Rozdział 27

11 3 0
                                    

Astrid

    Po wczorajszej kapitulacji i zaufaniu Noah, że będę mogła porozmawiać z Jasicą, nigdy bym nie zgadła, że następnego dnia będę siedziała naprzeciwko niej w salonie chłopaków i Avy.

    - Śmiało zadawaj tyle pytań ile tylko zechcesz, jest cała do twojej dyspozycji. – mówiąc to Noah wskazuje podbródkiem na Jasicę.

     Chociaż uważam to za naprawdę dziwne i trochę chore, nie zamierzam tracić czasu, a moją uwagę od razu kieruję na przestraszoną dziewczynę, wciśniętą w kąt kanapy. Aż mi jej prawie żal.

     - Kto Ci to zlecił? – to pierwsze pytanie jakie wypływa z moich ust.

     - Skąd wiesz, że to nie był mój pomysł? – odpowiada nagle bojowym tonem, przez który mój automatycznie się ochładza.

     - Pozwól, że podam Ci parę argumentów, dlaczego tak uważam. – patrzę na nią chłodno, chociaż w moim wnętrzu panuję istny pożar. – Nigdy nie byłaś karana, nie dostałaś nawet mandatu więc łamanie prawa i zamachy na życie innych nie należy do twoich hobby. No chyba, że tak cudownie zacierasz ślady i policja nigdy cię nie złapała, w co szczerze wątpię. – obrzucam ją kpiącym spojrzeniem, na co dziewczyna się czerwieni. – Nie znam Cię, co oznacza, że nie zdążyłam załatwić sobie statutu twojego wroga, którego trzeba wyeliminować. Twoje działanie było precyzyjnie zaplanowane, ale nie przez Ciebie, bo gdyby było inaczej i byś znała się na tego typu rzeczach, na pewno sprawdziłabyś, czy kamery na parkingu już działają. Nie zrobiłaś tego, co świadczy, że jesteś w tym nowa. Mogłabym tak wymieniać jeszcze przez dłuższy czas, ale chyba nikomu nie chce się już tego słuchać prawda?

    Odwracam się,  żeby stwarzać pozory, że faktycznie czekam na odpowiedz moich przyjaciół.

    „ Przyjaciół” jak to cudownie brzmi.

    Kiedy oni kiwają twierdząco głowami, podejmując tym samym moją grę aktorską, uśmiecham się triumfalnie i z powrotem wracam wzrokiem do Jasicy, na której twarzy maluje się coś na kształt przerażenia.

      Lekko dziwi mnie ten widok i jestem pewna, że to widać, dlatego czym prędzej znowu nakładam maskę obojętności.

    - Więc jak będzie? Odpowiesz na moje pytanie?

   - Jack.

    Kurwa, normalnie  prawie zleciałam z kanapy.

    Patrzę na Jasice jakby urosła jej co najmniej druga głowa, a potem mam wrażenie jakbym wpadła w jakąś otchłań, czarną dziurę. Przed moimi oczami w błyskawicznym tępię przewijają się wspomnienia z tym padalcem. Zaczynając od tych przyjemnych, kończąc na tych, od których mnie mdli.

    Z otępienia wyrywa mnie dopiero ciepła dłoń, która spoczęła na moim ramieniu. Patrzę na jej właściciela, który obserwuje mnie tymi swoimi bystrymi, brązowymi oczami.

    - Potrzebujesz na razie wyjść, albo zrobić przerwę. – pyta z troską Noah

    - Nie.- odpowiadam po chwili przemyślenia.

    - Jesteś pewna?

    - Na sto procent.

      W odpowiedzi otrzymuje tylko skinienie głową, a moja rozmówczyni posyła mi mordercze spojrzenie.

    Uroczo.

    - Co was łączy? – zadaje kolejne pytanie.

   - Za dużo chcesz wiedzieć, nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?

     Deja vu.

    - Mam tego po dziurki w nosie.

    Podnoszę się gwałtownie i podchodzę do blondynki, na której twarzy znowu widać przebłysk strachu. Dobrze, teraz niech się boi, bo jestem naprawdę wściekła.

    Szarpię ją za ramię, żeby się podniosła. Okrążam z nią kanapę i przyciskam jej ciało do ściany. Za moimi plecami słyszę poruszenie, jakby wszyscy byli w gotowości, żeby wkroczyć do akcji.

    - Powtórzę jeszcze raz ostatnie pytanie, a potem zadam Ci kolejne i na wszystkie chce poznać odpowiedź. Czy wyraziłam się jasno?

     Dziewczyna, nie ukrywa już swojego niepokoju i szybko kiwa głową.

      Odsuwam się od niej usatysfakcjonowana i wskazuje na kanapę, którą szybko zajmuję. Chwilę później ja również zajmuję stare miejsce.

     - Więc? – ponaglam

    - J-jestem jego kuzynką. -odpowiada jąkając się.

    - Kazał Ci mnie zabić, czy tylko nastraszyć?

    - Nie powiedział jaki ma być tego rezultat, po prostu kazał mi to zrobić.

    Furia.

    - Dlaczego się na to zgodziłaś?

    - Groził mi.

     Okej, tego się nie spodziewałam.

    - Jak? Czym?

     - Kiedyś namówił mnie na zrobienie pewnej rzeczy.

    - Jakiej rzeczy? – przerywam jej.

      - Tego Ci nie powiem, ale to nie było dobre. Szantażował mnie, że powie o tym moim rodzicom, a oni nie mogą się o tym dowiedzieć.

     - Miała byś przez to problemy z policją?

     - Pewnie tak.

     - A co Cię skłoniło, żeby to zrobić?

     - Szantaż.

     Ja pierdole

      - Mój kuzyn jest nieobliczalny, a pod wpływem różnych używek, które bierze staje się agresywny, niebezpieczny. Bałam się go.

     Po jej twarzy płyną już łzy, a oddech jest urywany.

    - Tamtego dnia, byłam przy drodze. Obserwowałam Cię za drzewa. – pociągnięcie nosem – Nie planowałam tego. Miałaś się tylko przestraszyć. Przepraszam.

      - Przestraszyć? – krzyczy Noah tracąc cierpliwość – Tam jest spora góra, zapanowanie nad pojazdem, który jest tak rozpędzony jest niemożliwe. To było do przewidzenia, że tak się to skończy. Ona mogła się tam utopić! Wyłowiłem ją nieprzytomną.

     Jasica cała się trzęsie od płaczu, a ja siedzę na dupie i nie wiem co mam zrobić.

    Widzę mojego ojca, którego spotkałam, gdy byłam uwięziona w coraz bardziej zanurzającym się samochodzie, a potem podczas drugiej kąpieli w tym zasranym jeziorze. Ja pierdziele jestem chodzącą porażką.

     - Odwiezie ją ktoś tam gdzie będzie chciała? – słyszę swój własny głos.

     - Ja z Willem tym się zajmiemy. – proponuje Luna, a chwilę później już wychodzą z Jasicą za drzwi.

      Wyczerpana emocjonalnie padam na kanapę.

     Chce mi się spać.

Zatopione szczęście Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz