Otworzyłam pomału oczy. Wokół mnie panowała ciemność. Nikogo nie było obok. Przez kilka godzin snu okropnie zmarzłam. Nie miałam na sobie żadnego okrycia, a w pomieszczeniu, w którym przebywałam panował chłód.
Przez moje ciało przeszły ciarki.
Nagle poczułam dłonie na moich ramionach. Wzdrygnęłam się.
- Spokojnie, Lucy - powiedział Jacob. - To tylko ja.
Podniósł mnie i wyniósł z pomieszczenia do mojego pokoju.
- Długo spałam?
Wzruszył ramionami.
- Mark nas odwiedził - odpowiedział obojętnie.
Moje serce zastygło i czułam jak blednę.
- Poszedł już? - spytałam słabo.
Kiwnął głową.
- Wie gdzie się zatrzymaliśmy. Wróci tutaj - szeptał jakby do siebie. - Muszę coś wymyślić.
Wyszedł i zostawił mnie samą. Westchnęłam. Znów zostałam sama. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Nagle po pokoju rozległo się pukanie.
- Proszę - mruknęłam.
Zza drzwi wyłoniła się moja matka, a za nią ojciec.
- Cześć, słońce - posłała mi promienny uśmiech. - Możemy?
- Oczywiście.
Weszli do środka i usiedli obok mnie.
- Jak się czujesz? - spytała troskliwie mama.
- Dobrze.
- Podoba ci się tutaj?
Zawahałam się na moment.
- Raczej tak. Bardzo... - próbowałam dobrze dobrać słowa. - Bardzo bogaty wystrój - dokończyłam. Tak szczerze to nie lubię tego domu. Za dużo tutaj drogocennych przedmiotów.
- Masz rację. Jak ludzie nie mają co robić z pieniędzmi to ozdabiają dom złotem - zaśmiał się tata. To nie było śmieszne, to było dziwne. Nie mają co robić z pieniędzmi? To nasza rodzina jest bogata?
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Gdzie Jacob? - spytała matka.
- Nie wiem - odpowiedziałam szczerze. - Niedawno wyszedł z pokoju bez słowa. Może u siebie.
- Możliwe - westchnęła. - Zmęczona?
- Nie. Długo spałam w... - zamilkłam. Właściwie nie wiedziałam gdzie. - Piwnicy?
- Piwnicy?! - spytał ojciec, robiąc duże oczy.
- Tak - przytaknęłam.
- Nie zrobił tego... - powiedział bardziej do mamy.
- Nie możliwe, spokojnie - pogładziła go po ramieniu.
- Ale tu do cholery nie ma innej piwnicy! - wrzasnął.
- Will, uspokój się - skarciła go.
- O co chodzi? - przyglądałam im się.
Zerknęli na siebie zdenerwowani.
- Nic takiego - uśmiechnęli się niepewnie.
Nie chciałam ciągnąć tematu, więc nic nie odpowiedziałam.
- Idę go poszukać - oznajmił ojciec i opuścił pokój.
- Nareszcie poszedł - zaśmiała się matka. - Możemy teraz normalnie porozmawiać. Jak kobiety - nie za bardzo wiedziałam o co jej chodzi, więc czekałam aż będzie kontynuować. - Podoba ci się jakiś chłopiec? - uśmiechnęła się szeroko.
- Mamo... - mruknęłam, wzdychając.
- No mów - pokiwałam głową. - Opowiedz mi o nim.
W duchu przewróciłam oczami.
- Ma na imię Matt - zaczęłam. - Jest na prawdę cudowny. Opiekuńczy, przyjazny, odrobinę nieśmiały i cholernie przystojny. Jego nieziemski uśmiech zwala mnie z nóg i się we mnie zakochał - spojrzałam na nią.
- A ty? - spytała nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Ja... nie wiem - zaczęłam się nerwowo bawić palcami. - Bardzo go lubię. Zależy mi na nim i niesamowicie mi się podoba. Tęsknię za nim, ale nie wiem czy to miłość.
- Daj sobie czas - objęła mnie ramieniem i przytuliła do siebie.
Wtuliłam się w nią i zamknęłam oczy, wdychając jej piękny zapach.
- JACOB CZY TY DO CHOLERY ROZUMIESZ CO ZROBIŁEŚ?!
Podskoczyłam, kiedy usłyszałam krzyk mojego ojca.
- Co tam się dzieje? - zastanawiała się mama.
Wstała i wyszła, a ja poszłam w jej ślady. W pokoju mojego brata toczyła się ostra kłótnia.
- Wyobraź sobie, że wiem! - warknął. - Chroniłem życie mojej siostry - wskazał na mnie.
- Wrzucając ją do piwnicy z trupami?! - wyrzucił ręce w powietrze.
Trupami? Opuściły mnie wszystkie siły, a nogi zmiękły. Ledwo się trzymałam. Leżałam na podłodze otoczona martwymi ludźmi, które prawdopodobnie były ich posiłkiem. To niemożliwe.
- Lucy? - Jacob stał przede mną ze strachem wymalowanym na twarzy. - Lucy, wszystko w porządku?
Zaczęłam głęboko oddychać.
- Skarbie? - tym razem zwróciła się do mnie mama.
Patrzyłam cały czas na mojego brata, który stał przede mną, trzymając dłoń na moim ramieniu. Jak on mógł mi to zrobić?!
- Trupami? - wyszeptałam, nie spuszczając z niego wzroku. - Spałam na podłodze między trupami? - podniosłam głos. Widać było, że zbiłam go z tropu, ale jednocześnie, że wzbudziłam w nim poczucie winy. - Jak mogłeś, Jacob? Jak mogłeś?
- Nie miałem wyboru... - powiedział, patrząc w podłogę.
- Miałeś. Mogłeś mnie wziąć do samochodu i stąd wywieźć.
- Lucy, ja... - zaczął, ale nie wiedział jak skończyć.
Po moich policzkach spłynęły łzy.
- Jesteś okropny - wysyczałam i wróciłam do mojego pokoju, zamykając drzwi.
Nie wierzę w to.
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Mój brat zrobił mi takie świństwo. Teraz brzydzę się nim jeszcze bardziej.
- Lucy... - zapukał. - Lucy, proszę otwórz - zamilkł. - Przepraszam, wydawało mi się, że to jedyne wyjście - znów zapukał. - Proszę otwórz. Musimy stąd wyjechać. Nie jesteś tu bezpieczna - przerwał. - Lucy... - wyjąkał.
Cisza. Odpuścił.
- Wszystko w porządku? - obok mnie pojawił się Mark.
Moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Jak on się tutaj dostał?!
- Dlaczego płaczesz, Lucy?
Odsunęłam się od niego, a on nawet nie drgnął.
- Co cię to obchodzi? - odpowiedziałam, ocierając łzy.
- Jesteś dla mnie wyjątkową dziewczyną. Martwię się - uśmiechnął się słodko.
- Jasne - przewróciłam oczami.
Nagle przysunął się do mnie i przytulił. Miałam ochotę się od niego odsunąć, ale nie zrobiłam tego. Zamiast tego bardziej się w niego wtuliłam. Potrzebowałam tego, a on był najbliżej.
Potarł dłonią troskliwie moje plecy i złożył pocałunek na moim czole.
- Nie boisz się? - wyszeptał.
Pokręciłam głową.
- Nareszcie...
No macie ten rozdział :) za niedługo wyjeżdżam na wakacje, więc postaram się dodać więcej rozdziałów :)
