Rozdział ósmy

168 18 4
                                        

Jest godzina 19.00 , do spotkania z Luną zostały mi dwie godziny. 

- Jak to możliwe She, że Twoja Pani dała się namówić na wyjście z domu, z tak naprawdę obcą dziewczyną. Zamiast się spotkać w cholernej kawiarni, pubie na piwie, dałam się wyciągnąć do najsłynniejszego klubu w tej części Nowego Yorku. I jak mam się ubrać ?! Przecież nie mogę pójść w dresach jak zawsze. Po co mi to było !! - wydarłam się na całe mieszkanie. She nawet nie zareagowała, znała moje zachowania na wylot.

W końcu przestałam jojczyć sama do siebie. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej świeżą bieliznę i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływająca po moim ciele dawała mi zawsze mnóstwo ukojenia. Do tego ulubiony żel do ciała o zapachu kwiatowym. Gdy wyszłam z łazienki zerknęłam na zegarek który pokazywał już godzinę 20 !! Dobrze, że podczas mojego biadolenia udało mi się wymyślić strój na dzisiejszy wieczór. Nic nadzwyczajnego, czarne dopasowane spodnie, biały top bez ramiączek odkrywający brzuch a na szyję złoty łańcuszek z napisem She. Wyprostowałam  włosy, nałożyłam na nie olejek aby się nie puszyły. Mój makijaż polegał na pomalowaniu ust czerwonym błyszczykiem, a rzęsy tuszem - tyle! Nigdy nie podobały mi się wytapetowane laski, zawsze stawiałam na naturalność. Poza tym, jeśli nie podobam się sobie taka jaka jestem to dlaczego miałabym się podobać komuś innemu. Generalnie to zacznijmy od tego, że makijaż jest dla innych, oni mają zobaczyć Ciebie jako piękność. A ja nie potrzebuję innych i w tym sęk. We wszystkim co robię, jak się ubieram czy maluję muszę czuć się dobrze, nic na siłę. No chyba że dasz się namówić jakiejś wariatce z wyścigów na wyjście do klubu którego nienawidzisz... 

Wsiadłam do mojego BMW. W nawigację wpisałam adres z nazwą klubu który otrzymałam od wariatki - tak, roboczo zmieniam jej przydomek. Wyjechałam spod kamienicy, nawigacja pokazywała 15 minut do celu, czyli dokładnie tyle ile zostało do 21.00. Oczywiście jadąc na miejsce miałam tzw "czerwoną falę", po prostu jak na złość wszystkie światła przez które miałam przejechać zatrzymywały mnie na czerwonym. Podejrzewam że, wieczorny cykl świateł został zmieniony specjalnie. Miał za zadanie ukrócić wyścigi na tym odcinku drogi. Dokładnie w momencie kiedy pomyślałam ostatnie zdanie, obok mnie na czerwonym świetle przeleciało dobrze mi znane zielone Audi. - Ok! Mieszka w okolicy, jest piątek wieczór, pewnie jedzie na wyścigi, czy gdziekolwiek indziej. Mam tylko cholerną nadzieję że nie jedzie w to samo miejsce co ja. 

Zaparkowałam na parkingu który był dedykowany dla klientów klubu. Otworzyłam schowek, jako że kompletnie wychodziłam z mojej strefy komfortu, musiałam mieć jakieś zabezpieczenie. Niestety zapomniałam, pewnie ze względu na to że nigdy nie wychodzę do klubów, że nie wpuszczą mnie z bronią, a tylko z nią czułam się pewnie. Westchnęłam, z schowka wyjęłam niezawodny i dozwolony gaz pieprzowy, schowałam go do torebki. Ostatni raz użyłam moich ulubionych kwiatowych perfum i wyszłam na spotkanie z Luną, myśląc tylko o tym aby te spotkanie zakończyć jak najszybciej. Podążając w kierunku wejścia do klubu, delikatnie rozejrzałam się po zaparkowanych autach, poszukując dobrze mi znane auto pirata drogowego. 

Okazało się że wariatka również postawiła na naturalność. Delikatny makijaż i tak naprawdę identyczne ubranie, z tym że jej top był koloru czarnego,  włosy blond, a buty to mega wysoka czarna szpilka. Jak tylko mnie ujrzała rozłożyła ręce w przyjaznym geście i radośnie mnie wyściskała na powitanie. 

- Lea! Dziewczyno jak Ty pięknie wyglądasz!

- Luna, Ty również.- uśmiechnęłam się delikatnie zawstydzona. Ostatni komplement słyszałam, nawet nie wiem kiedy. 

- Chodź, wejdziemy poza kolejką. Znam tutaj bramkarza. Przecież nie będziemy stać jak te idiotki pół nocy i czekać na łaskę aż nas wpuszczą. - Blondi podeszła do bramkarza, uśmiechnęła się zalotnie, zatrzepotała  swoimi niebotycznie długimi rzęsami. Zrobił nam miejsce abyśmy weszły do klubu. 

First RaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz