-44-

46 3 0
                                    

Kolejne sekundy, minuty, a nawet godziny upływały, a impreza co raz to bardziej się rozkręcała. Wszędzie czuć było pot, dym papierosowy, a także alkohol, który zaraz po DJ'u grał tu pierwsze skrzypce. W krzakach niektórzy wymiotowali lub uprawiali zachłanny, niekiedy bezwstydny stosunek seksualny, a my całą grupką siedzieliśmy przy barze.

E - Tooo jak Ci się żyje w tej stolicy kochanieńka? - bełkocze Eric ówcześnie zajadając wódkę kiszonym ogórkiem.

L - Dobrze albowiem przywykłam już do jej gwaru i tym podobne. - odpowiadam po czym jednym haustem wypijam swojego kolorowego shota.

E - A kawaler jakiś jest?

Ah ten pijany Erick...

I w tym samym oto momencie nie wiedzieć czemu Tony, który dotąd jako jedyny nie wypił tak wiele jak my uniósł się, odpalił pojedynczego papierosa i poszedł w stronę wody.

Tn - A jemu co się stało?

Przełknęłam ślinę zmartwiona lecz nie dałam im tego po sobie poznać. Tony nigdy się tak nie zachowywał. To było do niego strasznie nie podobne.

L - Wiecie co ja chyba przejdę się tam do niego i zapytam co się stało. Wyglądał podejrzanie blado.

Co prawda z tym zblednięciem trochę nakłamałam, ale czego się nie robi dla dobra przyjaciela.

| *** |

Kiedy dotarłam na miejsce w, które udał się ciemnowłosy chłopak okazało się iż podszedł i usiadł on na odosobnionej kłodzie dębowego drzewa kilka kilometrów od źródła głośnej muzyki i pisków nastolatków. Początkowo jedynie palił lecz kiedy w jego ręku ujrzałam puszkę piwa podeszłam do niego bliżej. W dalszym ciągu spoglądał w spokojnie falującą taflę wody, a gdy i ja dosiadłam się centralnie obok niego odwrócił na mnie swój wzrok.

T (Tony) - Lexy, a Ty nie powinnaś się przypadkiem teraz bawić?

L - Oto samo mogłabym zapytać Ciebie.

Tony zaciągnął się trującym dymem po czym i upił łyk trunku wprost z aluminiowej puszki.

L - Właściwie to się bawiłam, ale Ty przyszedłeś tutaj, a oni dalej chleją. Innymi słowy nie umiem się bawić kiedy nie jesteśmy wszyscy razem albo jedno z nas siedzi osobno.

T - Moje zniknięcie i tak gówno robi więc...

L - Ależ Tony! O czym Ty mówisz? Czy coś się stało?

T - Nie nie, spokojnie. - uśmiechał się sztucznie lecz w dalszym ciągu mnie to nie satysfakcjonowało. - Zamknij oczy.

Co?

L - Co? - powtarzam tym razem na głos.

T - Po prostu zamknij.

Wpatruję się w jego tęczówki lecz gdy nic więcej nie mówi wykonuję jego nadzwyczajne polecenie. Mija sekunda, a jego ramię obejmuje mnie, a głowa ma spoczywa oparta jego prawe ramię. Na szczęście nie przeszkadza mi to. W sumie jest to nawet relaksujące.

T - Słyszysz? - wytężam słuch niczym dzikie zwierzę usiłując usłyszeć to o czym mi mówi lecz niczego prócz oddalonej od nas imprezy, a także cichego szumu Wisły nie słyszę. - To cisza. - dopowiada. - Tak właśnie brzmi cisza i spokój.

L - I to dlatego tu przyszedłeś, tak? Odpocząć.

T - Nie.

L - A więc?

T - Przyszedłem tu, ponieważ gdy jestem wśród ludzi łatwiej mi jest ukryć emocje, a to niekiedy bardzo męczące.

L - Nic nie rozumiem.

I te właśnie słowa, a także sprawa głębi jego spojrzenia sprawiła, że znowu zobaczyłam w nim to co zobaczyłam w małych oczkach zaledwie czteroletniego chłopczyka.

Ten lekki strach i niepokój.

T - Bo chodzi o to, że albo nie czekaj! - podaje mi dłoń i lekko gładzi nią moją. - Najpierw obiecaj mi, że niezależnie co powiem nie obrazisz się na mnie, ani się mnie nie wyprzesz.

L - Obiecuję.

T - No to chodzi oto, że ja... ja jestem zakochany.

L - O kurde, ale wspaniale, gratulacje! Kim jest ta szczęściara? Powiedziałeś jej o swoich uczuciach?

T - Problem w tym, że właśnie siedzi obok mnie. Kocham Cię Lexy, od przedszkola jestem w tobie zakochany.

Zamieram, a moje serce w jednej sekundzie dosłownie przyspiesza.

T - A dokładniej od tej sytuacji na plastyce kiedy niechcący wylałem na Twoją pracę mój kubełek farbek. Byłaś wtedy taka piękna. A kiedy podrosłaś i dorastałaś przy czym spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu po prostu nie mogłem wytrzymać. Dlatego też zdarzało się, że Cię unikałem. Innymi słowy spędzanie z Tobą czasu sprawiało, że moje uczucia były coraz bardziej silniejsze, a każdy Twój płacz, każdy krzyk sprawiał mi nieodwracalny ból.

L - Yyy j-ja nawet n-nie wiem c-co ma-am p-powiedzieć.

T - Nie musisz nic mówić. Przecież nie oczekuję od Ciebie odwzajemnienia.

L - Ja po prostu mam już chłopaka, ale... - dość nie przyjemna gula urosła mi w gardle. - Ale mimo wszystko chcę abyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć Tony. - ujmuje jego policzki w dłonie. - Swoją drogą Ty też byłeś moją pierwszą, przedszkolną miłością. Sęk w tym, że ja też się bałam, że tych uczuć nie odwzajemnisz. Przecież byłam tą zwykłą, irytującą dziewczynką z dobrego domu. A przynajmniej tak twierdziły Natalia z Pauliną.

T - Dla mnie byłaś wszystkim, a fakt, że mogłaś pochodzić z biedniejszej w tamtym okresie czasu rodziny nie obchodził mnie. - uśmiechnął się i tym razem rozwiązał nasz kontakt wzrokowy. - Zawsze byłaś i będziesz moją księżniczką w porządku?

L - Oczywiście księciu.

Nie minęła chwila, a ciężkie aczkolwiek w tym momencie lekkie niczym piórko wyższego ode mnie chłopaka ciało przylgnęło do mojego i mocno je objęło.

T - Jesteś z nim chociaż szczęśliwa?

L - Jestem.

T - To najważniejsze, ponieważ gdybyście w przyszłości mieli się pobrać to macie moje błogosławieństwo.

I ponownie pozwolił mnie sobie przytulić.

DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz