Otworzyłam leniwie oczy. Nie wiedziałam gdzie jestem, ale z pewnością nie był to szpital. Podparłam się na rękach i rozejrzałam dookoła. Dom Jacob'a. Odetchnęłam z ulgą. Zrzuciłam z siebie kołdrę i wyszłam z sypialni. Zmierzyłam prosto w stronę schodów, po których wolno schodziłam. Jedyne co słyszałam to szepty. Weszłam ostrożnie do kuchni. Mój wzrok padł na Jacob'a.
- Dzień dobry - uśmiechnął się troskliwie.
- Cześć - wyszeptałam bezsilnie.
Podeszłam do niego bliżej i moim oczom ukazała się kobieta i mężczyzna, których juz gdzieś widziałam.
- Lucy - wyszeptała kobieta z zachwytem.
Nie wiedziałam kto to jest i skąd mnie znają. Popatrzyłam pytająco na Jacob'a. Podszedł odrobinę bliżej mnie.
- Poznaj Jennifer i William'a. Naszych... - spojrzałam na niego, a on z kolei patrzył na dorosłych. - Naszych rodziców.
Chłopak wyczekiwał mojej reakcji. Byłam przerażona, ale i szczęśliwa. Przyjrzałam im się. Uśmiechali się niepewnie.
- Rodziców? - spytałam cicho.
- Tak - odpowiedział mi szybko Jacob.
Pewnie normalna dziewczyna rzuciła by im się teraz w ramiona, a ja nie mogłam zrozumieć co się dzieje. Oni byli tacy piękni, idealni. Prawda Jacob był do nich podobnych, ale ja? Nie pasowałam tutaj. Czułam się taka... Inna.
Zaczęli podchodzić do mnie, ale zatrzymali się około metr przede mną. Kobieta uśmiechnęła się.
- J-jesteście moimi rodzicami? - wymamrotałam.
- Tak - odpowiedziała Jennifer.
Mężczyzna zbliżył się do mnie. Popatrzył mi głęboko w oczy. Objął moją twarz swoimi lodowatymi dłońmi i przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej, przyciskając ją delikatnie. Nagle przed oczami stanęło mi miliony wspomnień. Ten mężczyzna trzymający mnie na rękach i oddychający z trudnością. Kobieta, która bawiła się ze mną. Jacob bacznie mnie obserwujący.
Po chwili William odsunął od siebie moją głowę.
- Wierzysz nam teraz? -spytał spokojnie.
Kiwnęłam twierdząco głową. Wszyscy stali szeroko uśmiechnięci. Nie chciałam wyjaśnień. Nagle brat poinformował mnie o śniadaniu. Podeszłam w stronę blatu i zaczęłam konsumować posiłek. Byłam strasznie głodna. Miałam wrażenie jakbym nie jadła nic od miesiąca. Kiedy skończyłam, starannie umyłam talerz. Rodzice i brat bacznie mi się przyglądali.
- Coś się stało? - spytałam cicho.
Jacob spojrzał na dorosłych i zwrócił się do mnie:
- Powiedz, co się wczoraj wydarzyło?
To pytanie zbiło mnie z tropu. Zająkłam się i zaczęłam sobie przypominać. Widziałam pustkę. Nic kompletnie nic. Zero wspomnień. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Hmm... - zaczęłam. - Obudziłam się w moim starym domu. Zobaczyłam przyszywanych rodziców... - urwałam żeby skupić się na reszcie.
Jennifer ściskała mocno dłoń William'a.
- Potem - próbowałam dokończyć. - Byłam zła i poszłam do Rose... - zastanowiłam się przez chwilę. Nie mogłam sobie dalej przypomnieć, więc odpuściłam. - Dlaczego pytasz?
- Ciekaw byłem czy pamiętasz... Chyba trochę wypiłaś - pokręcił z niedowierzaniem głową. Aż mnie wyprostowało. Ja i picie?! To do mnie nie podobne!
- Ach - westchnęłam, żeby wiedzieli, że żałuję. - I co się działo?
- Przyjechałem po ciebie, kiedy Rose zadzwoniła. Podobno jej matka nie pozwoliła ci zostać w takim stanie - uśmiechnął się.
Nagle w domu rozległo się pukanie. Jacob się poderwał i poszedł spokojnie w stronę drzwi, a ja posłałam ciepły uśmiech rodzicom. Odwzajemnili gest. Ruszyłam do salonu i włączyłam telewizor. Usiadłam wygodnie i szukałam czegoś interesującego.
- Matko, ojcze - usłyszałam głos Jacob'a. Odwróciłam się i zauważyłam Chris'a. - Poznajcie moich przyjaciół: Juliet i Chris'a.
Nagle usłyszałam pukanie do okna. Popatrzyłam w stronę, gdzie się ono znajdowało. Nie było ich wiele bo aż jedno. Za szybą zobaczyłam Mark'a. Uśmiechał się od ucha do ucha. Wstałam i zaczęłam zmierzać w jego stronę.
- Lucy - usłyszałam za sobą poważny głos. Odwróciłam się. Ujrzałam Chris'a. - Zobaczyłaś coś za oknem?
Spojrzałam w tamto miejsce. Nikogo tam nie było.
- Umm... - zdezorientowana popatrzyłam na niego. - Nie... Tylko... - rozejrzałam się szybko. - Chciałam złożyć tą bluzę - wskazałam na zwinięte, na drugim końcu pomieszczenia, ubranie i posłałam mu uśmiech.
- Dobrze - odszedł.
Co to było?! Gdzie jest Mark? Przed chwilą tam stał.
Zerknęłam jeszcze raz na okno. Zrezygnowana usiadłam na kanapie, a po chwili dołączyła do mnie reszta. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Nagle zwróciła się do mnie Jennifer.
- Lucy, możemy porozmawiać na osobności?
- Umm... Dobrze - odpowiedziałam i poszłam za rodzicami.
Zatrzymaliśmy się w sypialni. William zamknął za nami drzwi.
- Jesteś na nas zła? - spytała kobieta. Pokiwałam przecząco głową.
- Prawda, zostawiliście mnie. Oddaliście obcym osobom... Ale zrobiliście to dla mnie. Z resztą - westchnęłam. - Cieszę się, że jesteście - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Mamy do ciebie prośbę - szepnął ojciec.
- Tak?
- Trzymaj się z daleka od Butler'ów - powiedział niby spokojnie, ale jego dłonie zaciśnięte były w pięść. Zignorowałam to. Dopiero się spotkaliśmy, a oni już dają mi zakazy!
- Dlaczego? - spytałam podirytowana. Ojciec się zdenerwował.
- Ta rodzina to nasi wrogowie - szepnęła matka. - Zrobią wszystko żeby cię skrzywdzić...
Zamarłam. Nie mogłam w to uwierzyć... Dlaczego Mark miałby mnie krzywdzić? Nie rozumiałam z tego nic...
