9. Tobias

162 7 3
                                    

   Wstałam rano w bardzo dobrym humorze. Był piękny słoneczny dzień. Ptaszki śpiewały swoje symfonię... a dobra koniec tego romantyzowania życia... 

    Dziewczyny postanowiły że przez całe przedpołudnie będziemy chodzić po okolicy. Nie za bardzo podobał mi się ten oto pomysł, lecz jak mus, to mus. 

     - Was chyba po... - zaczął Aiden lecz nie pozwoziłam mu dokończyć. Zakryłam jego usta ręką i dokończyłam.

     - ... kichało. Chyba was pokichało. - chłopak westchnął a ja poczułam przypływ satysfakcji. 

     - Nie wiem, o co wam chodzi - Sydney założyła ręce na piersiach - przecież chodzicie na kosza. Macie sprawnie nogi, i takie tam... 

      - Ja przyjechałem tu by odpocząć a nie chodzić po tych głupich targach - oświadczył Aron - nigdzie nie idę. 

       - Ja też nie - odparł Scot, bijąc Aidena po głowie - Ty młody też zostajesz. Prawda ?

       - Po pierwsze, jestem starszy, po drugie to że jestem niższy nie znaczy że możesz nazywać mnie młody...

         - Dobra Aid przestań - przerwałam mu by zaoszczędzić, wszystkim słuchania, godzinnego wykładu, który był nam tak potrzebny jak psy pięta noga. 

          - No wreszcie. Rumak na białym rycerzu, przyleciał - zaśmiał się Chase. Pierwszy raz w życiu Chase żartował. 

                                                                                 [***]     

           - Dobrze wszyscy przygotowani ? - zapytała Sydney klaskając w dłonie. Akurat pakowałam rzeczy do torby, więc byłam już prawie gotowa.

        Dobra.

        Telefon, Power bank, portfel i czapka z daszkiem. 

        - Kto bierze parasole !? - zapytała Lindsey tak głośno że pewnie było ją słychać do Los Angeles.

         - Po co nam są parasole ? - zapytał Aiden wkładając do mojej torby jakieś swoje rzeczy. - sprawdziłem pogodę i nic mi nie wiadomo o jakiś deszczach. 

           - A znasz takie sformowanie jak "na wszelki wypadek" ?    

          - Komu chce się to targać ? Bo na pewno nie mi - oświadczyłam - Oooo... Aid może ty ją weźmiesz ? 

           - Zapomnij. To twoja torba - odparł zasuwając jej zamek. 

            - Ale ty tam dałeś swoje szpargały. 

            - Cholera. Myślałem że się nie skapniesz. 

             - Jak bym się miała nie skapnąć jak robiłeś to tuż przy mnie. 

             Chłopak westchnął i poszedł do wyjścia, zostawiając mnie z tą głupią torbą. A już myślałam że mi się udało. A tu cały plan szlak strzelił. Założyłam torbę na ramię. Nie była aż tak ciężka jak myślałam, lecz pierdołki pierdołki Aidena trochę ważyły. 

             - Gdzie są chłopaki - zapytałam patrząc przez okno. 

              - Gdzieś poszli - Lindsey wzruszyła ramionami. 

               - Byle nie do domu publicznego - zaśmiała się Sydney. To nie był z byt przyzwoity żart lecz odrobinkę się zaśmiałam. Podkreślam ODROBINKĘ. 

Znajomi z kosza i sprawa potrójnego pobicia 1tomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz