Mój absolutnie ulubiony rozdział. Miłego czytania :)
***Heath.
Teraz.
Zaparkowałem przed moim rodzinnym domem, krzywiąc się na widok budynku, który ledwo stał. Dach był w opłakanym stanie, przeciekał podczas ulew i wymagał remontu fachowca, który się na tym znał, a nie pijanego faceta matki, niepotrafiącego trafić gwoździem w ścianę. Wcześniej litowałem się nad nimi i przelewałem mamie tysiące dolarów, aby w końcu coś z tym zrobiła, ale szybko okazywało się, że pieniądze przeznaczała na mniej potrzebne rzeczy, czyli alkohol. Skończyłem, więc z tym i obiecałem sobie, że nie dam im więcej choćby złamanego grosza, na którego ciężko musiałem sobie zapracować w wojsku. Nie byłem niczyim sponsorem, a już w szczególności kogoś, kto w ogóle nie szanował mojej pomocy i traktował mnie, jak zwykły bankomat. Stan domu, jak i warunki panujące w nim, nie były już moim problemem. Istotny był tylko fakt, że miałem swoje własne miejsce, o które dbałem, a reszta mnie nie obchodziła.
Wszedłem do środka bez pukania i mimowolnie miałem ochotę zrobić krok w tył z powodu smrodu papierosów, który był tak przyduszający, że cofnęło nawet mnie.
— Można się tu zrzygać. Otwórz okna, do cholery, bo zachoruję od przebywaniu tu zaledwie kilka minut — przywitałem matkę niezbyt miłymi słowami, ale wiedziałem, że tylko taki ton może na nią zadziałać.
Gdy byłem chłopcem albo po prostu młodszym mężczyzną, ona w ogóle nie traktowała mnie poważnie. Nie miała do mnie szacunku, lekceważyła i traktowała niczym popychadło, a nie własne dziecko. Dopiero, gdy dojrzałem i stałem się mężczyzną, zaczęła jakkolwiek zwracać na mnie uwagę. Przewyższałem ją o prawie czterdzieści centymetrów, gdybym chciał, to mógłbym nią rzucać o ściany zaledwie jedną ręką. Bała się mnie, mojej siły, a przede wszystkim gniewu, który czułem wobec niej. Jane Elizabeth Malone nie była dobrą rodzicielką, ale kiedyś, gdy mieszkała jeszcze z moim ojcem, wydawała się być normalna. Wiedziałem, że tata nigdy nie wybrałby sobie takiej pustej kobiety, bo cenił sobie wnętrze, którego jednak w niej nie dostrzegałem. Nie była głupia, potrafiła być przebiegła, gdy tylko alkohol nie zaburzał jej rozumowania, a to niestety było rzadkim zjawiskiem. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz rozmawiałem z nią w stanie trzeźwości. Nie czułem już wobec tej kobiety jakichkolwiek dobrych uczuć, chociaż czasami do mojego umysłu dobijały się wspomnienia, gdy byliśmy jeszcze normalną, szczęśliwą rodziną. Starałem się jednak wyrzucać te obrazy z głowy i pamiętać, kim była teraz.
— Dobrze, że jesteś. Matka potrzebuje trzysta dolarów — usłyszałem zachlany głos tego śmiecia, co przyprawiło mnie o odruch wymiotny i nagły skok ciśnienia.
Musiałem przyznać otwarcie, że nie raz obiłem mu twarz, gdy tylko pozwalał sobie na zbyt dużo wobec mnie. Był zwykłym pijakiem i pasożytem, żył wygodnie przez jakiś czas tylko dzięki mnie, a za to powinien być wdzięczny. Gdy ukróciłem im tę sielankę, a on zdenerwował się z tego powodu, wybiłem mu trzy zęby jednym uderzeniem. Nic mnie nie obchodziło, bo dostał to, na co sobie zasłużył i wcale go nie żałowałem. Od tamtego czasu trochę się uspokoił, ale dalej niepotrzebnie otwierał swoją cuchnącą mordę.
— Pomóż matce i nie bądź skąpcem, synu — odsłonił szczękę, w której brakowało kilku zębów, a reszta gniła, wywołując u mnie skrzywienie na twarzy.
Zastanawiałem się, w którym momencie moja matka tak bardzo zbłądziła. Zniszczyła sobie życie w momencie, gdy przestała dbać o naszą rodzinę, a ojciec miał tego zwyczajnie dość. Została sama i zaczęła żyć tak, jakby znowu miała osiemnaście lat. Miałem nadzieję, że każdego dnia pluła sobie w brodę za to, co zrobiła i gdzie ją to wszystko zaprowadziło. Gdyby tylko była dalej z ojcem, niczego by jej nie zabrakło, a i na głowę, by jej nie padało tak, jak teraz.
CZYTASZ
Mrok |18+
Roman d'amourWyjście z ośrodka po kilku, ciężkich miesiącach spędzonych w zamknięciu jest dla Laury szansą na nowy początek. To właśnie tam spotyka mężczyznę, który zaprzątał jej myśli już kilka lat temu, gdy rozpoczęła studia w San Diego. To on wyciągnął w jej...