Leżę tutaj już około miesiąc. Rodzice przychodzą i próbują mnie pocieszyć, Jacob na siłę karze mi jeść. Chcę zostać sama. Chcę znów być normalna. Chcę cofnąć czas.
- Lucy.
To znów Jacob.
- Daj mi spokój!
- Lucy, proszę cię!
- Idź sobie. Nie chcę tutaj nikogo.
- To nie skończy się dobrze! My też mamy potrzeby, musimy jeść żeby przeżyć!
- To ja umrę.
Minął kolejny tydzień. Jestem coraz bardziej słaba, nie mam na nic siły. Już nawet nie wstaję z łóżka. Ignoruję wszystkie moje potrzeby. Mam dość takiego życia.
- Lucy - usłyszałam odrobinę przestraszony głos Jacob'a. - Masz gościa.
- Lucy? To ja Matt. Wszystko w porządku? - zapukał w drzwi.
Uniosłam głowę resztką sił i spojrzałam w tamtą stronę. Wzięłam głęboki wdech. Czułam go i to z daleka.
- Wejdźcie - wyszeptałam bardzo cicho, ale wiedziałam, że Jacob usłyszy.
Klamka poruszyła się kilka razy, ale drzwi się nie otworzyły. No tak zamknęłam je.
Zapadła cisza, a po chwili drzwi wypadły z zawiasów.
- Klucz jest na szafce w salonie - mruknęłam niezadowolona zachowaniem brata. - Nie musiałeś ich wywarzać.
- Wybacz - podrapał się po karku i spojrzał na mnie. - Lucy - kucnął przy mnie, gładząc mnie po policzku. - Jak się czujesz?
- A jak myślisz? - fuknęłam.
- Jejku - usłyszałam Matt'a. Dopiero teraz zwróciłam na niego uwagę. - Co ci się stało? - podszedł do mnie i usiadł obok.
Bicie jego serca odbijało się echem, krew, która uderzała o ściany tętnic i żył była nie do zniesienia. To było tak głośne. Zaczęłam coraz szybciej oddychać. Zacisnęłam szczękę. Wdech. Wydech.
- Lucy? Co się dzieję? - usłyszałam gdzieś pomiędzy biciem serca.
W momencie rzuciłam się na Matt'a.
- Lucy, do cholery! - krzyknął Jacob i złapał mnie za biodra.
Nie puszczę go! Nigdy!
Ścisnęłam jego ramiona i przyssałam się do jego szyi, z której zaczęła się sączyć słodka i ciepła krew. Nareszcie. Nagle poczułam okropny ból w plecach i opadłam na łóżko. Zdrętwiałam. Straciłam panowanie nad całym ciałem. Nie mogę oddychać. Duszę się. Obraz się zamazuje. Ciemność. Umarłam?
JACOB
Zgłupiała. W sumie to nie dziwne. Nie jadła nic od około 1,5 miesiąca. Nie potrzebnie go tutaj przyprowadzałem.
Jacob, idioto! Zareaguj jakoś! Ona go zaraz zabije!
Niestety nic innego nie przychodziło mi do głowy. Zebrałem w sobie wszystkie siły i uderzyłem łokciem w sam środek jej kręgosłupa. Po chwili leżała nieżywa na łóżku. Spojrzałem na Matt'a. Szybko pobiegłem po jakiś opatrunek i tak szybko, jak tylko mogłem zakleiłem mu ranę. Teraz na łóżku w pokoju mojej siostry leżały dwie nieprzytomne osoby. Znów zawaliłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę, muszę to wszystko jakoś odkręcić. Nawet już wiem jak. Muszę się udać do Isabelle. Ona jest jedyną deską ratunku. Jeżeli ona nie pomoże, to koniec.
Przepraszam, że dawno nic nie pisałam. Przepraszam, że rozdział jest krótki. Przepraszam za wszystko. Liceum = niesamowicie dużo nauki. Nie mam czasu, a co gorsza pomysłów na rozdziały. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Przepraszam jeszcze raz.
