Szarpałem się, ale nie przynosiło to żadnych efektów.
Prowadzili nas nie wiadomo gdzie, zakutych w kajdany. Przecież tak bardzo chceli nas pozabijać, dlaczego tego jeszcze nie zrobili? Musiałem wymyślić jakiś plan i to szybko.
Przystanęliśmy. Uniosłem zdziwiony wzrok i wtedy zamarłem.
Dostrzegłem wtedy te głębokie zielone tęczówki, które myślałem, że nie zobaczę już nigdy.
Tonąłem w nich tyle razy myśląc, że się do tego przyzwyczaję. Myliłem się.
Wpatrywałem się w nie znowu, nie chcąc odrywać od nich wzroku ani na moment. I nie oderwałbym gdyby nie popłynęły z nich łzy przecinające je głośnym krzykiem.
Sam już nie wiem, do kogo należał ten krzyk.
Cierpiącej z bólu Brooklyn, czy mój pełen wściekłości. Nie spostrzegłem reakcji moich przyjaciół na odnalezienie dziewczyny, szczerze nawet mnie to teraz nie obchodziło.
Widziałem ją znowu, była tak blisko mnie. Widziałem ją cierpiącą przez jakiegoś ciemnoskórego chudzielca, stojącego obok z iPadem i z głupim uśmieszkiem.
Użyłem całej swojej siły wyrywając się i przerywając kajdany, tylko po to aby zaraz paść na ziemie przez przeszywający ból w całym ciele.
Po kilkunastu sekundach ból ustał, a ja podniosłem głowę tylko, żeby odszukać jej przeszywające oczy.Dostrzegłem w nich ból, zarówno fizyczny jak i psychiczny. Po tym wszystkim co razem przeżyliśmy, słowa w naszej relacji były zbędne. Jedno spojrzenie wystarczyło aby poznać wszystkie emocje drugiej osoby. Czasami było to świadomie działanie czasami nie, lecz przywykliśmy do tego na tyle, aby się tym nie przejmować i powierzyć w pełni drugiej osobie.
Nie rozpoznawałem tego człowieka obok niej, wiedziałem tylko, jak bardzo go nienawidzę. Czułem w sobie taką wściekłość jaką chyba nie doświadczyłem dotychczas nigdy. Gdybym był w stanie trzeźwo myśleć pewnie bym się sobą przeraził.
-Wiedziałem, że słynny Darius Bowman prędzej czy później zjawi się, aby odszukać swoją drogą przyjaciółkę. Twoją wielką słabością jest przywiązanie się do bliskich Ci osób chłopcze -powiedział mężczyzna zbliżając sie w moją stronę. Patrzył na nas z nieskrywaną satysfakcją i pogardą-Widzę, że nie wszyscy twoi przyjaciele tu są, ale bez obaw, to tylko kwestia czasu kiedy ich znajdziemy.
-Kim ty w zasadzie jesteś? Czemu tak bardzo pragniesz naszej śmierci.
-To jeszcze nie czas na wyjaśnienia, zrobimy to... w bardziej spektakularny sposób. Powiedzmy po prostu, że za dużo wiecie, a szczególnie ta różowa. Gdyby wasza supergwiazda tak nie węszyła, kto wie może by was tutaj nie było.
-Puść ją i weź mnie-powiedziałem z powagą lecz po chwili usłyszałem głośny śmiech.
-Ciebe? Nie jesteś mi potrzebny w niczym Dariusie Bowman, tak jak twoi przyjaciele. Za to ta mała jest bardzo cenna. Nie zdajesz sobie sprawy ile twoja przyjaciółeczka wie cennych informacji o nas i nie tylko. Was mógłbym zabić już dawno, lecz niestety, supergwiazda nie chce gadać. Potrzebuje więc... małego bodźca-powiedział, a za nim zrozumiałem o co może mu chodzić, poczułem znowu ten okropny ból. Jakby ktoś raził mnie paralizatorem zwiększonym o sto procent jego mocy. Był on nie do wytrzymania choćby przez chwilę. Jeśli ten facet raził Brooklyn tym samym przez tyle czasu to szczerze nie wiem jak ona jeszcze funkcjonuje.
-Zostaw go! Chcesz mnie a nie jego, powiem ci co chcesz tylko go puść.
-Ach tak? Więc mów proszę bardzo, nie jestem pewien ile twój kolega to wytrzyma.