Rozdział czternasty

207 29 0
                                    

Heath.

Teraz.

Obserwowałem uważnie brunetkę, która z zainteresowaniem wyglądała przez lornetkę, poszukując jakiś zwierząt, które jak na złość gdzieś się pochowały. Przyciągnęła swoje kolana do klatki piersiowej i skuliła w sobie, choć na jej ustach błąkał się słaby uśmiech, gdy próbowała coś wypatrzeć z otwartego, dużego okna.

Jej zmiana zachowania wydawała mi się niepokojąca i kompletnie niezrozumiała. W jednej chwili chciała paść przede mną na kolana, a za moment odsunęła się z oczami pełnymi łez i obaw, które namąciły mi w głowie. Przestraszyła się, ale nie wiedziałem czego. Odrzucenia? Oczywiste było, że cholernie jej pragnąłem i też miałem ochotę na pozbawienie jej ubrań, ale to nie było do tego odpowiednim miejscem. Wolałem zająć się nią jak należy, gdy będzie w moim łóżku i czystej pościeli, a nie tu, na podłodze z pająkami i kilkoma warstwami kurzu.

Moje odrzucenie zrobiło z nią straszne rzeczy i to bolało nawet mnie. Straciła całą pewność siebie, przygarbiła ramiona i choć robiła wszystko, by wyglądać na całkowicie obojętną, to potrafiłem wyczytać z niej wszystkie emocje, jak z otwartej księgi. Mogła udawać przed innymi, ale ja sam doskonale znałem to uczucie, które jej towarzyszyło i rozumiałem lepiej niż ktokolwiek inny. Chciałem, aby w końcu sama to zauważyła i przestała udawać kogoś, kim nie do końca była. Nie musiała przy mnie być silna albo obojętna na cały świat, bo ja pragnąłem jej nawet w tej najgorszej wersji, której sama w sobie zapewne nie lubiła.

Czy to już miłość? Brzmiałem na zakochanego idiotę, ale nie potrafiłem jednoznacznie określić, co mną kierowało. Miałem wątpliwości, bo odczuwałem tak wiele emocji na raz, że kręciło mi się od tego w głowie i traciłem zmysły.

— Ojej, widzę zająca! Jest taki słodki, zobacz — potrząsnąłem głową, gdy dobiegł do mnie jej zadowolony głos, a ona odwróciła się ciałem w moim kierunku. — Heath, zobacz na lewo.

Przejąłem od niej pośpiesznie sprzęt i pobiegłem wzrokiem w wyznaczonym kierunku, ale zwierzę zdążyło już zejść z naszego pola widzenia.

— Uciekł już... — mruknęła z niezadowoleniem, a ja oddałem jej lornetkę, którą chwyciła ponownie z zaangażowaniem.

— Może uda ci się coś jeszcze zobaczyć? — spytałem na głos, a ona odpowiedziała mi wzruszeniem ramion.

— Może.

Powróciłem do ponownego obserwowania jej osoby, jakbym nie był w stanie odkleić oczu. Przyciągała mnie, jak magnes i sprawiała, że zignorowanie jej było niemożliwe. Choćbym chciał czy próbował, nie dało się jej zlekceważyć, gdy była obok.

— Oczy mnie już bolą. Nic nie ma, uciekli od nas — poddała się po kilku minutach i oddała mi lornetkę, którą schowałem w odpowiednim miejscu. — Fajnie tu, ale przeraża mnie myśl, że jesteśmy pośrodku niczego. Nie boisz się tego spokoju?

Westchnąłem i rozejrzałem się dookoła nas, po czym pokręciłem przecząco głową. Jak mógłbym uznać spokój i ciszę za coś niebezpiecznego? To było błogosławieństwo, a nie zagrożenie.

— Nie tego powinnaś się bać. Spokój i cisza to coś, czego wielu ludziom brakuje i oddaliby wiele, by to mieć — odpowiedziałem jej łagodnie, a wtedy jej głowa przechyliła się lekko w bok.

— Mówisz o wojnie, prawda?

Nie chciałem opowiadać jej o złych i przykrych rzeczach, bo to nie było czymś, co powinna ode mnie słyszeć. Miałem jej do powiedzenia o wiele ciekawszych i bardziej kolorowych historii niż te, które przeżyłem, będąc na wojnie.

Mrok |18+ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz