Rozdział 34

10 3 0
                                    

Noah

     Właśnie stoję przed lustrem i mocuje się z zawiązaniem poprawnie krawatu. Nie wiem kto wymyślił to dziadostwo, ale to nie był miły prezent dla ludzi.

    W pewnym momencie słyszę pukanie do drzwi dlatego mówię cichę zaproszenie, na co drzwi się otwierają.

    - Hej – do pokoju wchodzi Astrid w czarnej przylegającej sukience przed kolano i włosach związanych w kok.

     - Hej. – odpowiadam po czym przyciągam ją do pocałunku na powitanie.

    - Pomóc Ci z tym? – pyta wskazując na krawat

    - Jakbyś mogła. Dzięki.

      Dziewczyna bierze do rąk materiał dzięki czemu widzę jak drżą. Stres w tej sytuacji jest naturalny w końcu po około roku znowu zobaczy swojego byłego, który najpierw chciał ją wykorzystać a potem prawie ją zabił. Szczerze sam się zastanawiam jak sobie poradzę z trzymaniem nerwów na wodzy, gdy w końcu zobaczę tą jego parszywą mordę.

     Ponieważ dziewczyna prosiła mnie żebym przed rozprawą w ogóle o niej nie wspominał, straram się odciągnąć jej myśli od tego tematu najbardziej jak to możliwe.

    - Pięknie wyglądasz.

    - Dziękuje, szkoda że okazja nie jest równie piękna by tą sukienkę założyć.

    - Sukienka to jedno, ale i tak największą robotę robi jej właścicielka.

    Zdaje sobie sprawę, że ten tekst był żałosny, ale moim celem było rozweselić Astrid, co też się udało bo dziewczyna wybuchnęła szczerym śmiechem.

     - Jesteś niemożliwy.

     - I za to mnie lubisz.

     - To prawda.

    Rozprostowuje ręce, a dziewczyna od razu korzysta z okazji i się we mnie wtula.

     - Co ty na to, żeby wieczorem iść z reszta na jakąś imprezę?

    - Myślę, że to dobry pomysł.
                                                            ………………………………………

     Stoimy przed ogromnym budynkiem, w którym ma się rozstrzygnąć czy sprawiedliwości stanie się zadość.

    Astrid trzymam mnie mocno za rękę, a ja nie pozostaje jej dłużny, próbując dodać jej w ten sposób otuchy.

    - Chodźcie już czas. – mama O pogania nas pachnięcie ręki.

      Czas zacząć przedstawienie.

     Wchodzimy na salę sądową i zajmujemy odpowiednie miejsca. Rozglądam się po zgromadzonych a mój wzrok zatrzymuje się na chłopaku w moim wieku. Nie trudno jest rozpoznać, że to Jack. Kiedy widzę z jaką pogardą i brakiem szacunku patrzy na Astrid mam ochotę go co najmniej poćwiartować, zaczynając od palców, żeby jak najdłużej cierpiał.  Siedząca obok mnie Ava chwyta mnie za rękę i mocno ściska, posyłając przy tym ostre  spojrzenie jasno wskazujące,  że muszę zachować spokój.

    Do sądu przyjechali wszyscy z paczki, żeby w razie potrzeby zeznawać przeciwko temu gnojkowi. Naprawdę nie wyobrażam sobie jak bardzo ciężko musiało być Astrid bez takiego wsparcia w postaci przyjaciół, kiedy to wszystko się działo. Znaczy zdaję sobie sprawę, że miała tam przyjaciółkę Mię z tego co się nie mylę, ale to nie to samo co cała gromada ludzi, których traktujesz jak drugą rodzinę.

    W końcu na salę wchodzi sędzia na co wszyscy podnoszą się ze swoich miejsc. Facet zajmuję swoje miejsce niczym król i pokazuję ręką, że łaskawie możemy już usiąść. Naprawdę mam ochotę się roześmiać  z absurdu tej sytuacji. Moje rozbawienie jednak nie trwa długo. Wystarczy, że spojrzałem na brunetkę siedzącą obok mojej mamy i moje emocje zmieniły się nieodpoznania. Wbrew pozorom nie był to smutek, obawa na to jak reaguje lub współczucie. Jedyne co wtedy czułem to zdziwienie, które z czasem zaczęło przeobrażać się w szacunek i podziw. Astrid bowiem siedziała wyprostowana, pewna siebie i gotowa stawić czoło swojej przeszłości. Jej oczy wręcz wypalały dziurę w Jacku, który z kolei patrzył wszędzie byle nie na nią. Speszyła go, co według mnie było cudowną zagrywką z jej strony.

     W  pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że ja również się wyprostowałem, zadarłem podbródek i twardo patrzyłem na sędziego. Mój gniew i obawa uleciały, a zastąpiło je chęć zemsty i gotowość stanięcia do walki obok Astrid.

Zatopione szczęście Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz