Rozdział szesnasty

147 13 0
                                    

Teraz.

Rozchyliłam ze zdziwieniem usta, wpatrując się w dużą tabliczkę, która informowała nas, gdzie się znajdujemy. Zastanawiałam się przez całą drogę, co zaplanował, skoro jechaliśmy dosyć daleko za miasto i wreszcie zobaczyłam, jak mieliśmy spędzić dzisiejszą randkę. Zaniemówiłam ze zdziwienia.

— Mówiłeś, że będę pasować do tego miejsca, więc... — wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na niego badawczo. — Masz mnie za małpę? Żmiję?

Brunet parsknął śmiechem, gdy wysiedliśmy z samochodu, a ja zaraz do niego dołączyłam, obejmując dłońmi jego silnę ramię.

— Ty pasujesz tu bardziej, niedźwiadku.

Okazało się, że to nie jest takie zwykłe zoo, bo jeździ się po nim rowerami, przez co zwiedza się je w mniej codzienny, ale za to szybszy sposób. Myślałam, że padnę ze szczęścia, gdy przeczytałam o tym na informatorze, a potem zobaczyłam pełno rowerów do wypożyczenia.

— Nigdy nie słyszałam o czymś takim... — przyznałam zgodnie z prawdą, gdy zapłacił za nasze wejście, a my otrzymaliśmy w zamian kluczyki do rowerów, które stały zapięte po drugiej stronie. — Jak znalazłeś to miejsce?

Heath zabrał ode mnie klucz, aby odpiąć mój rower i wystawić go do przodu, za co byłam mu wdzięczna. Zawsze o mnie dbał i stawiał mnie na pierwszym miejscu, gdy byliśmy razem. Takie gesty mówiły mi wszystko to, co potrzebowałam wiedzieć.

— Wyświetliła mi się reklama kilka dni temu, zainteresowałem się i wszedłem na ich stronę. Wyglądało fajnie, więc kogo miałbym tu zabrać, jeśli nie ciebie? Samemu trochę głupio — odpowiedział mi po chwili, gdy sam przygotował się do jazdy.

— Nie powinniśmy zabrać tej mapki? — zapytałam zaraz i chwyciłam niewielką, rozkładaną gazetę z mapą tego miejsca. — O matko, zobacz, mają tu niedźwiedzie! Nie chcesz zajrzeć do braci?

— Mają też żmije, może sprawdzisz, co u nich? Jestem przekonany, że mówicie w tym samym języku.

— Nie, nie mają — odpowiedziałam mu z rozbawioną miną, a potem zbliżyłam się z mapą, pokazując mu wszystkie miejsca. — Chciałabym jeszcze zobaczyć słonie, żyrafy, zebry... I delfiny! Flamingi, też muszę je zobaczyć. O, tam też...

— Może po prostu przejedziemy przez całe zoo, Kopciuszku? Podołasz? — wtrącił i spojrzał na mnie z wyzwaniem w oku, a ja oczywiście je przyjęłam, bo nie potrafiłam przegrywać.

Miałabym wyjść na słabeusza? Nigdy w życiu.

— Bardziej martwię się o ciebie. W tym wieku to już nie przelewki — wzruszyłam ramionami, a on nie mógł uwierzyć, że tak zażartowałam. Cios poniżej pasa. — Heath, nie obrażaj się, przecież wiesz, że wiek to twój atut, a ja nie mogę się doczekać, aż dostaniesz siwych włosów.

Pomasowałam jego ramię i wycisnęłam na ustach słodkiego buziaka, nie mogąc się przed tym powstrzymać. Wtedy on ułożył swoją rękę na mojej talii i pogładził mój bok, całując tak uroczo w skroń.

— No to w drogę! — zarządziłam i wróciłam do swojego roweru, wsiadając i odjeżdżając za nim.

Założyłam zwiewne, czerwone szorty we wzory, które miały top bez ramion do kompletu. Wyglądałam bardzo wakacyjnie, ale pogoda dopisywała, więc uznałam to za idealny strój. Zsunęłam okulary przeciwsłoneczne na nos i wsadziłam niewielką torebkę do koszyka przede mną, upewniając się zaraz wzrokiem, że wciąż tam jest.

Ścieżka rowerowa była szeroka, więc mogłam trzymać się blisko mężczyzny i jechać tuż obok, dzięki czemu nie musieliśmy do siebie krzyczeć.

Mrok |18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz