Rozdział 14

604 54 2
                                    

Jacob zaczął wypytywać mnie co to za chłopak i dlaczego mnie odprowadził. Odpowiedziałam, że jest nowy w naszej szkole i spotkaliśmy się w kawiarni itd. Kiwnął głową na znak, że rozumie i prosił mnie żebym uważała. Potem skierowałam się do sypialni. Przeżyłam nie małe zaskoczenie. Pokój był całkiem inny niż rano. Ściany pomalowane na biało, dwa duże okna przyozdobione żaluzjami. Na środku ogromne łóżko, jak dla jakiejś księżniczki. Po bokach małe szafki nocne. Na jednej z nich leżał laptop. Duży szary dywan. Po lewej stronie białe biurko, mała wieża i stojące lustro. Po prawej duża szafa, a obok niej toaletka. Lampa, również takiego koloru jak ściany, z kryształkami. Przy drzwiach stał regał z książkami.

Byłam zachwycona pięknem tego pokoju. Zawsze chciałam taki mieć.

- Stwierdziłem, że skoro już tu mieszkasz, to oddam ci sypialnię - mruknął Jacob z uśmiechem na ustach. Pewnie widział moje zafascynowanie. - W szafie masz nowe ciuchy. Starałem się dobrać do twojego gustu. Tutaj - wskazał na regał, a ja podążyłam wzrokiem za jego palcem. - Masz książki do szkoły i te, które były w twoim starym domu. Kupiłem ci też kilka par butów i torebek. Biżuterię także - zamyślił się. - Obok wieży jest stojak z płytami. Pozwoliłem sobie zajrzeć do twojego telefonu i sprawdzić playlistę - puścił mi oczko. - I to chyba tyle. Jak czegoś nie będziesz wiedzieć albo będziesz coś chciała to jestem na dole - powiedział i wyszedł z pokoju.

Pobiegłam za nim. Przez ten czas byłam tak zafascynowana pokojem, że nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Zrobił mi niezły prezent.

- A ty? - spytałam.

- Co ja? - popatrzył na mnie.

- Gdzie ty będziesz spać? Gdzie będziesz trzymać swoje ciuchy i wogóle?

- Chodź, to ci pokażę.

Złapał mnie za dłoń i pociągnął za sobą. Szliśmy przez długi, ciemny korytarz. Nigdy nie byłam w tej części jego domu. Na końcu zatrzymał się i otworzył drzwi, których nie widziałam. Moim oczom ukazał się duży, ale mniejszy od mojego, pokój. Cały ciemny. Jedyny kolor jaki był to czerwony. Taką barwę miały dywaniki i poduszki na łóżku. Wszędzie panowała czerń.

- Tutaj - powiedział. - Tu mam swój świat - uśmiechnął się i usiadł na łożu.

Nie chciałam być nie grzeczna, ale nie mogłam się oprzeć temu, by sprawdzić co kryje to pomieszczenie. Zaczęłam od przeglądania biblioteki książek. Była ogromna. Szafka miała na szerokość dobre 2 metry, a nie widziałam miejsca bez jakiejś lektury. Nie znałam niczego. Potem sprawdziłam to, co leżało na komodzie. Kilka pierścieni i jakieś rzemyki. Potem szafa, do której nie śmiałam zaglądnąć.

- Ale masz minę - zadrwił sobie. Spiorunowałam go wzrokiem.

- JACOB! Idziemy na obiad! Dołączasz do nas?! - usłyszałam znajomy głos Chris'a.

- Już pędzę! - odpowiedział Jacob i poderwał się z łóżka. Zaprowadził mnie do kuchni. - Tutaj masz jedzenie, jak będziesz głodna. Nikogo nie zapraszaj. Wrócę wieczorem. Do zobaczenia - rzucił i już go nie było.

Westchnęłam. Zaburczało mi w brzuchu. Zjadłam to, co zostawił mi brat, a potem poszłam się uczyć.

- Głupia matma - mruknęłam pod nosem. Nigdy nie mogłam pojąć tego przedmiotu, ale mimo wszystko się starałam i nawet mi to wychodziło. Niestety zaniedbałam szkołę i musiałam wszystko nadrobić. Po trzech godzinach siedzenia nad książkami, wreszcie skończyłam. W tym też momencie usłyszałam dzwonek. Wstałam leniwie i zeszłam do drzwi. Zerknęłam przez wizjer na osobę, która stoi przed domem. To był Mark. Zaśmiał się.

- Wpuść mnie ślicznotko - powiedział. - Przecież wiem, że jesteś w środku.

Odsunęłam się od drzwi i usiadłam na schodach. Czekałam aż sobie pójdzie.

- No, skarbie - podniósł głos. - Otwieraj. Chyba, że sam mam je otworzyć!

Pobiegłam po telefon i zadzwoniłam do brata. Po dwóch sygnałach odebrał.

- Co tam? - wyszeptał między ciężkimi wdechami. Chyba był zmęczony. Co on robił na tym obiedzie? Może poszli się rozerwać czy coś.

- LUCY! KOCHANIE! OTWÓRZ! - usłyszałam.

- Mark chce wejść i dobija się do drzwi - szepnęłam.

- Za sekundę jestem - powiedział głośniej i się rozłączył.

Wyszłam z pokoju. Ręce mi się trzęsły. Bałam się go, od kiedy Jacob opowiedział mi całą historię. Zaczęłam pomału schodzić na dół.

- No cóż! - krzyknął Mark. Cofnęłam się. - Wchodzę sam!

Jedyne co usłyszałam to trzask drzwi. Zawróciłam i biegłam do mojego pokoju. Nagle ktoś chwycił mnie za biodra i przycisnął do ściany.

- Chciałabyś - wycedził przez zęby Mark. Nie wiedziałam co robić. Byłam w pułapce. Przejechał dłonią po moim policzku. - Tym razem twój braciszek już cię nie uratuje. Nie pozwolę żeby znów zepsuł moje plany - syknął.

- Daj mu spokój! - krzyknęłam i zaczęłam się wiercić. Chłopak przywarł swoim ciałem do mojego tak, że ledwo oddychałam. Złapał mnie za nadgarstki jedną dłonią, a w drugiej miał telefon i wybierał jakiś numer.

- I jak? - powiedział do komórki i włączył głośnomówiący.

- Mamy go - ktoś po drugiej stronie się zaśmiał. - Posłuchaj tylko tego.

- SPRÓBUJCIE TYLKO JĄ TKNĄĆ! - usłyszałam Jacob'a, a potem jego krzyk. - NIE RÓBCIE JEJ NIC, WREDNE POTWORY! - i znów ten krzyk. Coś mu robili, a jego to dotkliwie bolało. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.

- Zostawcie go - wyszeptałam.

- LUCY! UCIEKAJ!!! - krzyknął głośno i przy tym ryknął z bólu. Mark się rozłączył.

- Nie ma ratunku. Ani dla ciebie ani dla niego - powiedział z łobuzerskim uśmiechem. Po chwili przyssał się do mnie.

Panicznie się bałam. To koniec, pomyślałam i zacisnęłam powieki, pozwalając łzom swobodnie spływać.

Nobody Is SafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz