ROZDZIAŁ 18 - Czerwone.

18 7 1
                                    

  Rano ledwo dobudziłam Olivera. Długo rozmawialiśmy wczoraj wieczorem o tym wszystkim. Poznałam jego punkt widzenia na całą sytuację z jego siostrą i dowiedziałam się, że on nie chcę się z nią kłócić ale wkurza go, że wtrąca się aż tak w jego życie i dąży do tego by zniszczyć jego związek. Potem wrócił Liam i od razu położył się do łóżka. Miałam wrażenie, że nie zbyt lubi mojego przyjaciela co było dla mnie naprawdę przykre. W końcu mieli mieszkać razem przez parę dni. Jednak, szczerze, jakoś bardzo mnie to nie dziwiło że względu na to, jak bardzo się od siebie różnili.

  Dowiedziałam się też od niego, że faktycznie nie utrzymuje kontaktu z Leną i Nadya również z nią nie gada. Myślałam, że mówi tak tylko po to by Tiffany tak myślała ale się myliłam. Na zajęciach siedziałam między Oliverem a Ryanem, obok tego pierwszego siedziała również Nadya. Ryan niedawno dołączył do naszej tradycji i rysowaliśmy różne rzeczy w trójkę. Chłopcy na zmianę wybierali co tym razem znajdzie się na naszych kartkach. Już zaczynało brakować nam pomysłów. Ostatni Oli chciał rysować węża, następnym razem Ryan wybrał Stitcha, później padło na pająki kolejnie na Spider-Mana i wiele innych. Normalnie rysowanie sprawia mi wielką przyjemność, jednak widząc jak Oliver to kaleczy coraz bardziej wątpiłam w to czy na pewno mi się to podoba. Ryanowi szło moim zdaniem dobrze.

  Dzisiaj Oliver wybrał stokrotki, co było słodkie bo powiedział, że kojarzą mu się ze mną. A z resztą, komu by się nie kojarzyły skoro dosłownie jest to znaczenie mojego imienia? Kiedyś Ryan zapytał mnie czy moje imię ma głębsze znaczenie i od tamtej pory zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może rodzice dali mi tak na imię nie bez powodu. Szkoda, że pewnie nigdy nie dowiem się czy naprawdę tak było. A może kiedyś mi o tym mówili ale już tego nie pamiętam?

  Wykonałam parę prostych ruchów ołówkiem i patrzyłam jak chłopaki powtarzali tą samą czynność. Mogę powiedzieć, że byłam dumna z Olivera bo coraz lepiej mu to szło. Może jednak zdąży się czegoś nauczyć do końca studiów.

O ile zda.

  Ryan moim zdaniem naprawdę coś potrafił. Gdyby poćwiczył jeszcze więcej byłby nawet tak dobry jak ja. Nie żebym miała aż tak wysokie ego, ale rysować potrafiłam świetnie. Rysowanie to jedyne co zostało mi z dzieciństwa więc chociaż to chciałam przy sobie zatrzymać.

Całe życie marzyłam o tym by robić kiedyś coś co będzie związane z malowaniem. Rysowałam najpierw dla siebie, później na różne konkursy które nawet czasami udawało mi się wygrywać. Ale wiedziałam, że teraz nie ma na to u mnie miejsca. Życie napisało mi inny scenariusz. Więc jedyną rzeczą która jakkolwiek pozwalała mi nie zapominać o mojej pasji było rysowanie z przyjaciółmi na wykładach.

  Wychodząc z uczelni po zajęciach zauważyliśmy Tiffany. Dziewczyna rozmawiała z kimś przez telefon i nie patrząc na nikogo skierowała się od razu do bramy wyjściowej. Nie zwróciliśmy na to jednak szczególnej uwagi. Oliver uważał, że gdy Tiffany będzie gotowa sama się odezwie i on nie zamierza jej do tego zmuszać. Tak więc wróciliśmy do mieszkania mojego i Liama. Wieczorem miał do nas wpaść również Ryan.

  Zrobiliśmy nawet obiad co było niesamowitym osiągnięciem, bo umiejętności gastronomiczne Olivera równały się z malarskimi. A z resztą ja również nie byłam w tym najlepsza. Postawiliśmy na spaghetti więc w sumie nie było to najtrudniejsze.

  Mieszkanie z Oliverem w sumie nie było takie złe. Myślałam, że ledwo będę wytrzymywać przez jego mocny charakter i nadpobudliwość, ale o dziwo był nawet spokojny. Albo to tylko pozory, w końcu nie jest tu nawet przez dwadzieścia cztery godziny.

  Około godziny dwudziestej przyszedł do nas Ryan więc siedzieliśmy na sofie, oglądaliśmy jakiś film i rozmawialiśmy.

  - Nie dołączysz do nas? - zapytałam Liama gdy wyszedł z naszej sypialni i skierował się do kuchni.

  Wyciągnął z szafki szklankę po czym nalał do niej wodę i odpowiedział:

  - Raczej odmówię, nie mamy zbyt dużo wspólnych tematów więc myślę, że sami wolelibyście zostać w trójkę.

  No miał rację. Zapytałam z grzeczności.

  Chłopak wrócił do pokoju w którym siedział wcześniej a my wróciliśmy do oglądania.

  Po około trzydziestu minutach usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Nie spodziewaliśmy się raczej nikogo o tak późnej godzinie więc byłam nieco zdziwiona. Mimo to wstałam i poszłam otworzyć.

  - Hej, wiesz może gdzie jest Oliver? - zapytał Lucas.

  - No, jest w środku. Wchodzisz?

  Kiwnął głową I wyminął mnie w drzwiach.

  - Jesteś. Przejechałem już z tysiac kilometrów szukając Cię. Najpierw byłem w twoim mieszkaniu ale Tiff powiedziała, że jesteś u Nadyi i tam też Cię nie było. Nie odbierasz telefonu i nie da się z tobą dogadać w ogóle.

  Zmarszczył brwi i popatrzył na swój telefon.

  - Upss... Rozładował mi się. - skrzywił się. - Co w takim razie ode mnie potrzebujesz?

  - Nie wiem, ty się znasz na dziewczynach, byłeś już w tylu związkach... Co ja mam zrobić żeby przestać się kłócić z Ivy?

  - Stary... Większość moich związków trwały może tydzień, ja wyznaje zasadę "jak nie ta to inna", nigdy nie walczyłem o jakiś związek.

  - No to dzięki za pomoc. - prychnął.

  - Poprostu daj jej kwiaty które lubi najbardziej zabierz ją gdzieś i powiedz, że nie chcesz się z nią kłócić. - wzruszyłam ramionami.

  Był z nią od tak długiego czasu a nie wiedział co zrobić żeby się pogodzić. No śmiesznie.

  - Lepsze będą białe czy czerwone róże? Najbardziej lubię właśnie je, ale nie jestem pewny co do koloru.

  - Czerwone. Jak jednak będzie wolała białe to jej powiedz, że czerwony kolor kwiatów oznacza miłość. Dziewczyny się jarają takimi małymi szczegółami zobaczysz. - wtrącił się Ryan.

  - Nie wiedziałem, że z Ciebie taki romantyk. - zaśmiał się Oliver. - znasz też znaczenie wszystkich kwiatów?

  - Nie. - prychnął. - Moja babcia się na tym znała, kiedyś mi powiedziała o tym i jakoś zapamiętałem. A z resztą to, że czerwone kwiaty oznaczają miłość jest raczej logiczne.

  - W sumie to Ryan ma rację, logiczne. I kup nie parzystą ilość tych róż. Parzysta ilość przynosi pecha.

  - No dobra. Myślicie, że jechać dzisiaj czy zostawić to na jutro? Jest już po dwudziestej pierwszej więc trochę późno...

  - Jak Ci zależy to przyjechałbyś nawet o trzeciej w nocy. To też bardziej doceni. - dodał Oliver.

  - Skąd ja wezmę kwiaty o tej godzinie?

  - No to... Może jedź do niej jednak jutro. Naprawdę aż tak się pokłóciliście przez to, że ja I Tiffany się kłócimy?

  - Nie no nie tylko dlatego, to tylko dodatek tak naprawdę. Już wcześniej było między nami średnio.

  Miałam szczerą nadzieję, że się pogodzą i wszystko wroci do normy. I to samo z Oliverem i Tiffany. Nie wyobrażałam sobie jak moje życie miało by wyglądać bez któregoś z nich tylko przez to, że nie potrafili się dogadać.

  Chłopcy wyszli jakieś dwie godziny później. Lucas nam zdradził, że Tiffany nie chce z nimi rozmawiać podczas wykładów więc jest na wszystkich zła. Musimy z nią w końcu pogadać i to wszystko zakończyć.

  Kolejny dzień minął nam bardzo podobnie. Najpierw wykłady, później powrót do mieszkania, tym razem postawiliśmy jednak na zamówienie obiadu żeby się z tym nie męczyć znowu a potem wieczorne plotki. Na koniec dnia ja i Oliver i co za tym idzie pewnie też Ryan dostaliśmy wiadomość od Luke'a.

Lucas Moon: KOCHAM WAS!!! Udało się z Ivy!!!

  A to mogło zwiastować tylko jedno. Może znowu zacznie się wszystko układać.

Red DaisiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz