Rozdział 32

257 27 4
                                    

Ból, ból i jeszcze raz ból, cholernie mocny ból roznoszący się po całym ciele. Cała drżę, pieką mnie oczy, jest mi gorąco. Ratunku! Co się ze mną dzieje?! Czy ktoś mi pomoże? Matt? Jacob? Mama? Tata? Ktokolwiek? Słyszy mnie ktoś?! Halo potrzebuję kogoś!

Wiem, że krzyczę, ale nie potrafię nad tym zapanować. Chcę przestać, ale jak?

Próbuję odzyskać nad sobą kontrolę. Jest mi tak trudno.

Duszę się. Brakuje mi powietrza. Próbuję wziąć wdech. Nie mogę.

Czułam jeszcze większy ból. Rozdzierało mi serce, płuca, żyły, tętnice.

Słysze Jacob'a. Jest tutaj. Jest obok mnie.

Otworzyłam oczy.
Nic nie widzę.
Białe światło.
Za jasno.
Nie dam rady.
Chcę stąd uciec.
Ratunku!

JACOB

Jej oczy. Całe białe. Brak źrenic. Brak tęczówek. Jej ciało równie białe.

Umiera. Umarła.

LUCY

Odzyskuję kontrolę. Świat staje się kolorowy. Zaczynam widzieć kontury. Ruszam palcami, dłonią. Jacob siedzi obok mnie ze łzami w oczach. Chcę powiedzieć, że nic mi nie jest, ale nie mogę.

Łapię oddech. Wdech, wydech. Sukces. Znów żyję.

- Lucy - szepcze Jacob, muskając palcami mój policzek.

Próbuję się uśmiechnąć. Po chwili mi się udało. Złapałam go za dłoń. Miało to oznaczać, że nic mi nie jest, ale on wiedział, że to kłamstwo.

- Przepraszam - wyszeptał i zaczął szlochać. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - Zniszczyłem ci życie, bo nie zareagowałem. Przeze mnie będziesz już zawsze tkwić w tym martwym ciele.

O czym on mówi? Martwym ciele?

Jacob? O co chodzi?

Podniosłam się i zsunęłam nogi na podłogę. Podeszłam do lustra. Zobaczyłam w nim bladą dziewczynę z intensywnym kolorem włosów i tęczówek i o idealnych proporcjach ciała. Ta dziewczyna to ja. Byłam piękna.

- Jejku - wyszeptałam.

Po chwili obraz zaczął się zamazywać, a moje odbicie znikało. Po kilku minutach nie było po nim śladu. Westchnęłam.

- Przyzwyczaisz się - mruknął Jacob.

- Będzie trudno - przeczesałam włosy i spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się pokrzepiająco. 

- Zostawię cię  - zmierzył w stronę drzwi. 

- Zaczekaj - podeszłam do niego i złapałam się za brzuch. - Głodna jestem - wymamrotałam. 

- Tak szybko? - kiwnęłam głową. - Dobrze... Chodź. 

Zeszliśmy po schodach na parter. W salonie zauważyłam płaczącą w ramionach ojca mamę. Ten widok ściskał serce, bo wiedziałam, że to przeze mnie, przez to co się wydarzyło. Jacob poszedł do kuchni, natomiast ja do rodziców. Przykucnęłam obok matki i położyłam dłoń na jej przedramieniu. 

- Nie płacz, mamo - wyszeptałam z trudem powstrzymując łzy. 

Spojrzała na mnie i otarła policzki, po czym mocno mnie przytuliła. 

- Moja kochana córeczka - wyszlochała. - Dlaczego on ci to zrobił - załkała. - Dlaczego? 

Wtuliłam się w nią i pozwoliłam jej płakać. Jeżeli to jest to czego potrzebuje, niech to robi. Sama wiem, że gdy łzy opuszczą nasze oczy to potem czujemy się lepiej. 

Po jakimś czasie odsunęła się ode mnie i wierzchem dłoni przetarła oczy. Wzięła głęboki wdech i posłała mi uśmiech, który odwzajemniłam. 

- Przykro mi - wyszeptała. 

- Jest w porządku - odpowiedziałam i wstałam.

Głośno mi zaburczało w brzuchu, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Nagle Jacob mnie zawołał, oznajmiając przy tym, że znalazł mi coś do jedzenia. Szybko poszłam do kuchni, gdzie zastałam mojego brata z szklanką wypełnioną czerwoną cieczą. 

- Czy to krew? - skrzywiłam się na samą myśl o tym. 

Pokręcił głową. 

- Sok pomidorowy rozcieńczony wodą - uśmiechnął się i podał mi napój. - Pij do dna. 

Westchnęłam i upiłam łyk. Był całkiem smaczny. Kolejny łyk i następny i znów. Nim się obejrzałam, szklanka była pusta. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Najlepszy sok jaki piłam. 

- Smakowało? - spytał Jacob, zabierając naczynie. 

- Tak - oblizałam usta. - Mogę jeszcze? 

Zaśmiał się i z lodówki wyjął woreczek z ludzką krwią. Miała intensywny zapach. Musi być moja. W sekundzie znalazłam się przy nim i wyrwałam mu z rąk worek. Oderwałam kawałek, którym nalewał krew do szklanki i przyłożyłam do ust, łapczywie ją piłam. W niesamowicie szybkim tempie opróżniłam zawartość torebki i spojrzałam do lodówki, gdzie było ich więcej. Chwyciłam pierwsze, które wpadły mi do rąk i zrobiłam to samo co z poprzednimi. Kolejne woreczki były puste. Po chwili poczułam się pełna. 

Popatrzyłam na moją rodzinę, która zadziwionym wzrokiem na mnie patrzyła. 

- O co chodzi? - spytałam, nie rozumiejąc ich spojrzeń. 

- Smakowało? - otrząsnął się Jacob. 

Pokiwałam głową i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. 

Schowałam twarz w dłoniach i nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Tak już będzie zawsze?

Przepraszam, że nie było tak długo rozdziału, ale nie zdążyłam go napisać pomiędzy jednym a drugim wyjazdem. Teraz go dodaję. Zaakceptujecie taką Lucy? 

Nobody Is SafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz