22. Rodzice, ciotki i wujkowie

117 4 4
                                    

Był piątek a ja jeszcze nie byłam całkowicie spakowana. Latałam po całym domu zbierając moje rzeczy, z podłogi, bo oczywiście, je tam rzuciłam. Gdy już prawie wszystko miałam, doszłam do wniosku że pierdoły które kupiłam, są mi potrzebna jak psu piąta noga, więc włożyłam je do walizki Aidena. A czemu nie.

Kiedy miałam już wynieść walizkę z domu zauważyłam że mój telefon jest rozładowany, a ładowarkę miałam w torbie, tak samo jak power bank. Próbowałam go podłączyć do jakiejś innej ładowarki ale nic nie zadziałało. Podsumowując, nie mogłam zadzwonić do nikogo. Ale i tak nikt by do mnie nie dzwonił. Tak mi się wydawało, do puki nie uświadomiłam sobie że nie rozmawiałam z rodzicami od dwóch tygodni.

Nigdy specjalnie się mną nie interesowali ale aż tak. Nie napisać nawet głupiej wiadomości, do własnej córki. Nie mieściło mi się to w głowie. Tak po prostu spławiać i nie interesować się swoim dzieckiem. Jeszcze nigdy nie doszli do takiego etapu. Zasługiwali na złotą statuetkę, rodziców roku. I tak po osiemnastce planowałam się wyprowadzić i się od nich odciąć.

Moje plany na przyszłość były bardzo słabe, lecz odrobinę ambitne. Oprócz wyprowadzki chciałam pójść na studia, policyjne. Kochałam oglądać kryminały, a moim ulubionym było "CSI kryminalne zagadki Nowego Yorku". Fascynowały mnie strzelaniny i pistolety. Jako dzieciak chwiałam chodzić na strzelnice, lecz rodzice zawsze mówili "jak dorośniesz to ci się znudzą te kryminały i strzelaniny". Fan fakt, jak dorosłam nadal mi się to podobało.

Gdy już spakowałam się do samochodu, Lindsey zbierała pieniądze za pobyt, co wydawało mi się bardzo dziwne, ale no cóż, jak mus to mus. Ustaliśmy że każdy płaci po pięć stów. Było to ździerstwo, lecz no ja pieniądze miałam. Mi to zupełnie nie przeszkadzało. Oczywiście nie mogło być tak pięknie i kolorowo. Chase nie miał tego głupiego tysiaka, więc mu go dałam, w podziękowaniu za zapłacenie w sklepie.

To jeszcze nie był koniec. Musieliśmy podjąć bardzo trudną decyzję. Do kogo pójdzie Tobias. Według większości, kot powinien trafić do Aidena, ponieważ on go do nas przywlókł. Ale przecież on miał już dziesięć kotów w domu, więc zaproponowałam by zamieszkał u mnie.

Wiedziałam że moi rodzice nie będą mieli nic przeciwko, bo i tak byli w domu dwie godziny dziennie. Nawet by go nie zauważyli. Kiedyś miałam Persa dla tego miałam już doświadczenie, i drapak.

[Chase]

Gdy byliśmy już w drugiej godzinie jazdy do domu, postanowiłem włączyć sobie nawigację by śledzić drogę. Wydawało mi się że pojedziemy sześć godzin, ale Sydney skręciła w złą drogę i jechaliśmy prawie dziesięć.

Tobias był strasznie niespokojny. Skakał, biegał, prawie zwymiotował. Nie mógł się uspokoić. Nawet rozwydrzaliśmy zamknięcie go w transporterze, lecz gdy w końcu wjechaliśmy do Bostonu, siadł na tyłku i zaczął się przytulać do każdego po kolei, oczywiście zachowując swoją arogancję i pogardliwe spojrzenie.

Kiedy Sydney zatrzymała się na skraju parku, stał tam samochód Scota, pięknie, równiutko zaparkowanego na chodniku. Strasznie chciało mi się śmiać. Nie wiedziałem że Clark był takim hipokrytą i nieukiem, ale przecież zdał prawko, za dwudziestym razem.

Jak wyszedłem z auta i wyciągnąłem walizkę próbowałem, dodzwonić się do mojej matki ale oczywiście, nikt nie odbierał. Odrobinę się zawiodłem, nie powiem że nie ale, no cóż mogła by zapytać przynajmniej czy żyjemy.

- Ej stary - walnął mnie w ramie Aron - Weś jedź ze mną.

- Nie dzięki, pójdziemy na nogach - odparła za mnie Kim - Bozia postanowiła nas oszczędzić, od ich braku.

Znajomi z kosza i sprawa potrójnego pobicia 1tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz