Epilog

45 5 6
                                    


Korona pięknie lśniła w słońcu.

Staliśmy na jednym z malutkich tarasów okalających salę tronową i przyglądaliśmy się ceremonii. Na ten jeden, wyjątkowy dzień musiałam włożyć swoją najpiękniejszą suknię, która jakimś cudem przeżyła nasze przygody w Antarem. Wszyscy się wystroili, nawet Wen, któremu ktoś pomógł ujarzmić jego płomienno rude loki. Stał obok mnie, tyłem do całego wydarzenia i bawił się scyzorykiem. Brakowało tylko Zarii, która mogłaby przywołać go do porządku.

– Chociaż udawaj, że cię to interesuje – warknęłam na niego, gdy rozbrzmiały trąby i cesarz podniósł koronę.

Roan ziewnął i szturchnął mnie w ramię.

– Będzie po tym chociaż jakiś bankiet? Kolacja?

Wen wyglądał na zachwyconego.

– Mój człowiek. – Poklepał go krótko po ramieniu, gdy zabójcze spojrzenie Roana zmusiło go do cofnięcia ręki. – Chociaż trochę przerażający.

Uciszyłam ich, żeby usłyszeć cokolwiek z przemowy cesarza. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że nie ponieśliśmy żadnych konsekwencji za to, co się stało. Za porwanie Kaina, kradzież jego tożsamości, włamanie do pałacu, wywołanie rebelii w mieście... Cóż, trochę narozrabialiśmy. Ale gdy ojciec Zarii poznał prawdę o wszystkim, co się stało w ostatnim czasie, zaczynając od Nivena planującego zabójstwo brata, postanowił nam wybaczyć.

W pewnym sensie uratowaliśmy przecież cesarstwo. Dzięki nam, na tronie zaraz zasiądzie właściwy władca. Ta świadomość sprawiała, że moje serce rosło z dumy, ale jednocześnie czułam, jakby ktoś wbijał w nie malutkie szpileczki. Doprowadziliśmy sprawy do końca, co oznaczało, że nasza wspólna droga miała się zakończyć. Nasza przygoda tutaj osiągnęła swój finał.

Chcieliśmy rozwiązać Zakony Cienia, by przywrócić wolność cieniotkaczom, co oznaczało, że także nasz dom przestanie istnieć. W pewnym sensie już czułam, że będę za tym tęsknić. Nie za parszywą robotą, którą się zajmowaliśmy, ale za sha'ri, którzy stali się moją rodziną.

Nigdy wcześniej tak o tym nie myślałam. Pragnęłam ucieczki, ale teraz, patrząc na moich przyjaciół, nie byłam pewna, czy jestem gotowa ich pożegnać. Nawet Kaina, z którym połączyła mnie więź bliska przyjaźni, i której nie chciałam tracić.

Westchnęłam.

– Obiecaj mi jedno, Wen – zwróciłam się do przyjaciela, który nadal zajęty był scyzorykiem. – Nieważne, gdzie się znajdziemy, będziemy ze sobą w kontakcie. Nie mogę cię stracić.

Czułam się idiotycznie, burząc tak podniosłą i piękną chwilę swoimi ponurymi myślami.

Wen schował nożyk do kieszeni, po czym objął mnie jedną ręką.

– O czym ty mówisz? Jesteś dla mnie, jak młodsza siostra. Jak mógłbym opuścić siostrę? – Na potwierdzenie tych słów potargał moje idealnie ułożone włosy.

W tym momencie Zaria wpadła z impetem po schodach i chwyciła się za barierkę. Zanim zdążyłam jej zapytać, co się stało, wymamrotała:

– Musiałam go zmotywować. Cały zzieleniał z nerwów.

Wciąż trochę nie rozumiałam, dlaczego Zaria, czyli księżniczka Mirriana, zdecydowała się jednak oddać koronę bratu. Gdy ją o to spytaliśmy, niczego nie wyjaśniła. Podejrzewałam jednak, że bardziej kusiła ją podróż dookoła świata z Wenem na pokładzie "Pijawki". Ale dopiero po tym, jak rozwiąże wszystkie Zakony Cienia w kraju i pomoże Ven Lar stanąć na nogi. Musiałam się zgodzić, że to świetny plan.

Teraz, patrząc na Kaina, miałam wrażenie, że rzeczywiście korona była mu pisana. Był jedynym, który mógł odbudować ten kraj i zaprowadzić w nim pokój.

W całym mieście rozbrzmiały dzwony, gdy usłyszeliśmy tubalny głos:

– Niech żyje Jego Cesarska Mość, Kain Divelar!

Zaczęliśmy bić brawo, nawet Wen, który pod naporem spojrzenia Zarii był w stanie zgodzić się na wszystko. Podziwialiśmy z dumą nowego cesarza, który z wypiekami na twarzy kroczył po długim, purpurowym dywanie prowadzącym do karocy, która miała obwieźć go po całej stolicy.

Zaria wyszła, ciągnąc za sobą Wena, by dołączyć do pochodu. Roan leniwym ruchem sięgnął po moją dłoń, jakby dawał mi czas, żebym mogła się odsunąć. Nie zrobiłam tego. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale uprzedziłam go:

– Co teraz będzie? – spytałam. – Co zamierzasz zrobić? Odejdziesz do Zen?

Roan uśmiechnął się półgębkiem.

– Chciałem zadać ci to samo pytanie – odparł i zamyślił się na chwilę. – Nie zastanawiałem się nad tym, ale pewnie znów wyruszę w podróż.

Pokiwałam głową, gdy Roan mówił dalej:

– A ty? Zażegnałaś kryzys międzynarodowy. Twój książę dostał tron, przyjaciółka pirata i statek. Co ty zamierzasz zrobić, Li? – spytał, wbijając we mnie swoje błękitne oczy.

To było pytanie, które zadawałam sobie już od dawna. Chyba od momentu, w którym wróciliśmy do Sarivy. Co powinnam robić teraz, gdy naprawiłam wszystko, co zepsułam? Uratowałam księcia, pomogłam pokonać jego brata, który siłą przejął władzę. Moja przyjaciółka odzyskała rodzinę. Wiedziałam, że sha'ri wreszcie będą wolni.

Ale co ja miałam zrobić z tą wolnością?

Popatrzyłam na Roana i nagle znalazłam odpowiedź.

– Cokolwiek będę chciała – powiedziałam, patrząc w jego oczy, które już nie przypominały lodu, ale czyste niebo. Miałam wrażenie, że w spojrzeniu chłopaka zatańczyło światło. – Chcę pędzić gdzieś przed siebie i poczuć wiatr we włosach. Zobaczyć, co świat ma do zaoferowania.

Po prostu pójść za tobą. Jak cień.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz