Gdy tylko dojechałam pod dom, zaparkowałam na wolnym miejscu. - Idealnie! W końcu pierwszy raz od dłuższego czasu udało mi się zaparkować pod kamienicą. Dokładnie pod moim balkonem. W głowie huczały mi cały czas słowa "... Jest zadanie, piszesz się ?". Tak bardzo męczyły mnie te słowa. Z jednej strony kasa, potrzebna była mi kasa, z drugiej zaś strach o siebie i adrenalina. Cholera, na samą myśl o tym co miałabym robić, mam szybsze bicie serca - od adrenaliny jestem uzależniona! Tak bardzo mi jej brakuje że postanowiłam skomplikować sobie życie tym wyścigiem. Nie odpisuję, może temat sam ucichnie. Przecież nie mogę znów ryzykować.
Gdy weszłam do domu, od progu przywitała mnie ucieszona mordka She. Odwiesiłam kurtkę na wieszak w przedpokoju, ściągnęłam buty. Jest dopiero marzec, więc pogoda jeszcze nie jest tak słoneczna i a dzień dość długi. Uwielbiam te moje mieszkanko, mała sypialnia i wielki salon z kuchnią. She jak zwykle czekała już przy lodówce na swoją porcję kolacji. Otworzyłam lodówkę, wyjęłam danie z królikiem i podałam je suczce. Weszłam do mojej sypialni, z szafy zabrałam czysty czarny top, szare spodnie dresowe i bieliznę. Udałam się do łazienki na relaksujący prysznic. Pod prysznicem jak zawsze brało mnie na analizowanie wszystkiego co się wokół mnie dzieje. Theo, pewnie bożyszcze lasek na każdych wyścigach, w sumie nie dziwię się im, ciało ma niczego sobie. W sumie widziałam tylko napięte mięśnie ale wyobraźnia zrobiła swoje. Boże! O czym ja myślę! Gdy już odgoniłam głupie myśli, skończyłam się myć, wyszłam z łazienki. Poczułam burczenie w brzuchu. Matko, muszę coś zjeść. W lodówce znalazłam kawałek pizzy, podgrzałam ją a w międzyczasie nalałam sobie pokaźną lampkę wina. Zjadłam, potem z kieliszkiem w dłoni udałam się na balkon. Oparta o barierkę, rozglądałam się po okolicy. Dzięki Bogu że udało mi się kupić w takiej okolicy mieszkanie. Cisza, spokój i park. Nie zamieniłabym go na żadne inne.
Stałam na balkonie już dłuższy czas, na przemian napawając się dźwiękiem miasta w oddali przy zamkniętych i otwartych oczach. Jak wiele można usłyszeć jak jesteśmy zdani tylko na słuch. W pewnym momencie She zeskoczyła z fotela, stanęła przy barierce i zaszczekała dwa razy.
- O matko ! Kochanie zapomniałam o wyjściu z Tobą na wieczorny spacer. Jest już koło 22. Chodź! - zawołałam ją, wchodząc do salonu w którym odłożyłam pusty już czwarty kieliszek.... W przedpokoju ubrałam cieplejszą bluzę i kurtkę, założyłam buty i szelki dla She. Szybciutko zbiegłyśmy na sam dół. Przeszłyśmy przez ulicę a suczka klasycznie poleciała w kierunku parku. Spacerowałam po lekko oświetlonych alejkach, które tak dobrze znałam. Ten park był na swój sposób urokliwy. Tylko trochę oddalony od centrum miasta, a dawał namiastkę natury wśród wszechobecnych drapaczy chmur, kamienic, dźwięków miasta które akurat w tym miejscu były praktycznie niesłyszalne. Udało mi się wyluzować! Naprawdę, czułam się spokojna. Mam tylko nadzieję że to nie w stu procentach sprawka wina a jednak chodź trochę parku i zwolnienia tempa.
Ale nic nie trwa wiecznie! Szczególnie u mnie...
Kiedy już ocknęłam się z mojego letargu, zaczęłam się rozglądać i nie zauważyłam przy mnie She. Zagwizdałam raz, odczekałam, drugi raz, odczekałam, trzeci raz... Byłam niespokojna, ona nigdy tak długo nie kazała na siebie czekać. W gardle urosła mi gula, a ciało momentalnie się spieło. Gdzie ona do cholery jest !
- She! She! - zagwizdałam ponownie. Nic. Z bardzo daleka zaczęłam słyszeć ten charakterystyczny gwizd, który ostatnim razem przywołał do właściciela naszego amanta She. W dalszym ciągu wydzierałam się po parku krzycząc imię mojego psa. W moim głosie coraz bardziej można było usłyszeć panikę. Co dziwne coraz wyraźniej zaczęłam też słyszeć ten charakterystyczny gwizd.
Nagle zza krzaków wyłoniła się męska postać. Ubrany dość podobnie do mnie, szare dresy czarną bluzę z kapturem założonym na głowę i czarną bejsbolową kurtkę. - Ludzie, jeszcze mnie zaciukają w tym parku na sam koniec.- gość szedł w moim kierunku dość żwawym krokiem, co trochę mnie stresowało. Ale miałam dziwne wrażenie że gdzieś go już spotkałam. Był wysoki i miał niebieskie oczy! Matko bosko, o czym ja myślę w takiej sytuacji.
- Naprawdę ducha spodziewałbym się szybciej spotkać w tym parku niż Ciebie Lea.
Że co kurwa?! Kolejny który zna moje imię? Ludzie czy moja podobizna wisi na każdym słupie z podpisem "Jestem Lea, odezwij się do mnie po imieniu jeśli mnie spotkasz!"
- Kim ty do jasnej cholery jesteś? Czego ode mnie chcesz? A w sumie wszystko mi jedno, daj mi święty spokój bo nie mam ochoty na rozmowy. Szukam mojego psa, nie mam czasu na pierdolenie głupot z obcymi. - miałam już wyminąć gościa, ale on złapał mnie za nadgarstek. Ku mojemu zdziwieniu dosyć delikatnie, jego dłoń była ciepła a skóra dłoni taka delikatna.
- Lea, to ja Theo. Też szukam mojego psa.
- Theo?! Nie poznałam Cię. - byłam w szoku. A na dodatek też szukał psa. Niech zgadnę, znając moje szczęście to czarno białego amanta.
- Nie mam na sobie okularów to pewnie przez to.- uśmiechnął się, ale tylko na chwilę, zaraz posmutniał.- Nie mogę znaleźć mojego psa Paco. Taki kundelek czarno biały.- no jasne... wiedziałam.- Słuchaj może jeśli Ty też szukasz swojej, to wymienimy się numerami telefonu i rozejdziemy w przeciwne strony. Park jest duży, może pobiegły gdzieś za jakąś wiewiórką, kotem. Opisz jak wygląda Twoja. Mam nadzieję że uda nam się ich znaleźć.- powiedział to tak drżącym głosem.
- Moja She jest kundelkiem biało czarnym. Dobra, zapisuj mój numer i puść mi sygnał. Trzeba ich szukać.- tak też zrobił. Puścił sygnał, kiwnęliśmy sobie głową i każdy z nas ruszył w przeciwnym kierunku.
Minęła bita godzina a po naszych futrzakach ani śladu. Od godziny ani ja ani Theo nie kontaktowaliśmy się ze sobą, ale na przemian z moim krzykiem słyszałam nawoływania Paco. Jestem przerażona! Co się z nią stało?! Uciekła? Ktoś ją ukradł? Coś jej się stało, przez tą myśl wstrząsnął mną dreszcz. Poczułam wibracje w telefonie. Wyjęłam z kieszeni, wiedziałam już że ten nieznany numer to Theo. Odebrałam.
- Hej, masz coś ?
- Niestety nie !- wykrzyczałam, a w moim głosie było słychać przerażenie, strach i strasznie zdarte gardło. W sumie to ledwo co mówiłam.
- Lea, obawiam się że w parku ich nie ma. Może sprawdźmy pod domem, każdy pod swoim, to jest jedyna możliwość. Jak to nie wypali dzwonimy do schroniska.
- Dobry pomysł. Jesteśmy w kontakcie!- rozłączyłam się i zaczęłam biec do domu.
Jeśli coś jej się stało, jeśli ktoś ją ukradł albo coś jej zrobił, to Bóg mi świadkiem że nie chcę być w jego skórze. Moje wewnętrzne demony zaczynały się już mocno rozbudzać. Targała mną czysta furia, smutek, stres, do tego cholerny ból gardła i łzy napływające do oczu. She, proszę tylko nie Ty !
Hej!
Zostawiam Was w napięciu. Dajcie znać jak podoba Wam się rozdział.
Miłego wieczoru/nocy/dnia.
Karo
CZYTASZ
First Race
Genç KurguNocne wyścigi, miasto nocą iskrzące się w mokrym asfalcie, dobry beat i ona z ciemną przeszłością. Moja powieść, wbije Cię w fotel...sportowego wozu. Wytrzymasz to? Nieodparta chęć zrobienia czegoś szalonego. Coś Ci to przypomina ? Lea, za dnia cich...
