Rozdział 29

240 27 3
                                    

Otworzyłam pomału oczy. Wokół mnie panowała ciemność. Nikogo nie było obok. Przez kilka godzin snu okropnie zmarzłam. Nie miałam na sobie żadnego okrycia, a w pomieszczeniu, w którym przebywałam panował chłód.

Przez moje ciało przeszły ciarki.

Nagle poczułam dłonie na moich ramionach. Wzdrygnęłam się.

- Spokojnie, Lucy - powiedział Jacob. - To tylko ja.

Podniósł mnie i wyniósł z pomieszczenia do mojego pokoju.

- Długo spałam?

Wzruszył ramionami. 

- Mark nas odwiedził - odpowiedział obojętnie. 

Moje serce zastygło i czułam jak blednę. 

- Poszedł już? - spytałam słabo. 

Kiwnął głową. 

- Wie gdzie się zatrzymaliśmy. Wróci tutaj - szeptał jakby do siebie. - Muszę coś wymyślić.

Wyszedł i zostawił mnie samą. Westchnęłam. Znów zostałam sama. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Nagle po pokoju rozległo się pukanie. 

- Proszę - mruknęłam. 

Zza drzwi wyłoniła się moja matka, a za nią ojciec. 

- Cześć, słońce - posłała mi promienny uśmiech. - Możemy? 

- Oczywiście. 

Weszli do środka i usiedli obok mnie. 

- Jak się czujesz? - spytała troskliwie mama. 

- Dobrze. 

- Podoba ci się tutaj? 

Zawahałam się na moment. 

- Raczej tak. Bardzo... - próbowałam dobrze dobrać słowa. - Bardzo bogaty wystrój - dokończyłam. Tak szczerze to nie lubię tego domu. Za dużo tutaj drogocennych przedmiotów. 

- Masz rację. Jak ludzie nie mają co robić z pieniędzmi to ozdabiają dom złotem - zaśmiał się tata. To nie było śmieszne, to było dziwne. Nie mają co robić z pieniędzmi? To nasza rodzina jest bogata? 

Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się przyjaźnie. 

- Gdzie Jacob? - spytała matka. 

- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Niedawno wyszedł z pokoju bez słowa. Może u siebie. 

- Możliwe - westchnęła. - Zmęczona? 

- Nie. Długo spałam w... - zamilkłam. Właściwie nie wiedziałam gdzie. - Piwnicy? 

- Piwnicy?! - spytał ojciec, robiąc duże oczy. 

- Tak - przytaknęłam. 

- Nie zrobił tego... - powiedział bardziej do mamy. 

- Nie możliwe, spokojnie - pogładziła go po ramieniu. 

- Ale tu do cholery nie ma innej piwnicy! - wrzasnął. 

- Will, uspokój się - skarciła go. 

- O co chodzi? - przyglądałam im się. 

Zerknęli na siebie zdenerwowani. 

- Nic takiego - uśmiechnęli się niepewnie. 

Nie chciałam ciągnąć tematu, więc nic nie odpowiedziałam. 

- Idę go poszukać - oznajmił ojciec i opuścił pokój. 

- Nareszcie poszedł - zaśmiała się matka. - Możemy teraz normalnie porozmawiać. Jak kobiety - nie za bardzo wiedziałam o co jej chodzi, więc czekałam aż będzie kontynuować. - Podoba ci się jakiś chłopiec? - uśmiechnęła się szeroko. 

- Mamo... - mruknęłam, wzdychając. 

- No mów - pokiwałam głową. - Opowiedz mi o nim. 

W duchu przewróciłam oczami.

- Ma na imię Matt - zaczęłam. - Jest na prawdę cudowny. Opiekuńczy, przyjazny, odrobinę nieśmiały i cholernie przystojny. Jego nieziemski uśmiech zwala mnie z nóg i się we mnie zakochał - spojrzałam na nią. 

- A ty? - spytała nie spuszczając ze mnie wzroku. 

- Ja... nie wiem - zaczęłam się nerwowo bawić palcami. - Bardzo go lubię. Zależy mi na nim i niesamowicie mi się podoba. Tęsknię za nim, ale nie wiem czy to miłość. 

- Daj sobie czas - objęła mnie ramieniem i przytuliła do siebie. 

Wtuliłam się w nią i zamknęłam oczy, wdychając jej piękny zapach. 

- JACOB CZY TY DO CHOLERY ROZUMIESZ CO ZROBIŁEŚ?! 

Podskoczyłam, kiedy usłyszałam krzyk mojego ojca. 

- Co tam się dzieje? - zastanawiała się mama. 

Wstała i wyszła, a ja poszłam w jej ślady. W pokoju mojego brata toczyła się ostra kłótnia. 

- Wyobraź sobie, że wiem! - warknął. - Chroniłem życie mojej siostry - wskazał na mnie.

- Wrzucając ją do piwnicy z trupami?! - wyrzucił ręce w powietrze. 

Trupami? Opuściły mnie wszystkie siły, a nogi zmiękły. Ledwo się trzymałam. Leżałam na podłodze otoczona martwymi ludźmi, które prawdopodobnie były ich posiłkiem. To niemożliwe. 

- Lucy? - Jacob stał przede mną ze strachem wymalowanym na twarzy. - Lucy, wszystko w porządku? 

Zaczęłam głęboko oddychać. 

- Skarbie? - tym razem zwróciła się do mnie mama. 

Patrzyłam cały czas na mojego brata, który stał przede mną, trzymając dłoń na moim ramieniu. Jak on mógł mi to zrobić?!

- Trupami? - wyszeptałam, nie spuszczając z niego wzroku. - Spałam na podłodze między trupami? - podniosłam głos. Widać było, że zbiłam go z tropu, ale jednocześnie, że wzbudziłam w nim poczucie winy. - Jak mogłeś, Jacob? Jak mogłeś? 

- Nie miałem wyboru... - powiedział, patrząc w podłogę. 

- Miałeś. Mogłeś mnie wziąć do samochodu i stąd wywieźć. 

- Lucy, ja... - zaczął, ale nie wiedział jak skończyć. 

Po moich policzkach spłynęły łzy. 

- Jesteś okropny - wysyczałam i wróciłam do mojego pokoju, zamykając drzwi. 

Nie wierzę w to. 

Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Mój brat zrobił mi takie świństwo. Teraz brzydzę się nim jeszcze bardziej. 

- Lucy... - zapukał. - Lucy, proszę otwórz - zamilkł. - Przepraszam, wydawało mi się, że to jedyne wyjście - znów zapukał. - Proszę otwórz. Musimy stąd wyjechać. Nie jesteś tu bezpieczna - przerwał. -  Lucy... - wyjąkał. 

Cisza. Odpuścił. 

- Wszystko w porządku? - obok mnie pojawił się Mark. 

Moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Jak on się tutaj dostał?! 

- Dlaczego płaczesz, Lucy? 

Odsunęłam się od niego, a on nawet nie drgnął. 

- Co cię to obchodzi? - odpowiedziałam, ocierając łzy. 

- Jesteś dla mnie wyjątkową dziewczyną. Martwię się - uśmiechnął się słodko. 

- Jasne - przewróciłam oczami. 

Nagle przysunął się do mnie i przytulił. Miałam ochotę się od niego odsunąć, ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego bardziej się w niego wtuliłam. Potrzebowałam tego, a on był najbliżej. 

Potarł dłonią troskliwie moje plecy i złożył pocałunek na moim czole. 

- Nie boisz się? - wyszeptał. 

Pokręciłam głową. 

- Nareszcie... 

No macie ten rozdział :) za niedługo wyjeżdżam na wakacje, więc postaram się dodać więcej rozdziałów :)  

Nobody Is SafeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz