasowo mieszkałam.
Kiedy od mojego celu dzieliło mnie około 100 metrów, poczułam się jakby ktoś mnie obserwował. Postanowiłam się nie odwracać, przyspieszyłam tylko kroku.
Znajdowałam się tuż przed drzwiami, gdy poczułam lodowatą dłoń na moim ramieniu. W momencie cała zastygłam i coraz szybciej oddychałam. Na myśl przyszła mi tylko jedna osoba. Mark.
Dziś krótko. Dlaczego? Chciałam coś po prostu dodać. Wiem, że są wakacje i powinnam dodawać częściej, ale nie zawsze mam pomysły, więc potrzebuję trochę czasu.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Liczę na motywujące gwiazdki i komentarze :) do następnego :))
