-16-

42 5 0
                                    

Następna połowa dnia jest nudna. Pogoda z gorącej została zastąpiona potworną burzą i ulewnym deszczem, a jedynie co wydaje się być ciekawe jest powrotem rodziców. A w chwili gdy mama woła mnie z jadalni i słyszę to wołanie nawet w pokoju otrząsam się z przemyśleń i udaje się we wskazane miejsce.

Ojczym już siedzi przy stole, Marcina jak zwykle nie ma, a mama akurat stawia na stole kurczaka z ryżem i warzywami.

ML - Gdzie Marcin?

Oglądam się za siebie po czym wzruszam ramionami.

L - Nie wiem. - odpowiadam. - Ostatni raz widzieliśmy się rano na basenie.

Mama stawia pośrodku stołu tym razem szklanki z sokiem porzeczkowym, a kiedy i garnę się do pomocy ta każe mi usiąść i zaczekać na pozostałych więc grzecznie spełniam jej życzenie. Uśmiechem witam Patricka, a po kilku minutach w pomieszczeniu pojawia się i on. Marcin.

M - Przepraszam za spóźnienie. - oznajmia uprzejmie i siada obok mnie.

pD - No to skoro jesteśmy już w komplecie to musimy Wam coś powiedzieć.

Oho!

pD - No więc nie wiem czy pamiętacie, ale kiedy wyjeżdżaliśmy powiedzieliśmy Wam, że jedziemy tylko na podwójną randkę z moimi znajomymi z Krakowa. - kiwamy zgodnie głowami. - No i to nie była tylko randka.

M - Co chcecie przez to powiedzieć?

L - No właśnie, bo ja też nie bardzo rozumiem.

ML - Ogólnie to owszem byliśmy tam na randce jak mówi Patrick, ale głównie to tak naprawdę spotkaliśmy się tam z nimi albowiem w ich obecności jako naszych świadków wzięliśmy ślub cywilny.

Jestem w szoku. Wprawdzie nasi rodzice byli już zaręczeni i po to też się tu przeprowadziłyśmy, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko zechcą wziąć ślub. Patrzę na chłopaka, którego twarz nie wyraża żadnych emocji. On pewnie też jest zszokowany.

M - No to wspaniale, gratulacje.

L - Tak tak gratulacje, ale...

ML - Ja wiem kochanie, że liczyłaś na  pomoc w wyborze mojej sukni ślubnej, ale po prostu nie chcieliśmy już dłużej czekać.

Gwałtownie wciągam powietrze, a moje nogi zaczynają się trząść.

ML - Wszystko w porządku skarbie? - pyta zaniepokojona mama.

L - Tak. - uśmiecham się lekko. - Trochę zakręciło mi się w głowie, ale to pewnie przez to dzisiejsze słońce i zmiany ciśnienia.

pD - Synu zaprowadź proszę Lexy na zewnątrz.

L - Ale naprawdę nie trzeba.

pD - Trzeba trzeba i bez dyskusji.

I wtedy to dzieje się rzecz nieoczekiwana. Brunet podnosi się z krzesła, chwyta mnie niczym pannę młodą i wynosi na tyły posiadłości. Usypane malutkimi kamyszkami ścieżki oświetlają wyłącznie niewielkie, wkopane w ziemię lampy. Dookoła znajdują się żywopłot, kwieciste hortensje i wysokie drzewa, które dodają prywatności i intymności.

M - Już lepiej?

L - Tak naprawdę to sama nie wiem. - wzruszam ramionami. - Chyba trochę zaskoczyła mnie ich decyzja. I to nie tak, że się jej nie spodziewałam czy coś, bo wiedziałam, że tak czy siak ona nastąpi, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko.

M - Nie chcesz aby Twoja mama była szczęśliwa? - dopytuje.

L - Chcę, ale po prostu...

boję się, że przez to jeszcze trudniej mi będzie ukrywać uczucia, którymi chyba zaczynam Cię darzyć...

M - Ale?

No przecież mu tego nie powiem.

Brązowe tęczówki chłopaka lśnią w świetle ogrodowych lamp i zdają się błagać mnie o jakąkolwiek odpowiedź.

L - Ale...

I wtedy nie wiem czemu to robię, a także co mną kieruje, ale łączę nasze usta w pocałunku.

DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz