Rozdział 23

410 46 3
                                    

JACOB

Byłem niesamowicie zdenerwowany tym, co się stało. Siedziałem, opierając głowę na dłoni i patrzyłem w jeden punkt trochę powyżej głowy Chris'a. Myśli mnie przytłaczały. Bałem się, że Lucy nie odnajdzie się w tej sytuacji.

- Wszystko w porządku, stary?

Spuściłem wzrok.

- Lucy nie powinna się dowiedzieć. Nie teraz.

- Będzie dobrze.

- Jest za młoda. Jeszcze ta sytuacja z Butler'em. To ją przerośnie - schowałem twarz w dłoniach.

- Jest silna. Poradzi sobie.

Pokręciłem głową.

- Popatrz jak ona musi to wszystko przeżywać. Niedawno pojawiłem się w jej życiu, potem poznała swoich biologicznych rodziców, Mark chce ją przemienić, a teraz dowiaduje się, że żyje wśród wampirów i do tego przeprowadzka! Sam bym nie dał rady!

Chris wstał i zmierzył w stronę salonu. Po chwili wrócił z butelką Jack'a Daniels'a i postawił ją przede mną.

- Dobrze ci zrobi.

Chwyciłem alkohol, otworzyłem go, przyłożyłem do ust i duszkiem zacząłem pić. Po chwili odłożyłem butelkę. Wypiłem około połowę. Byłem spragniony, a whiskey to, to czego potrzebowałem.

- Myślałem, że się podzielisz - skrzyżował ręce na piersi.

- Masz - posunąłem to, co zostało w jego stronę. - Ja już nie chcę - wstałem od stołu i ruszyłem w stronę sypialni Lucy. - Zamknij drzwi jak będziesz wychodzić - rzuciłem na odchodne. - I dzięki za żarcie - rzuciłem i w mgnieniu oka znalazłem się pod sypialnią.

- Wyprowadzam się - usłyszałem załamany głos mojej siostry.

Z kimś rozmawiała. Do moich uszu dobiegł nieznajomy, męski głos. To pewnie był ten Matt.

Westchnąłem. Chciałem z nią porozmawiać, ale stchórzyłem. Cofnąłem się i poszedłem do mojego pokoju. Spod łóżka wyjąłem walizkę i spakowałem do niej trochę ciuchów.

Jestem beznadziejnym bratem. Wiem, że ranię ją tą przeprowadzką, ale to dla jej dobra. Lucy to moje oczko w głowie i przysiągłem sobie, że nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić. Tyle, że sam to robię, tylko psychicznie, a nie fizycznie i zdaję sobie z tego sprawę. Nie chcę tego, bardzo tego nie chcę. Ale nie widzę innego wyjścia. Wrócimy tutaj, niestety dopiero za jakiś czas, jak to wszystko ucichnie, o ile to możliwe.

Usiadłem na łóżku i ciężko westchnąłem. Potarłem dłonie i ruszyłem w stronę mojej skromnej biblioteczki. Rozsunąłem książki na środkowej półce i sięgnąłem do tyłu, wyciągając album ze zdjęciami. Zsunąłem lektury z powrotem i usiadłem na łóżku, bacznie przeglądając każdą fotografię. Nagle natrafiłem na malutką Lucy w uszach królika z jej ukochanym pluszakiem (zdjęcie dodane do rozdziału). Uśmiechnąłem się delikatnie. Pamiętam jak robiłem to zdjęcie. Wtedy coś mnie tknęło. To jedno z ostatnich zdjęć jakie jej zrobiłem. Nie miałem więcej. Zacisnąłem zęby i spojrzałem jeszcze raz na fotografię. Moja uwaga skupiła się na króliczku. Wstałem i zajrzałem do szafy. Na dole leżało pudło z rzeczami Lucy. Wyciągnąłem je i otworzyłem. Z jego wnętrza wyciągnąłem pluszaka. Był cały zakurzony. Odrobinę go otrzepałem i położyłem na walizce. Schowałem pudło i wróciłem do oglądania naszych zdjęć.

Nim się obejrzałem na zewnątrz zaczęło się robić jasno. Pospiesznie schowałem album na swoje miejsce i poszedłem budzić siostrę. Delikatnie otworzyłem jej drzwi i zerknąłem czy śpi. Spała jak zabita. Podszedłem do niej i odgarnąłem na bok kosmyk włosów, który leżał na jej twarzy. Uśmiechnąłem się i delikatnie potrząsnąłem jej ramieniem.

- Lucy, wstawaj - wyszeptałem.

Otworzyła pomału swoje cudowne, zielone oczy i spojrzała na mnie.

- Już jedziemy? - spytała z grymasem na twarzy.

- Tak. Chodź. Chciałaś jeszcze się pożegnać.

Kiwnęła głową.

- Już wstaję - przeciągnęła się.

- Idę zrobić śniadanie. Pospiesz się.

Wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę kuchni, gdzie zabrałem się za przygotowywanie posiłku. Po chwili obok mnie znalazła się, odświeżona już, Lucy.

- Skoro żywisz się krwią, to skąd wiesz, że to dobre? - spytała siadając na krześle.

Zaśmiałem się.

- Przecież czuję smak - puściłem jej oczko.

- No tak - przeczesała włosy palcami.

- Smacznego - postawiłem przed nią talerz z jajecznicą i kubek z herbatą.

- Dzięki - odpowiedziała, zajadając się śniadaniem.

- Spakowana? - zagadnąłem, myjąc naczynia.

- Jeszcze tylko kilka rzeczy - pokiwałem głową. - Jacob?

- Tak? - spojrzałem na nią.

- Wrócimy tutaj kiedyś?

Westchnąłem.

- Tak, spokojnie - uśmiechnąłem się, mając w zamiarze dodać jej otuchy. - Chcę tylko żebyś była bezpieczna. Jak sprawa odrobinę się uspokoi, obiecuję, że wrócimy.

- No dobrze.

- Nie martw się.

Kiwnęła głową i wróciła do jedzenia. Kiedy skończyła odłożyła wszystko do zlewu i poszła do swojego pokoju. Ja natomiast umyłem do końca naczynia i poszedłem się odrobinę ogarnąć do łazienki. Kiedy już wziąłem prysznic i poprawiłem włosy, Lucy stała w salonie, czekając na mnie.

- Gotowa?

- Tak.

- Już idę.

Poszedłem po swoje rzeczy i pluszaka mojej siostry. Spojrzałem czy wszystko jest na miejscu, po czym wróciłem do salonu.

- Jestem - zamilkłem, a dziewczyna odwróciła się gotowa do wyjścia. - Lucy...

- Hm? - popatrzyła na mnie.

Uniosłem króliczka w jej stronę.

- To... To twoje - przerwałem. - Twój ulubiony pluszak. Bez niego nie mogłaś zasnąć - posłałem w jej stronę uśmiech.

Dziewczyna odstawiła walizkę i wzięła go do rąk. Obejrzała z każdej strony i przytuliła.

- Dziękuję - objęła mnie.

Wtedy usłyszałem jej równomierny puls. Zacisnąłem powieki i czekałem aż się odsunie. Kiedy to zrobiła, zabrałem jej bagaż i zaniosłem do samochodu, uprzednio zamykając dom.

Gdy byliśmy już przed garażem, otworzyłem Lucy drzwi od strony pasażera, a kiedy wsiadła zamknąłem je. Potem usiadłem na miejscu kierowcy.

- To do kogo pierwsze? - spytałem odpalając silnik.

Zamyśliła się na moment.

- Rose.


Coś nowego :) rozdział z punktu widzenia Jacob'a. Podoba Wam się coś takiego? Pisać częściej jego wersję czy wolicie Lucy? Swoją drogą jak rozdział? Bo ja uważam, że nie wyszedł źle i pierwszy raz od dłuższego czasu jestem zadowolona z tego co napisałam :) ale Wasze zdanie najważniejsze, więc piszcie!

Nobody Is SafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz