♡4♡

642 17 0
                                    

(PLIS O DYSTANS TO JEST DLA ZABAWY!!)

Razem z chłopakami wyszliśmy z skate parku i powoli wracaliśmy do domu. Szliśmy chwilę w ciszy lecz ja paliłam tak samo jak i Borys, nagle odezwał się Marcel

- musicie oboje palić? Od kiedy wy palicie? Skąd wy to macie wogóle?
- zaczął wypytywać nas Marcel

- tak ja musze a pale od dawna a mam to od takiego fajnego ziomka -powiedziałam krótko

- a ja mam od Santi - powiedział Borys i się uśmiechnął po czym zaśmiał

- wy to chyba jednak się dobrze dogadujecie - zaśmiał się Marcel patrząc na nas

- po pierwsze to Borys mi to ukradł a po drugie nie myśl Marcel o niczym innym bo cie poprostu kopne - uprzedziłam go jakimi kolwiek słowami

- nie ukradłem tylko pożyczyłem bez oddania - dodaĺ do mojego słowa Borys

- dobra nie wnikam bo nie chce kopa
- wtedy wszyscy się zaśmialiśmy i wróciliśmy do domu. Od razu po wejściu przywitała nas moja mama która nie była zadowolona z mojego przyjścia ani niczego

- o księżniczka raczyła przyjść, musimy porozmawiać - była ewidentnie wkurzona - chłopaki idźcie na góre pograjcie w coś już Papa- Mama wygoniła chłopaków na góre a że mną poszła do jej pokoju. Usiadłam tam na łóżku a ona zaczeła krzyczeć

- jesteś jakąś niepoważna?! Wychodzisz z domu gdzie chcesz i robisz co chcesz?! Żyjesz dzięki moimi pieniędzmi więc masz się mnie słuchać a teraz jak tylko wyjdziesz na dwór ze znajomymi czeka cię kara której byś nie chciała?! -krzyczała na mnie

- jezu mamo przestań krzyczeć - mówiłam już ze łzami w oczach

- ale czego ryczysz idź już do swojego pokoju I nie wychodź najlepiej nawet z niego - nakrzyczała na mnie po czym uderzyła mnie w policzek - jeszcze raz zobaczę cie jak wychodzisz gdzie kolwiek masz przej3ban3! - nakrzyczała i wywaliła mnie z pokoju

Podbiegłam na góre z płaczem i zamknęłam się w pokoju. Policzek szczypał mnie strasznie, już wiedziałam co się stanie. Wróci coś czego od dawna zaczęłam unikać lecz chyba sie nie da, szybko poszłam do swojej toaletki i otworzyłam szufladkę z żyl3tkami i zaczęłam ciąć swe nadgarstki i uda które równie strasznie zaczęły piec i krwawić na udach bo było to głębokie rany. Do mojego pokoju ktoś zapukał i próbował wejść lecz się nie udało bo drzwi byĺy zamknięte na klucz po czym usłyszałam

- Santia wszystko dobrze? - zapytał cichy głos Marcela na co ja nawet nie odpowiedziałam tylko jeszcze bardziej się popłakałam bo nic nie było dobrze. Nawet nie próbowało być dobrze! Zestresowałam się strasznie, sięgnęłam z szafy pierwszą lepszą bluzę I ją założyłam nagle drzwi do mojego pokoju się otworzyły ale jak sie otworzyły....?

Pov Borys

Po tym jak Santi mama wygoniła mnie i Marcela na góre słyszeliśmy tylko krzyki a potem płacz. Poszliśmy zobaczyć co u Santi lecz ona miała zamknięte drzwi I się nie odzywała więc razem z Marcelem je wyważyliśmy. Gdy weszliśmy do pokoju zobaczyliśmy Santie która kończy zakładać bluzę, była zapłakana, strasznie zapłakana, razem z Marcelem od nowa zamknęliśmy drzwi I podeszłem do Santi która siedziała na łóżku I wziąłem ją na moje kolana. I odwróciłem tak rzeby patrzyła na mnie i Marcela

- Santia co się stało powiedz... -powiedział z troską Marcel

- j-j-j-ja... - Santia nie potrafiła nic powiedzieć tylko dusiła się łzami przy tym ją przytuliłem I ona się we mnie wtuliła. Słodka. Dobra to nie czas na takie coś teraz

- Santia co zrobiła ci mama? - zapytał Marcel patrząc na zapłakaną Santie. Wtedy odwróciła się i spojrzała na Marcela. Miała czerwony policzek ale to sie zbyt nie liczyło bo zapatrzyłem się na jej uda... zakrwawione uda co mnie zamurowało

- jezu Santai wszystko będzie okej pomożemy ci już Ci tego nie zrobi
- powiedział Marcel bo patrzył tylko na twarz Santi I pogładził ją po policzku po czym spojrzał tam gdzie ja i już nikt się już odezwał. Marcel chwycił jedną rękę Santi I podwinął bluzę gdzie były zakrwawione nadgarstki. Razem z Marcelem popatrzyliśmy na siebie z przerażeniem a Santia tylko płakała wtulona we mnie. Poczułem, że coś we mnie pękło nie wiem czemu...

- Santia nie rób tego - powiedział po cichu Marcel do Santi

- t-to już uza-uzale-uzależnienie - dalej płakała- co-co zrobiłam źle? - zapytała płacząc

- nic źle nie zrobiłaś Santia nie obwiniaj siebie ona cie poprostu nie zrozumiała... to przecież twoja mama - powiedział Marcel

- ciii Santia nie płacz, jeszcze wszystko się wyjaśni - powiedziałem gładząc ją po głowie i lekko trząsłem kolanem co powodowało, że powoli usypiała ze zmęczenia a tak prawidłowie to z płaczu . Popłakała jeszcze chwile w ciszy i już spała

- śpi? - zapytał cicho Marcel na co ja pokiwałem głową na tak a on tylko wziął ułożył łóżko Santi do spania. Odłożyłem delikatnie Santie i razem z Marcelem po cichu wyszliśmy z jej pokoju

- dobrze na nią działasz haha - zaśmiał się Marcel patrząc na mnie

- przynajmniej już nie płacze a tak przede wszystkim to o co chodziło z tym uzależnieniem? - zapytałem lecz Marcel na chwilę zamilkł

- jak Santia chodziła do swojej starej szkoły tam ją dręczyli to to robila lecz jej tatą ją od tego odciągnał, a potem jej tata umarł i znów to robiła ale tym razem wyciągnęła ją z tego jej przyjaciółka oraz rodzony brat a co będzie teraz nie wiem -powiedział lekko smutny

- oj to słabo... - zaniemówiłem

- no chyba muszę porozmawiać z jej bratem rodzonym - powiedział zestresowany

- ma brata? - zapytałem zdziwiony

- ta ma ale jest pełnoletni i mieszka sam bo stwierdził, że nie będzie tu mieszkał, chciał też zabrać Santie ale mama mu zakazała- powiedział smutny

-jak ma jej brat na imię? - zapytałem

- Natan Kozłowski - odpowiedział

-chodziłem z nim do szkoły rok temu
- powiedziałem zaszkoczony

- masz z nim kontakt? - zapytał Marcel

- no raz na jakiś czas piszemy i gadamy ale nie za często, przyjaźniliśmy się nawet - odpowiedziałem

- dobra ja ide do niego zadzwonić widzimy sie jutro rano pa - pożegnał się Marcel

- no pa - również się pożegnałem i oboje poszliśmy do swoich pokoi. Siedziałem trochę czasu i przeglądałem socjale paląc nagle do mojego pokoju ktoś zapukał. Szybko schowałem epeta bo myślałem, że to mama i odpowiedziałem
- proszę- drzwi się otworzyły i ujrzałem blądynke która najwidoczniej już nie spała - co tam Sanitka, wejdź- czemu powiedziałem do niej Sanitka?! Dobra ale chyba się tym nie przejęła... weszła do mojego pokoju I zamkneła dziwi lecz dalej przy nich stała

- nie mogę zasnąć, źle się czuję i nie chce spać sama a Marcel już śpi i mi nie odpowiada...
-powiedziała zestresowana

- chodz Sanitka połóż się obok i śpij
- powiedziałem I przesunąłem się tak żeby mogła położyć się obok mnie

NIESPODZIEWANA MIŁOŚĆ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz