Rozdział 16

14 2 0
                                    

Astrid

     Wszystkie odgłosy z nad powierzchni ucichły. Słyszałam tylko szum mojej krwi płynącą przez organizm. Przenikliwa ciemność, powoli zakrywała moje stopy i szła coraz wyżej. Spojrzałam w górę i dopiero wtedy wyrwałam się z tego dziwnego stanu, który w moim odczuciu trwał kilka minut. Moje ciało zalała panika i instynkt przetrwania. Próbowałam wynurzyć się na powierzchnie, ale przez mój nierówny oddech i mało konkretne ruchy coraz bardziej się zanurzałam. Moim ciałem wstrząsnął szloch przerażenia i bezradności.

       W pewny momencie moje ciało oblał dziwny spokój. Przestałam się szamotać, a z moich płuc uleciała kolejna część powietrza w postaci pnących się do góry bąbelków. Przebijające się promienie słoneczne, zakłóciło gwałtowne naruszenie tafli jeziora, przez coś lub przez kogoś. Dalej, wszystko ogarnęła ciemność.

     - Tatuś? – zapytałam nie wierząc, że znowu go widzę.

     Zaraz… znowu?

    - Cześć córeczko.- powiedział z czułym uśmiechem na ustach – Dlaczego znowu  tu jesteś? – spytał zmartwiony – Ostatnio też się spotkaliśmy, to nie powinno się już powtórzyć.

       I wtedy faktycznie przypomniałam sobie, że gdy miałam wypadek też z nim rozmawiałam. Historia powtórzyła się w zatrważająco szybkim odstępie czasowym. Znowu znalazłam się w tym samym miejscu, w tej samej beznadziejnej sytuacji co ostatnio.

     - Musisz otworzyć oczy i walczyć. – przerwał moje myśli tata – I to szybko! Walcz za nas dwoje córeczko. – mówił z coraz większą paniką.

      To właśnie ona mnie trochę ogarnęła. Pożegnałam się z nim i  zmusiłam moje ciało do działania. Otworzyłam gwałtownie oczy i przy użyciu ostatków sił, zaczęłam płynąć, naprzeciw jakiejś postaci?

       W moim kierunku ktoś płynął z wyciągniętą w moją stronę ręką. Chwyciłam ją i razem wypłynęliśmy na powierzchnie. Od razu zaczerpnęłam głęboko powietrza i owinęłam nogi w pasie osoby, która mi pomogła, nawet nie wiedząc kto to, bo przecierałam oczy dłońmi.

       W końcu otworzyłam oczy i spotkałam te cholerne ciemne tęczówki. Noah po raz trzeci przyszedł mi na pomoc. Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami, czując jak  znowu zbierają się w nich łzy.

     Nie płacz, nie płacz, nie płacz.

      Obok nas rozbrzmiały krzyki i wszyscy zaczęli wyciągać w naszą stronę ręce, by pomóc nam wejść  na pomost. Bez słowa chwyciłam jakąś osobę i podciągnęłam się by znaleźć się na górze. Kątem oka widziałam jak Noah zrobił to samo. Rozejrzałam się wokół cały czas lekko otępiała. Wszędzie panował harmider, jeden przekrzykiwał drugiego zadając mi jakieś pytania. Wśród nich rozpoznałam tylko, niektóre głosy przyjaciół, ale wszystkie zignorowałam i ruszyła przed siebie biegiem, tak szybko, na ile pozwalały mi siła i płuca. 

      Wbiegłam do lasu i kawałek później rzuciłam się na kolana wpadając w histerię. Mój płacz roznosił się daleko pomiędzy drzewami, ale ja nie byłam w stanie się opanować. Znowu zaczynało mi brakować tlenu, przez co pojawiły mi się mroczki przed oczami.

      Obok mnie wyczułam jakiś ruch, a następnie dotyk na moich ramionach. Dobrze wiedziałam kto to był. On zawsze pojawiał się, gdy go potrzebowałam.

Zatopione szczęście Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz