Rozdział 13

18 4 4
                                    


Zamarłam. W pośpiechu zaczęłam szukać usprawiedliwienia, jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierków z kuchennej szafki. Moja twarz z pewnością już mnie zdradziła.

Roan przyglądał mi się w półmroku spod zmarszczonych brwi, czekając na odpowiedź.

Pod naporem jego spojrzenia poczułam się bezbronna, chociaż było to absurdalne. Miałam przecież moc, która mogła z łatwością go zranić, gdyby spróbował coś mi zrobić. A z jakiegoś powodu w tej chwili się go przestraszyłam i uwierzyłam, że naprawdę może mnie skrzywdzić.

Roan jakimś cudem odkrył, że tu jestem. A może to ja sama się odsłoniłam? Już raz przecież nie zapanowałam nad mocą i wyłoniłam się z cienia w najmniej odpowiednim momencie. Może moje ciało znów mnie zdradziło.

Chłopak stał nade mną i świdrował mnie swoim zabójczym wzrokiem. Teraz, w świetle świecy, którą wciąż ściskałam w dłoniach, nie przypominał już anioła o jasnych włosach i czystych, błękitnych oczach. Wyglądał, jak demon.

– Jesteś sha'ri i potrzebujesz świecy? – Prychnął. – To żałosne.

– Dlaczego nagle jesteś wredny? Bo przyłapałam cię na czymś? – Zebrałam się w sobie i odpyskowałam mu.

Zachował kamienną twarz. Nie udało mi się wyprowadzić go z równowagi.

– Dlaczego podsłuchiwałaś? – spytał, porzucając arogancki ton.

– Nie podsłuchiwałam. Głośno rozmawialiście.

– Co słyszałaś?

– Tylko tyle, co już sama wiedziałam wcześniej – odparłam.

Uniósł brwi.

– To znaczy?

– Że jesteś dupkiem, który nie chce nam pomóc. Możesz być spokojny, i tak nie chcemy tej twojej pomocy – powiedziałam stanowczo, tak twardo, jak tylko byłam w stanie, patrząc w te przerażające, lodowe oczy.

Miałam nadzieję, że nie zdradzi mnie moje serce i drżące dłonie. O dziwo, Roan nagle odsunął się ode mnie, pozwalając mi odetchnąć.

– A tak poważnie, po co ci ta świeca? Sha'ri źle widzą w ciemnościach? – spytał z lekką kpiną w głosie, ale znacznie łagodniejszym tonem.

– Nie.

– Więc nie potrzebujesz jej? Znakomicie, to ja ją wezmę – powiedział i sięgnął po świecznik, lecz w porę się odsunęłam. Światło prawie zgasło. – Coś nie tak?

– Nie rób tego – pisnęłam, kapitulując. Dostrzegłam satysfakcję w jego oczach i zadowolony uśmieszek, gdy okazałam słabość.

– Czego?

– Nie gaś świecy – syknęłam, przez zaciśnięte zęby.

– Boisz się ciemności?

– Każdy się czegoś boi – mruknęłam, urażona.

– Ale ty jesteś cieniotkaczką...

– Dobra, wystarczy. Nie musisz mi mówić, jaka jestem słaba i głupia – warknęłam i odsunęłam się, chcąc go wyminąć.

– To po prostu... ciekawe. Niespotykane. – Przysunął się jeszcze bliżej, aż światło w moich dłoniach znów zadrżało.

– Tak no widzisz, takim jestem wyjątkowym okazem. Boję się ciemności i do tego zupełnie nie umiem zabijać.

– Kain miał w takim razie wielkie szczęście, że trafił na ciebie – powiedział. – Zapewne ktoś inny by się nie zawahał.

– Na cóż komu taka sha'ri, która nie potrafi bezlitośnie zabijać? Tam skąd pochodzę, służymy tylko do tego. Pomogłam Kainowi, bo zwyczajnie byłam zbyt słaba, by pozbawić go życia.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz