Wstałam rano w bardzo dobrym humorze. Był piękny słoneczny dzień. Ptaszki śpiewały swoje symfonię... a dobra koniec tego romantyzowania życia...
Dziewczyny postanowiły że przez całe przedpołudnie będziemy chodzić po okolicy. Nie za bardzo podobał mi się ten oto pomysł, lecz jak mus, to mus.
- Was chyba po... - zaczął Aiden lecz nie pozwoziłam mu dokończyć. Zakryłam jego usta ręką i dokończyłam.
- ... kichało. Chyba was pokichało. - chłopak westchnął a ja poczułam przypływ satysfakcji.
- Nie wiem, o co wam chodzi - Sydney założyła ręce na piersiach - przecież chodzicie na kosza. Macie sprawnie nogi, i takie tam...
- Ja przyjechałem tu by odpocząć a nie chodzić po tych głupich targach - oświadczył Aron - nigdzie nie idę.
- Ja też nie - odparł Scot, bijąc Aidena po głowie - Ty młody też zostajesz. Prawda ?
- Po pierwsze, jestem starszy, po drugie to że jestem niższy nie znaczy że możesz nazywać mnie młody...
- Dobra Aid przestań - przerwałam mu by zaoszczędzić, wszystkim słuchania, godzinnego wykładu, który był nam tak potrzebny jak psy pięta noga.
- No wreszcie. Rumak na białym rycerzu, przyleciał - zaśmiał się Chase. Pierwszy raz w życiu Chase żartował.
[***]
- Dobrze wszyscy przygotowani ? - zapytała Sydney klaskając w dłonie. Akurat pakowałam rzeczy do torby, więc byłam już prawie gotowa.
Dobra.
Telefon, Power bank, portfel i czapka z daszkiem.
- Kto bierze parasole !? - zapytała Lindsey tak głośno że pewnie było ją słychać do Los Angeles.
- Po co nam są parasole ? - zapytał Aiden wkładając do mojej torby jakieś swoje rzeczy. - sprawdziłem pogodę i nic mi nie wiadomo o jakiś deszczach.
- A znasz takie sformowanie jak "na wszelki wypadek" ?
- Komu chce się to targać ? Bo na pewno nie mi - oświadczyłam - Oooo... Aid może ty ją weźmiesz ?
- Zapomnij. To twoja torba - odparł zasuwając jej zamek.
- Ale ty tam dałeś swoje szpargały.
- Cholera. Myślałem że się nie skapniesz.
- Jak bym się miała nie skapnąć jak robiłeś to tuż przy mnie.
Chłopak westchnął i poszedł do wyjścia, zostawiając mnie z tą głupią torbą. A już myślałam że mi się udało. A tu cały plan szlak strzelił. Założyłam torbę na ramię. Nie była aż tak ciężka jak myślałam, lecz pierdołki pierdołki Aidena trochę ważyły.
- Gdzie są chłopaki - zapytałam patrząc przez okno.
- Gdzieś poszli - Lindsey wzruszyła ramionami.
- Byle nie do domu publicznego - zaśmiała się Sydney. To nie był z byt przyzwoity żart lecz odrobinkę się zaśmiałam. Podkreślam ODROBINKĘ.
CZYTASZ
Znajomi z kosza i sprawa potrójnego pobicia 1tom
Mistério / SuspenseKochałam kryminały, lecz nie chciałam się w nim znaleźć. Siedemnastoletnia, Emilie-Rose Adams, zawsze była żądna przygód. Uwielbiała kryminały, lecz nie wiedziała że znajdzie się w jednym z nich. Pewnego dnia w...