Rozdział 28

14 4 2
                                    



Gdy tylko bracia zniknęli, bitwa rozpoczęła się od nowa. Zasłoniłam oczy przed falą światła, która nagle rozbłysła nad naszymi głowami. Wen chwycił mnie za rękę i wyrwał do przodu, omijając pasma magii, które wymieniali pomiędzy sobą tkacze. Teraz, gdy Niven pojmał Kaina, wszystko się zmieniło. Musieliśmy się poddać, złożyć broń i...

– Wen, co my teraz zrobimy? – spytałam, rozglądając się dookoła. Nigdzie nie było choćby przesmyku, by wydostać się z rynku zalanego przez tkaczy i żołnierzy.

– Co?

– Co teraz powinniśmy zrobić, skoro książę został schwytany?

Wen zaśmiał się głośno, kręcąc przy tym głową. Spojrzał na mnie z ukosa.

– Li, naprawdę myślałem, że jesteś ode mnie mądrzejsza, ale teraz już nie jestem tego taki pewien – rzucił oskarżycielsko, a ja w odpowiedzi uniosłam brwi, zastanawiając się, co miał na myśli. – Podszywałaś się pod Kaina, czy tam Nivena przez kilka dni i wszyscy wierzyli, że naprawdę jesteś księciem. A teraz w ogóle nie poddajesz w wątpliwość, czy Kain, którego widziałaś to naprawdę on. Przecież każdy sha'ri pracujący dla Nivena mógłby zrobić to samo i udawać księcia... On chce nas podrażnić, zagrać na emocjach. To przecież oczywiste.

– Więc...

– Więc plan jest taki, jaki był od początku. Sami przedrzemy się przez jego armię i po prostu po niego pójdziemy. Wszyscy. Nikt nie wejdzie sam do tego pałacu na jego zaproszenie, jasne?

Wen miał rację. Dałam się kolejny raz ponieść emocjom, zamiast zatrzymać się na chwilę i posłuchać logiki. Ogromny ciężar spadł mi z serca, gdy zrozumiałam, że prawdopodobnie Kain był cały i bezpieczny. To była tylko tania sztuczka, a ja dałabym się zwieść.

– Musimy szybko znaleźć Kaina – odparłam. – Upewnić się, że nic mu nie jest.

Wen odburknął coś pod nosem.

Udało nam się w końcu wyrwać mackom szalejącej bitwy, popychani przez napływających z każdej strony magów. Wen wyciągnął nas spod peleryny ciemności, rozglądając się wokół. Przylgnęliśmy do murów w jednej z wąskich uliczek okalających rynek, tuż obok domu rzeźnika.

– Li, musisz tu zostać – rozkazał Wen. – Włam się do któregoś z tych domów i ukryj się. Przyślę tu Roana.

– Zwariowałeś – zaoponowałam natychmiast. – Nie mam zamiaru siedzieć tutaj, gdy wy będziecie walczyć.

– Nie masz mocy. Ja jeszcze mogę coś zrobić – odparł.

Chyba sobie ze mnie żartował. Moi przyjaciele kładli swoje życia na szali, podczas gdy ja miałam odpoczywać? Co z tego, że nie miałam już magii? Niech mi da rewolwer to zobaczy, co potrafię.

– Znajdę Roana i przyślę go tutaj. Możecie... nie wiem, poszukajcie Zarii. Jej obecność tutaj bardzo by się przydała – dodał Wen poważnym tonem. Zmarszczył brwi tak mocno, aż na jego czole pojawiła się gruba zmarszczka. – Proszę – naciskał dalej, czekając, aż się ugnę.

Zacisnęłam powieki, wypuszczając powietrze z ust.

– Dobra – mruknęłam. – Niech będzie. Poszukam Zarii w porcie.

– Ekstra. Byle z dala od pałacu. Przypilnuj, żeby tam nie poszła. Jak ją znam, to tak jak ty, nie przemyśli swoich działań, i pójdzie.

Ja też byłam tego pewna.

Pożegnałam się z Wenem i schowałam się w cukierni, której powybijane szyby pozwoliły mi wejść do środka. Z lekkim zawodem przyjęłam fakt, że zaopatrzenie sklepu zniknęło. Żadnych ciastek z marmoladą, ani babeczek z budyniem na osłodę. Mój brzuch zawodził żałośnie, przypominając o głodzie.

Cesarstwo BlaskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz