11. Śpioch

127 6 0
                                    

         Była piąta czterdzieści pięć rano a ja pudrowałam nie zasnąć. Chase gdzieś wyszedł a reszta domu spała. Wreszcie chłopak wrócił do domu. I kazał mi wychodzić. Za samochodem Sydney był zaparkowany czarny motor. 

          - Co to jest ? - zapytałam przecierając oczy dłonią. 

          - Motor - odparł - ... nie wiedziałaś że mam prawo jazdy na motor ? 

          - Nie. 

          - Widać że jesteś zamknięta w złotej klatce.

        Alyson nie wiadomo kiedy zrespił się przy pojeździe i na niego wsiadł. Zawalał mnie i kazał trzymać mi się tak mocno jak tylko potrafię. Owinęłam ręce wokół jego talii, czując ciepło jego ciała. 

      Ruszył. 

                                                                                      [***] 

    - Emilie, nie śpij - powiedział pomagając mi zejść z motoru. - wyglądasz jak byś była upita. 

   - Okej - ziewnęłam. 

   - Sama pójdziesz, czy mam cię zanieść ? 

   - Nie dzięki. Posiadam nogi. 

  Ledno trzymałam się na nogach, ale jakoś próbowałam żyć.   

   Kościół był całkiem duży. Miał białe, marmurowe ściany i szpiczaste, ciemno-zielone, dachy. Na jego oknach były kolorowe witraże, świętych osób. Nie przyglądałam, mu się zbytnio, bo prawie konałam, ale musiałam dotrwać do końca i dostać dostać przynajmniej tysiaka. 

     Weszliśmy do środka i usiedliśmy na drewnianej, długiej ławie. Obok nas była jakaś starsza pani i najprawdopodobniej jej syn.

                                                                               [***]

     - Jezus, Maria Emilie - usłyszałam, stłumiony głos Chase'a pomiędzy szumami, wirującymi w moich uszach. - Ty żyjesz ?

    - Pomóc, Ci młodzieńcze ? - zapytała jakaś kobieta, przechodząca obok.

   - Nie, dziękuje - odparł - Emilie ! - walnął mnie ręką w policzek. To wyprowadziło mnie z równowagi, otworzyłam oczy i oddałam mu tak mocno jak tylko potrafiłam.

   - Hasta la vista - powiedziałam z uśmiechem.

  - Dziewczyno, ja myślałem że ci się coś stało, a ty po prostu spałaś, śpiochu.

  - No cóż, ale gdzie my jesteśmy ?

 - Pod psychiatrykiem. Nie martw się, będziesz miała tylko terapię elektrowstrząsową, by wypędzić ci głupotę z głowy.

  Złapałam się za czoło a potem się w puknęłam.

  - Nadal jesteśmy pod kościołem - obejrzałam się dookoła i zeskanowałam oczami otoczenie. - nie jestem ślepa.

  - Kobieto, ja tak prawie umarłem na zawał.

  - Nie umieraj jesteś mi potrzebny. 

   - Do czego ? 

  - Eeee... do niczego. Po prostu tak wypadało powiedzieć. He he.

   - Ale ty dowcipna jesteś. Normalnie. 

   - Dziękuje - odparłam z entuzjazmem. 

 Zamierzył mnie wzrokiem po czym chwycił moje ręcie tak mocno że krew mi prawie do nich nie dopływała.

Znajomi z kosza i sprawa potrójnego pobicia 1tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz