27. Bo tylko ty

59 2 4
                                    

    Chase


       Na górze róże, na dole cholera.  

      Jak nikt nie umrze, to dostanie w ryja.

      Wyrwałem z zeszytu kartkę i wycelowałem po czym rzuciłem do kosza znajdującego się w rogu pokoju. Cisnąłem długopisem o poduszkę i odchyliłem głowę do tyłu przy okazji przywalając nią w ścianę. Syknąłem z bólu a puls zaczął mi skakać jak kangur który chce wywalić swojego bachora, z torby. 

      - Jak nie umrę za tydzień to dzisiaj - powiedziałem sam do siebie po czym otworzyły się drzwi.

      Do pokoju weszła Kim waląc w ścianę ręką i nachylając się tak by było jej widać tylko włosy. Oczywiście nie rozpoznał bym, jej gdyby nie rozczochrała sobie włosów a tylko ona tu miała takie rozwalone, brązowe włosy.   

      - Udało ci się znalazłeś swoją nową miłość ? - zapytała - Oczywiście, nie chcę ci nic mówić... ale przypominam ci że chciałeś o niej zapomnieć i znaleźć sobie nowe zajęcie. 

      - Moje wiersze są do dupy - odparłem, po czym dziewczyna wyciągnęła zwiniętą kartkę z kosza. - Nie czytaj tego. 

      Oczywiście odwinęła papier i zaczęła czytać jego zawartość. Na szczęście nie na głos bo jak bym to usłyszał... to w tedy co najmniej bym wyszedł z siebie i stanął obok. 

      - Fajne muszę wysłać to do tej dziw... - przerwała - Elenore. 

      - No muszę się z tobą zgodzić. - stwierdziłem - Jest naprawdę okropna, ale no może jest w niej chociaż ziarenko dobroci.

      Kim prychnęła i oparła się o ścianę. 

      - Ta jasne... chodzi ze mną na francuski. Cały czas się unosi i próbuje mi dogryść. Jej narcyzm nawet nie można nazwać narcyzmem. W jej sercu nie ma nawet odrobiny dobroci, a co dopiero w współczucia. Ja nawet bym jej nie powierzyła kaktusa... a na przecież nic mym jej nie powierzyła ponieważ jesteśmy pokłócone.   

      - O co żeście się znowu pokłóciły ?

     - O to żeby się od ciebie odwaliła. - westchnęła - Myśli że jak stworzycie piękną parę to będzie jeszcze bardziej sławna niż jest teraz. Ale nie martw się ma sądowy zakaz zbliżania się do ciebie na mniej niż kilometr.

      Westchnąłem i wstałem z łóżka. Zacząłem się śmiać z zaistniałej sytuacji.

      - Kimi. - pokręciłem głową po czym przeniosłem na nią wzrok - Kocham cię młoda ale dobrze wiesz że sam sobie poradzę.

      W pośpiechu chwyciłem deskorolkę i rozczochrałem włosy mojej siostry na co ona się wnerwiła.

     - Gdzie idziesz ? - zapytała śledząc mój kardy ruch gdy zakładałem bluzę. 

      - Do Scota - odparłem otwierając drzwi. 

      - Przecież jest dziewiętnasta - skrzywiła się. 

      - I co z tego ? - nie czekając na jej odpowiedź, wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę bramki. 

      Kilka dobrych minut później znalazłem się w lokalnym parku. Często tamtędy chodziłem, ponieważ przechodząc przez niego mogłem szybciej dostać się do domu większości z moich znajomych, bez marnowania paliwa w aucie lub motorze. Było już trochę ciemno więc włączyłem latarkę w moim telefonie i oświetlałem sobie drogę. 

      W międzyczasie byłem w sklepie i kupiłem sobie wodę której nawet nie wypiłem. Oczywiście sobie o niej zapomniałem ale przypomniało mi się o niej gdy, zgwarzyłem jakąś dziewczynę w czarnej bluzie z kapturem założonym na głowę. W ręku trzymała czerwoną jak krew róże i zapalniczkę którą po chwili podpaliła kwiat. Z wielką pogardą rzuciła go na trawę. Ta po kilku sekundach zaczęła się palić żywym ogniem. Wyglądało to spektakularnie ale również było bardzo niebezpieczne. 

      - Ej ! - krzyknąłem do dziewczyny po czym zeskoczyłem z deskorolki.   

      Dziewczyna stanęła jak wryta a następnie zaczęła uciekać, co było zrozumiałe. Zrobiła coś nielegalnego.

      Podbiegłem do palącej się róży a następnie wyciągnąłem z torby zawieszonej na ramieniu wcześniej wspomnianą butelkę z wodą. Odkręciłem ją a następnie wylałem zawartość na palącego się kwiatka i podpaloną trawę co ugasiło ogień. Obejrzałem się dookoła, lecz jedyną osobą którą widziałem była dziewczyna, która teraz stała jak posąg wpatrując się we mnie. Po chwili jednak nasze spojrzenia się spotkały i zaczęła uciekać, lecz ja nie dałem jej za wygraną. Szybkim biegiem ruszyłem za nią próbując ją dogonić. Oczywiście nie zajęło mi to długo. Po kilku chwilach byłem już tak blisko niej że zdołałem ją złapać za nadgarstek. Tej w jednej chwil spadł kaptur z głowy który odsłonił jej brązowe włosy. Odwróciła się napięcie i zanim zdążyłem się jej przytrzymywać, moja dłoń przestałą ją trzymać. Stanąłem w miejscu a ona niespodziewanie wyciągnęła pistolet z kieszeni bluzy pistolet i zaczęła we mnie celować. 

      Podniosłem w górę ręce, na znak mojej niewinności i zacząłem przyglądać się dziewczynie która zaczęła wyglądać mi znajomo. Twarz miała prawie identyczną do Emilie lecz oczy miała zupełnie inne. Były one czerwone, i jestem pewny że mi się nie przewidziało. 

      - Chase ? - zapytała niewzruszona, po czym schowała spluwę z powrotem do kieszeni - Co ty tu robisz stary ?

      Na chwilę odjęło mi mowę. Nie wiedziałem nawet co mam myśleć i czuć a co dopiero mówić. Ale najlepsze jest to że moja lska chodzi z bronią po mieście. Po prostu zajebiście.

      - Em... e... Emilie ?

      - Ta. A kto inny głuptasie ? - zapytała lecz ja pozostawiłem to bez odpowiedzi. - Co ty robisz w parku o tak późnej godzinie ?

      - Idę do Scota - odparłem zgodnie z prawdą.

       - To się szybko z nim nie podkasz - prychnęła.- Jest w bibliotece u mamy Aidena, z której właśnie mnie wygonił.

      - Dlaczego ? - spytałem. 

      Emilie zmarszczyła brwi i spojrzała w inną stronę a mianowicie na miejsce w które wyrzuciła płonącą róże. 

      - On mi ją dał. 

      - To miły gest, dlaczego ją spaliłaś ? 

      Ze świdrowała mnie spojrzeniem i po krótkiej chwili z założonymi rękami powiedziała coś co na zawsze pozostanie mi w pamięci. 

      - Bo tylko ty możesz dawać mi róże. 






Znajomi z kosza i sprawa potrójnego pobicia 1tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz