-28-

52 4 0
                                    

Około godziny ósmej wieczorem brunet przysyła mi wiadomość ażebym zabrała ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy i zeszła na dół. Nie powiem, że trochę mnie zaskoczył albowiem po nim to nigdy nie wiadomo czego się spodziewać aczkolwiek mimo to postanowiłam nie protestować i zabrałam ze sobą niewielką torebkę, do której wrzuciłam telefon wraz z portfelem i zeszłam na parter.

L - Co się dzieje? - pytam zaciekawiona jego nagłą propozycją.

W holu przed głównym wejściem czeka na mnie Marcin. Ma na sobie krótkie, dresowe spodenki oraz czarną bluzę z kapturem. Na mój widok jego uśmiech się tylko iwyłącznie poszerza.

M - Niespodzianka. - mówi tajemniczo po czym otwiera drzwi. - Chodź pójdziemy w pewno miejsce.

L - Ale przecież dziś są Twoje urodziny, nie moje.

M - Spokojnie nie masz o co się martwić, a ja zapewniam, że będzie Ci się podobało.

Patrzę na niego podejrzliwie lecz nic więcej nie udaje mi się z niego wyciągnąć. Wychodzimy zatem na zewnątrz, a chłopak prowadzi nas na tyły domu skąd wychodzimy poza ogrodzenie. Słońce powoli chyli się za horyzontem. Wkraczamy na polanę i bez słowa kierujemy się na niewielkie wzniesienie otoczone wysokimi drzewami. Wdrapanie się na szczyt zajmuje nam kilka minut co niestety nie obywa się bez lekkiej zadyszki.

L - No chyba nie przywiążesz mnie do drzewa i dasz wilkom na pożarcie, prawda?

Dubiel kroczy jakiś metr przede mną, a mimo to dociera do mnie jego cichy śmiech.

M - Hmm, a może tak właśnie zrobię?

L - Serio?

M - Zamknij oczy, dalej to ja Cię poprowadzę.

L - Dlaczego mam dziwne przeczucie, że zaraz zrzucisz mnie z tej góry? Lub co gorsza rzeczywiście wydasz wilkom na pożarcie.

M - Po prostu mi zaufaj.

Wzdycham ciężko po czym opuszczam powieki. Czuję jak Marcin staje za moimi plecami i dodatkowo zasłania mi oczy swoimi dłońmi. Zaczyna mnie prowadzić więc instynktownie stawiam każdy krok.

M - Gotowa? - pyta po chwili, a dokładniej po przebyciu kilku następnych kilometrów.

Potakuję, a wtedy on odsuwa ręce. Otwieram oczy lecz widok, który na mnie czeka zapiera mi dech w piersi. Zerkam przez ramię na stojącego za mną chłopaka chcąc upewnić się, że to nie żaden sen.

L - Kompletnie nie wiem co powinnam powiedzieć. - oznajmiam ze ściśniętym gardłem.

M - Cokolwiek haha?

Tłumię w sobie cichutki chichot i ponownie skupiam wzrok na tym co widzę przed sobą. Niewielkich rozmiarów ognisko iskrzące przyjemnym płomieniem, czerwony namiot, który rozłożony jest na samym szczycie owego wzgórza i skierowany na wprost zachodzącego słońca. A także balony poprzywiązane na samym jego czubku.

| *** |

Nie jestem pewna ile dokładnie czasu tkwię w bezruchu, bo nagle dociera do mnie ciche chrząknięcie i chłopak rusza w kierunku naszego tymczasowego lokum. Ruchem głowy zachęca mnie bym podążyła za nim dlatego zmuszam swoje nogi do wykonania tych kilku kroków. W środku znajdują się cieplutkie koce i miękkie poduszki, a w samym jego rogu zauważam włączonego laptopa. Na ekranie widnieje zatrzymane odtwarzanie bajki "Odlot".

M - Pomyślałem, że fajnie byłoby ją obejrzeć jeszcze raz RAZEM. - akcentuje ostatnie słowo, a następnie staje tuż za moimi plecami.

L - Ale jakim cudem na to wpadłeś? Przecież, przecież to spełnienie moich najśmielszych marzeń.

M - Tak się składa, że Twoja mama wspominała, że jako dziecko nocowałaś w namiocie częściej niż we własnym łóżku.

No tak, ale któż by się spodziewał, że wydała mnie własna rodzicielka?

Nie mniej jednak w tej chwili jestem jej za to wdzięczna.

L - Taa i pewnie nasłuchałeś się jeszcze wielu innych żenujących sytuacji z mojego dzieciństwa.

M - Raptem jednej. A dokładnie tej o konkursie jedzenia hot dogów czy coś takiego. - puszcza mi cwaniackie oczko, a następnie zapraszającym gestem zaprasza mnie do środka.


DWA ŚWIATY - LEXY I MARCINOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz