-19-

53 4 0
                                    

Ze snu wybudza mnie czyjeś ciche pomrukiwanie. Unoszę ostrożnie głowę lecz przez panujący w pomieszczeniu półmrok potrzebuję kilku sekund więcej by dotarło do mnie gdzie i z kim się znajduję. Niemal wstrzymuję oddech na widok śpiącego, a także obejmującego mnie ciasno w talii Marcina, który kręci się i mruczy coś pod nosem. Wygląda na to, że coś mu się śni.

A kiedy i ostrożnie wyswobadzam się z objęć chłopaka, zdejmuję z brzucha chłodny już termofor i odkładam go na szafkę nocną, a następnie sprawdzam na telefonie godzinę ten ponownie mamrocze, a ja za nic w świecie nie rozumiem co chce powiedzieć. Chwilę się waham, ale widząc na zegarze dziewiętnastą trzydzieści cztery unoszę się i podchodzę do zasłoniętych zasłon. Delikatnie je rozchylam chłonąc jednocześnie ostatnie promienie słońca i powracam wzrokiem na łóżko. Ręka, którą dotychczas mnie obejmował leży sobie teraz swobodnie na poduszce i zapewne nieźle mu zdrętwiała. Druga zaś oparta jest o czoło dzięki czemu wygląda na zrelaksowanego. Mimowolnie uśmiecham się na jego widok, a samo wspomnienie troski jaką obdarzył mnie dzisiejszego popołudnia przyprawia mnie o szybsze bicie serca.

To było całkiem urocze i...

i... zupełnie do niego nie podobne.

M - Lexy? - woła, a ja momentalnie drżę na jego zaspany i odrobinę seksowny głos. - Jak się czujesz?

L - Lepiej, ale brzuch nadal mnie boli.

M - No to na co tak stoisz? Chodź tutaj kochanie.

Nie odpowiadam tylko od razu wykonuję jego polecenie. Mija dosłownie chwila, a on?? A ON WSTAJE?!

To po jaką cholerę mnie tu ściągnąłeś?

M - Ufasz mi?

L - U-ufam.

M - Jakoś nie jesteś przekonana.

A dziwisz się? Zachowywałeś się wobec mnie jak dupek! No hello! Trochę wyobraźni.

M - Dobra nie ważne. - szepcze tajemniczo, a mimo to jego twarz zdobi ten cwany uśmieszek. - Po prostu na mnie zaczekaj.

Okey?

| *** |

Minęło pięć...

Dziesięć...

Następnie i piętnaście...

Dwadzieścia...

Aż w końcu ostateczne dwadzieścia pięć minut kiedy chłopak pojawia się ponownie. O dziwo nie jest sam, a jego lewa dłoń jest lekko pokaleczona i spływa z niej mała, praktycznie nie zagrażająca życiu stróżka krwi.

M - A oto powód dla, którego mnie nie było.

I nim nadążam mrugnąć ponownie moim oczom ukazuje się ogromna wiązanka czerwonych róż, torebka z logiem jakiegoś sklepu spożywczego i tacka na, której stoi nowa, parująca herbata, paczka kwaśnych żelków, a także tiramisu czyli moje ulubione ciasto.

L - Zwariowałeś? Tym jedzeniem można by było wykarmić całą armię!

Spoglądam na niego lekko karcąco, ale tylko lekko.

M - Nie, po prostu chciałem sprawić Ci przyjemność. - uśmiecha się i do mnie podchodzi. - Proszę w środku są ciastka czekoladowe, chipsy o smaku kurczaka, popcorn maślany, a nawet Twój ulubiony sok pomarańczowy.

L - Ale, ale skąd Ty wiedziałeś? - całuję go w prawy policzek. - Dziękuję, chyba do końca życia będę Twoją dłużniczką.

M - Nie będziesz, obiecuję.

POV MARCIN

Było już chwilę po północy. Lexy nadal nie spała tylko leżała wtulona w moją klatkę piersiową, a ja patrzyłem w dal. Jej oddech był spokojny i równomierny, włosy kaskadami opadały na poduszkę, a z tego co pytałem wcześniej brzuch już nie bolał.

L - Marcin?

Dziewczyna uniosła się wyżej i tym razem oparła brodę o mój tors.

L - Tak sobie myślałam i czy Ty nie przeczytałbyś mi bajki?

M - Dziewiętnastolatce bajki?

L - Nie to nie!

Oj no dobra, bo znowu uzna mnie za dupka.

M - Jaką sobie życzysz? - pytam momentalnie wyswobadzając się z objęć.

L - A Ty nie mia... - i w tym oto momencie uciszam ją pojedynczym, ale najsłodszym na jaki mnie stać pocałunkiem. - Niech będzie „Kopciuszek".

Ah to też ulubiona bajka Tosi.

POV LEXY

M - Dawno dawno temu...

Jego głos jest spokojny i kojący. Słowa przenoszą mnie w zupełnie inny wymiar, a naga klatka piersiowa daje poczucie bezpieczeństwa, ciepła i miłości. Czuję się kochana. Czuję się ważna. Komuś potrzebna.

M - A kiedy wybiła północ i Kopciuszek musiał [...] I żyli długo i szczęśliwie...

...

DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz