꒰⁠20꒱

125 12 3
                                    

Perspektywa: Pablo Gavira

Po dwudziestu minutach, byliśmy na obrzeżach. Praktycznie nie było tu żywej duszy. Pedro zaparkował na jakimś tam parkingu, po czym wysiedliśmy z auta.

- Okej... Naprawdę nie mam pomysłu. - Gavi.

- Zaraz się wszystkiego dowiesz. - Pedri.

Szliśmy wąskim chodnikiem. Tego obszaru Barcelony, nie znałem za dobrze. Może dlatego, że kręcą się tu patusy i inna patologia? Zza dużego drzewa wyłonił się znak McDonald'a. Spojrzałem na Pedri'ego.

- O Boże! Kocham cię!!! - Gavi.

- Ja ciebie też. Tylko przepraszam, że na tym osiedlu, ale chciałem, by nie było tu zbyt dużo ludzi... Wiesz... Jesteśmy piłkarzami i teoretycznie nie powinniśmy być w takich miejscach. - Pedri.

- Spoko. - Gavi.

(Nie, nie mogli wziąć na wynos)

Weszliśmy do budynku. Rzeczywiście nie było tu ludzi. No może poza jedną panią co kłóciła się z obsługą. Nie to, że coś, ale trochę bałem się tej baby, bo groziła personelowi plastikową słomką, która jest zakazana w sprzedaży. Widać, że kryminalistka.

- Pedrooo? - Gavi. 

- Co? - Pedri.

- A gdyby taka pani mnie zaatakowała to byś mnie obronił? - Gavi.

- Oczywiście, że tak. To co zamawiamy? - Pedri.

- Nie wiem, jak ty, ale ja chcę frytki, cheeseburgera, nuggetsy i McFlurry - Gavi.

Magia... | Gavi x Pedri Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz