-27-

41 2 0
                                    

Nie pamiętam kiedy dokładnie, ale chyba podczas naszej ostatniej rozmowy mama powiedziała mi, że Marcin od czasu śmierci Tosi nie świętował swoich urodzin co wcale mnie nie dziwi. Z resztą ja sama nie wiem czy na jego miejscu także umiałabym się dobrze bawić.

Jednak jeśli spojrzeć na to z innej perspektywy ludzie umierali, umierać będą i umierają każdego kolejnego dnia. Codziennie serca setek tysięcy osób na całym świecie zatrzymują się lecz życie pozostałych toczy się dalej. I mimo, że jak najbardziej powinniśmy dać sobie czas na żałobę i przyzwyczajenie się do owego braku bliskich nam osób tak nie powinniśmy też na stale w niej tkwić albowiem tym oto sposobem tracimy naprawdę masę cudownych chwil.

W każdym bądź razie.

Wybiła właśnie godzina piętnasta, a ja swoim krokiem zmierzałam ku pobliskiemu parku. To właśnie tam umówiłam się z Marcinem, a prezent, który ze sobą niosłam miał być dla niego niewinną niespodzianką.

M - Jakim cudem Ty jeszcze nie odfrunęłaś? - mówi nieco rozbawiony.

L - A może jakieś cześć albo coś?

M - Cześć kochanie, pięknie dziś wyglądasz.

Rumienię się na same jego słowa, a następnie korzystając z okazji iż ręka Marcina swobodnie zaciska się na mojej talii przywiązuję do niej uprzednio wspomniany balonik.

L - Pomyślałam, że zarówno Ty i Tosia ucieszylibyście się z takiego prezentu - wyznaję cicho. - Wszystkiego najlepszego i dużo miłości od osób Cię otaczających.

Uważnie przyglądam się jego twarzy przez którą przemyka cień tęsknoty. Nie mija następna chwila, a brunet szybko przybiera maskę za, którą przez większość czasu się ukrywa.

M - Dziękuję. - jego głos ledwo zauważalnie drży. - Ale wcale nie musiałaś.

L - No jak nie musiałam?

M - Normalnie haha. Z resztą ja i tak nienawidzę swoich urodzin.

L - Wiem, dlatego tym bardziej się cieszę, że wpadłam na pewien pomysł.

Chłopak spogląda na mnie pytająco, a ja w tej samej chwili zza pleców wyjmuję kolejno następne dwadzieścia dwa, białe balony oraz czarny, transparentny marker.

M - A to po co?

L - Dla Ciebie. - wręczam mu przedmioty, a on niepewnie je ode mnie odbiera. - A teraz chciałabym abyś zapisał na nich słowa, które chciałbyś przekazać siostrze, a następnie puścił je wolno. Z pewnością w ten sposób choć trochę o tym całym złu zapomnisz.

M - Sugerujesz, że miałbym zapomnieć o swojej siostrze?!

Bez dłuższego zastanowienia łapię go za udo i delikatnie ściskam chcąc dodać mu otuchy.

L - Nie nie skądże. Po prostu chcę abyś był w tej kwestii spokojniejszy.

Marcin odwzajemnia blady uśmiech, który błąka się na moich ustach.

M - Okey niech będzie, ale czy mógłbym zapisać tylko jeden balonik? - dopytuje cicho przekładając marker z ręki do ręki. - Na pozostałe nie mam zbytnio pomysłu.

L - Jeśli ma Ci to pomóc to jak najbardziej tak.

Brunet kiwa z uznaniem głową, a ja w międzyczasie przywiązuje pozostałe balony na boku ławki. Następnie pomagam mu chwycić jeden z nich i przytrzymujemy go razem by mógł coś na nim napisać. I mimo, że nie wiem czy powinnam czytać te słowa, które zaraz staną się rzeczywistością tak Marcin nie każe mi nie patrzeć wobec czego z zapartych tchem wpatruję się w pozostawione czarnym markerem literki.

Gdziekolwiek jesteś sięgaj gwiazd Tosiu, jestem z Ciebie taki dumny.

A gdy i po mniej więcej minucie balon unosi się w powietrze między nami nastaje cisza. W tle słychać jedynie śpiewające ptaki, nasze spokojne oddechy, dzieci biegające po parku oraz cichy szum wiatru krzątającego się pomiędzy drzewami.

M - W dniu pogrzebu Tosi było bardzo słonecznie jednakże podczas spuszczania trumienki do grobu ni stąd ni zowąd zaczął padać deszcz. I mimo, że mogłoby się wydawać, że to nic odkrywczego tak ja uznałem to za znak, że nawet matka natura nie godzi się z jej odejściem - ucina by głośno przełknąć ślinę, a wzrok skupić ponownie przed sobą. - Minęło z pięć może więcej minut, a na niebie pojawiła się najpiękniejsza tęcza jaką miałem okazję zobaczyć. Na początku sam tego nie rozumiałem, ale z czasem zacząłem coś dostrzegać. Moim oczom zaczęły ukazywać się najpiękniejsze wschody i zachody słońca, wielokolorowe tęcze jak również kwiaty, które rozkwitały coraz to bardziej zachwycająco.

Przytakuję spokojnie lecz nic dalej nie mówię. Po prostu słucham i oddaję się zamyśleniu.

M - Jak byliśmy oboje malutcy, a babcia nie raz do nas przyjeżdżała aby nas pilnować powiedziała nam kiedyś, że zmarli przybierają różne postacie. Czasami są cudowną tęczą na niebie lub kolorowym motylem, który każdego dnia siada na parapecie twojego okna. - uśmiecha się delikatnie jakby sobie o czymś przypomniał. - I właśnie dziś po raz pierwszy od tamtego czasu poczułem ją. Obecność mojej ukochanej siostrzyczki była wręcz namacalna i to tylko dzięki Tobie Lexuś, ponieważ podarowałaś mi coś więcej niż tylko zwykłe balony. Podarowałaś mi także nadzieję, że moja ukochana siostra ciągle nade mną czuwa.

Łzy wzruszenia wypełniają moje oczy, a dolna warga znacząco drży.

L - Cieszę się, że mogłam pomóc.

Ciemnowłosy oplata mnie jednym ramieniem i przyciąga do siebie. Krew pulsuje mi w żyłach lecz mimo to wtulam się w jego prawy bok. Opieram także głowę o jego ramię, a chłopak pospiesznie składa ciepły pocałunek na moich włosach, a następnie opiera się o nie policzkiem.

M - Kocham Cię i raz jeszcze dziękuję za ten cudowny prezent skarbie. To dla mnie naprawdę wzruszające i jednocześnie w chuj znaczące. 

DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz