-50-

34 1 0
                                    

(w ramach krótkiego wyjaśnienia: Nala - ukochana Simby)

Następne dni były pełne obaw, a także pytań i nieznalezionych na nie odpowiedzi. Marcin dalej nie wiedział o przysposobieniu James'a z kolei mama dowiedziała się o tym praktycznie przypadkiem. Zupełnie od tak sobie przechodziła koło mojego pokoju kiedy żegnałam się z nim używając zwrotu „synku". Na szczęście nie była zła, a wręcz cieszyła się jak mała dziewczynka. Nie licząc oczywiście upomnienia na temat wychowywania tak młodych osób, a także tego iż, że gdy znajdę sobie chłopaka będę musiała mu o tym powiedzieć. Sęk w tym, że chłopaka już miałam o, którym ona nie wiedziała, ale pomysłu na powiedzenie mu tego brak.

R - James! Przecież tyle razy mówiłam Ci abyś nie biegał w przedpokoju boso! Zaraz... - Ruby przerywa, a po chwili z wcześniej wspomnianego pomieszczenia słyszę znaczący huk. - Zaraz się przewrócisz i coś sobie zrobisz.

Uśmiecham się lekko, ponieważ doskonale pamiętam jak i moja babcia tak wołała, a jednocześnie wpadam do owego pokoju niczym burza.

Na szczęście ta łagodniejsza.

L - Wszystko w porządku promyczku? - nie mija sekunda, a chłopiec na lekko trzęsących się nóżkach podchodzi do mnie i unosi rączki ku górze. - Oj słoneczko słoneczko, a babcia wyraźnie przecież mówiła abyś tak nie szalał. - uśmiecham się w kierunku Ruby oraz obejmuję malca mocno. - Coś Cię boli?

J - N-nóżk-ka. - łzy wypływają z jego pięknych oczu, a ciałko lekko dygocze. - I-i r-rączk-ka.

L - Cii spokojnie, zaraz coś poradzimy tak? - ochoczo kiwa główką. - Mamusia tylko pójdzie po apteczkę.

I tak jak mówię tak też robię. A mianowicie odkładam bruneta na miękką, salonową kanapę, całuję go w czółko i wychodzę z salonu. Nie mija chwila, a wracam z czerwoną apteczką w dłoni. James widząc ją opiera o mój brzuch swoją głowę i nieznacznie się kuli.

L - Heej, ale Ty mi się tu nie bój mój mały rycerzyku. - chłopiec nie pewnie na mnie patrzy, a po chwili jego ciałem wstrząsa kolejny, nieprzyjemny dreszcz. - Zobacz to są gaziki. - wskazuję na białe coś w mojej lewej ręce. - To z kolei nożyczki, którymi wytnę odpowiedni kształt gazika, a to Twoje ulubione plasterki z Psiego Patrolu. - macham mu przed oczkami kolorowymi postaciami z bajki. - No, a to jest woda utleniona. Jak poleję nią ranę chwilę poszczypie, ale tylko chwilę. - zapewniam.

J - A czemu scypie?

L - Ponieważ bakterie uciekają z rany.

J - Baktelie? Co to są baktelie?

L - Bakterie to takie małe żyjątka, które jak nie zostaną przez tę wodę usunięte zjedzą Twoją nóżkę oraz rączkę. A tego chyba nie chcesz prawda?

Doskonale wiem, że kłamię, ale czasami tak trzeba przekonywać dzieci. Innej opcji po prostu nie ma.

J - No dobzie, ale jak skońcymy to będę mógł przytulać Cię i przytulać zgoda? - James posyła mi uśmiech wobec czego odkrywa przede mną już po raz kolejny fakt braku przedniej jedynki.

L - Zgoda. To będzie dla mnie wręcz sama przyjemność promyczku.

| *** |

Półtorej godziny później oglądaliśmy już wspólnie „Króla Lwa". Chłopiec leżał pod kocem oparty głową o mój brzuch, ręce ułożył wzdłuż ciała, a moja ręka wpleciona była w jego burzę subtelnych loków.

J - Myślisz mamusiu, że i ja też będę kiedyś tak silny jak Simba? - zagaduje, a tym samym przywraca mnie do racjonalnych myśli.

L - Jesteś już trochę jak on, ale jeszcze nie w stu procentach. Nie mniej jednak sądzę, że na pewno kiedyś będziesz. I odnajdziesz taką swoją Nalę i...

J - A Ty znalazłaś już swojego Simbę?

I co ja mam teraz odpowiedzieć?

L - W pewnym sensie.

J - I jaki on jest?

L - Kochany, miły, odważny, szarmancki. - uśmiecham się na samą myśl o Marcinie. - O! I oczywiście zabawny.

Duże, niebieskie oczy podrywają się do góry patrząc na mnie z uwagą. Są bezapelacyjnie kopią oczu Ruby, które tak bardzo uwielbiam. Choć może w sumie tak naprawdę jego biologicznej matki albo ojca? Tego nie wiem.

J - A przedstawis nas sobie?

Jejku ile te dzieci mają energii.

R - Bardzo przepraszam, że Wam przeszkadzam w jakże przemiłym seansie, ale ktoś do Ciebie przyszedł Lexy. - spoglądam na kobietę pytająco. - Wysoki chłopak, praktycznie w Twoim wieku skarbie, brązowe, nieco lokowane włosy i mówił, że Ciebie tu zastanie.

Tylko jedna osoba pasuje mi do owego opisu. 

To musi być ON. 

To musi być Marcin. 

DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz