Rozdział 33

12 3 0
                                    

Astrid

    - Cześć. – przywitałam się z Noah odbierając od niego kask.

    - Hej. Jak się czujesz?

    - To znaczy? – zapytałam marszcząc brwi w niezrozumieniu.

    - W niedziele spotkałaś się z moją mamą, żeby omówić temat rozprawy. – przypomniał

    - Aaa o tym mówisz. Cóż jest okej. Na razie twoja mama składa papiery i chyba będzie się kontaktować z prawnikiem Jack’a.

     - I co ty na to, że najprawdopodobniej niedługo znowu spotkasz się ze swoim byłym.

    - Nic. Wystarczająco się przez niego wycierpiałam. Moja samoocena mocno ucierpiała, miałam stany lękowe. Zresztą sam doskonale o tym wiesz byłeś przy mnie kiedy przechodziłam różne wybuchy i załamania. W każdym razie, kiedy poznałam Jack’a byłam w zasadzie nieustraszona i silna. Podnosiłam się po każdym upadku ze zdwojoną siłą, obiecałam sobie, że teraz nie będzie inaczej.

    - Jestem z ciebie dumny. I bardzo się cieszę, że ta twoja uparta i pewna siebie strona przejmuje dowodzenie.

    - Tak ja też. – uśmiechnęłam się szczerze, dumna sama z siebie.

     Od wypadku dużo o tym myślałam i oswajałam się z sytuacją, ale dopiero podzielenie się  wszystkim z mamą i poproszenie o pomoc przerwało ostatnią nitkę trzymającą mnie na dnie.
                                       ……………………………………………………….

     Pod szkołę podjechaliśmy niecałe piętnaście minut później, a ja już czułam, że coś jest nie tak.

    Na środku szkolnego parkingu znajdowała się ogromna grupa ludzi.

    Spojrzałam na Noah z zapytaniem a on tylko wzruszył ramionami. Po tym równo zaczęliśmy zmierzać w kierunku zbiegowiska, by zobaczyć co się dzieje.

    Wyobraźcie sobie moje zdziwienie kiedy na samym środku kręgu stworzonym przez gapiów, znajdowali się nasi przyjaciele z…  paczką dziewczyn, które mają obsesje na punkcie naszych chłopaków, na czele z tą blondyną, która znowu wygląda jakby Barbie była jej idolką. Cóż w porównaniu ze mną ubraną całą na czarną tworzyłyśmy ciekawy kontrast.
Ocknęłam się z moich rozmyślań i zauważyłam, że Jacob kłuci się właśnie z nią. Ruszyłam, żeby podejść do chłopaka, ale zatrzymała mnie ręka na moim ramieniu. Odwróciłam się do Noah i posłałam mu pytające spojrzenie.

     - Nie mieszaj się w to, oni sobie poradzą.

    - Chce się dowiedzieć co się stało. – odparłam niewinnie wzruszając ramionami.

     - W porządku, ale nie wchodź w żadne dyskusje z tymi szajbuskami, ich nie da się przegadać.

    - Mhm, jasne. – odpowiedziałam, ale na twarzy chłopaka i tak pojawiło się widoczne zrezygnowanie, na co tylko się uśmiechnęłam i szybko go pocałowałam, po czym podeszłam do Jacoba, czując cały czas obecność bruneta za swoimi plecami.

    - Co się dzieje? – spytałam, ale Jacob mnie zignorował cały czas się o coś wykłócając. – Hej! – wydarłam się, na co wszyscy ucichli. – Może mi ktoś łaskawie powiedzieć co tu się dzieje?

    Za plecami przyjaciela dostrzegłam resztę grupy. Wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem, ale i z czymś na rodzaj ulgi.

    - Nie wiem! – spojrzałam na wkurzonego chłopaka, który patrzy na Barbie z mordem w oczach. – Ta wariatka znowu o coś się pruje.

     - O co dokładnie? – dopytuje

    - O ciebie.

     Odpowiedział posyłając mi znaczące spojrzenie następnie przenosząc je na Noah, który objął mnie właśnie ramieniem w pasie. Więcej wyjaśnień mi nie było trzeba. Ktoś tu jest zazdrosny.

    - Hej. – zwróciłam się do wzburzonej blondynki – Jaki masz znowu problem?

     - A co Cię to tępa dzido. – odpowiedziała podnosząc bojowo podbródek, na co jej świta zaczęła chichotać.

    Chyba zwymiotuje od patrzenia na nie.

     Miałam się już znowu odezwać, kiedy ubiegł mnie ponowny krzyk Jacoba.

     Stwierdziłam, że nie będę im przerywać no bo ile można się kłócić prawda? No cóż człowiek uczy się na błędach.

     Bella cały czas wracała do mnie tematem, określając mnie przy tym epitetami, których lepiej nie powtarzać. Jacob i co jakiś czas reszta przyjaciół bronili mojej osoby, za co byłam im bardzo wdzięczna, ale od tych krzyków zaczynała mnie boleć głowa.

      - Wystarczy!- znowu się wydarłam, przerywając ten cyrk.

    - Oczywiście, że nie wystarczy!

    - Nie będę się powtarzać. – stanowczość i ostrość w moim głosie zdziwiła nawet mnie samą.

     Jacob patrzy na mnie na początku ze zdziwieniem, ale to nie trwa długo. Wystarczy, że jego wzrok padnie na Bellę i znowu robi się nerwowy.

     - Czy ty słyszałaś co ona powiedziała? Przecież ona zjechała Cię od góry do dołu.

     - Dziękuje, że mnie tak zaciekle bronisz, ale poradzę sobie. – zapewniam – A ty proszę uspokój się.

    -Jak mam się uspokoić? Jak ty możesz być taka spokojna?!

    Też się nad tym zastanawiam.

    - Czy dociera do Ciebie w ogóle co tu się dzieje? – zadaje kolejne pytanie, gdy na poprzednie nie otrzymuje odpowiedzi.

     - Oczywiście, że tak. Czy uważasz, że mój poziom intelektualny jest na zbyt niskim poziomie by przeanalizować przebieg i wyciągnąć odpowiednie wnioski z tej dyskusji?

     Z doświadczenia wiem, że gdy używa się takiego oficjalnego tonu to ludzie są na tyle zdezorientowani, że złość odchodzi w zapomnienie. Tak jest i tym razem, a zmianę w nastawieniu chłopaka obserwuje z zadowolonym uśmiechem.

     - Eeee… nie?

     - Świetnie, w takim razie nie strzęp więcej języka i ochłoń.

    Kiedy widzę, że chłopak skapitulował zwracam się do dziewczyny.

    - A ty, ugryź się następnym razem w język, żeby żadne inne słowa stworzone w twojej głowie nie ujrzały świata zewnętrznego. Jeżeli to jednak nie pomoże, osobiście pomogę Ci zakneblować usta i zapewniam, że ma to gwarancje stuprocentową.

    - Jak śmiesz tak do mnie mówić! – piszczy całkowicie już wytracona z równowagi.

    Czy jestem psychopatką kiedy w takich sytuacjach odczuwam satysfakcje?

    - Ja się tylko troszczę o twoje zdrowie, zważywszy na fakt, że kiedy Ty rzucasz na prawo i lewo tymi żałosnymi mądrościami, szare komórki w twoim mózgu umierają od absurdu wykonywania swojej pracy.

     Bella patrzy na mnie  z szeroko otworzoną buzią i oczami jakby nie do końca rozumiała co właśnie do niej powiedziałam, czego swoją drogą się spodziewałam. Cóż wiedzą tajemną nie jest fakt, że ta dziewczyna jest wyjątkowo odporna na wiedzę i umiejętność interpretacji. Nie pytajcie skąd o tym wiem.

     Z kolei moi przyjaciele razem z Noah ledwo powstrzymują śmiech,  co widać po tym jak trzęsą im się ramiona.

    - Czy masz coś jeszcze do powiedzenia skierowanego w moją stronę?

    Pytam jej chociaż odpowiedź ma wypisaną na twarzy.

     Dziewczyna kręci przecząco głową, na co uśmiecham się tryumfalnie.

     - W takim razie możesz już iść. I taka rada – rzucam kiedy już się odwraca by odejść – nie krzywdź już dzisiaj nikogo swoją obecnością.

     Bella patrzy jeszcze chwile na mnie, a w następnej sekundzie wybucha płaczem podczas gdy ja zachowuje niewzruszony wyraz twarzy.

    - Kuźwa dziewczyno, co to było?! – podchodzi do mnie Chris i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami.

     - Przesadziłam? – pytam, bo nagle obleciała mnie niepewność.

      - Żartujesz?! – Luna rzuca mi się na szyje przez co bym się przewróciła, gdyby nie ręce Noah, które mnie podtrzymały. – To było zaje fajne, nikomu nigdy nie udało  jej się tak upokorzyć jak ty to zrobiłaś w niecałe dwie minuty.

     - To chyba nie jest powód do dumy. – wtrącam niepewnie

     - Zasłużyła. – zapewnia mnie Will

     - To fakt , jak byś zobaczyła jak znęca się nad ludźmi z młodszych roczników to byś nie miała żadnych wyrzutów sumienia. – dodał Leo

     - Dobra przekonaliście mnie. Serio się znęcała? – pytam z niedowierzaniem

     - I to jak. Parę osób nawet się przez nią wypisało ze szkoły.

     Patrzę na Ave jakby właśnie mi obwieściła, że ananas do warzywo.

     - Ej a ona jest całkowicie zdrowa na umyśle czy ma jakieś problemy? – pytam na co reszta wybucha śmiechem chociaż ja zadałam pytanie w stu procentach poważna.

    - Zaraz ty serio się pytasz.- stwierdza Will patrząc na mój wyraz twarzy

     - Tak jest zdrowa. I oprócz zniszczonej dumy nic jej nie jest. – odpowiada Luna

     - Dobra zbierajmy się bo zaraz wstawią nam spóźnienie. – odzywa się Leo, a wszyscy się z nim zgadzają.

     Zamierzam dołączyć do dziewczyn kiedy ktoś odciąga mnie na bok za rękę.

     - Hej, co jest? – mówię do Noah

   - Chciałem powiedzieć, ze jestem pod wrażeniem tego jak poradziłaś sobie z Bellą. Nie sądziłem, że umiesz w tak szybkim tępię kogoś zgasić i to jeszcze tak dyplomatycznie.

    - Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.

     - To dobrze lepsza zabawa, gdy będę Cię odkrywać krok po kroku prawda?

     - Fakt, a teraz serio chodźmy.

    Już miałam zamiar złapać bruneta za rękę i pociągnąć go w stronę budynku, gdy po drugiej stronie parkingu ujrzałam Graysona, który w otwarty sposób mnie obserwuje.

      Wyciągam komórkę z kieszeniu i udaję, że coś sprawdzam.

     - Noah wiesz co moja mama napisała, żebym szybko do niej zadzwoniła kiedy będę mogła. – podnoszę na niego wzrok a on wpatruje się we mnie ze zmarszczonymi brwiami. – Idź do reszty zaraz was dogonię dobrze?

   - Okej, tylko nie spóźnij się bardzo.

     - Mhm.

     Czekam aż chłopak wejdzie do szkoły i odwracam się w stronę Graysona. Z każdym moim krokiem jego uśmiech coraz bardziej się poszerza.

      - No no jestem pod wrażeniem, ładnie ją załatwiłaś. – odezwał się kiedy stanęłam naprzeciwko niego

     - Czemu z twoich ust to wcale nie brzmi jak komplement?

     - Nie wiem, ale bardzo się starałem żeby tak to właśnie zabrzmiało.

      - No to coś Ci nie wyszło. – odpowiedziałam opierając się o maskę jego samochodu, tym samym naśladując jego pozycje.

     - Czemu tak mnie obserwujesz? Jaki masz w tym cel? – zadaje w końcu pytanie, które już od jakiegoś czasu mnie nurtuje.

    - To fajna rozrywka, jesteś bardzo interesującą osobą.

     - Brzmisz jakbyś był psychopatą, albo zbierał na mój temat jakieś informacje.  To trochę przerażające.

    - Dobrze kalkulujesz. Jesteś bystra, odważna i umiesz walczyć o swoje bardzo przywódcze cechy, to dobrze przydadzą Ci się.

     Marszczę brwi w niezrozumieniu i uważnie go obserwuje, ale on uśmiecha się tylko przebiegle i odpycha od maski samochodu.

    - Nie rozkminiaj teraz za dużo i tak nic Ci to nie da. W krótce wszystko się wyjaśni.

     - Ale o czym ty…

      Nie zdążyłam dokończyć pytania, bo Grayson wsiadł do samochodu i odjechał.
                                                  …………………………………………

     Dni mijały nieubłagalnie szybko. Starałam się nie myśleć o Graysonie i skupić na najważniejszej dla mnie teraz rzeczy czyli rozprawie. Do stawienia się w sądzie został tydzień. Olive jak kazała do siebie mówić, robi wszystko żebyśmy wygrały. Wzięła dowody od Noego w postaci nagrań z parkingu. On jak i Jesica zgodzili się udzielać zeznań dzięki czemu właściwie zwycięstwo mieliśmy w kieszeni, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

     Ogólnie przygotowania do tego wszystkiego to istny horror. Składanie wszystkich papierów, łażenie po sądach, użeranie się z tymi zasranymi urzędnikami, którzy mają Cię w dupie a Ty latasz za nimi  jak piesek. Nie zlicze w ilu przypadkach miałam ochotę walnąc któregos z nich w mordę, bo tak działali mi na nerwy. Naprawdę podziwiam prawników i ich spokój do tego wszystkiego.

Zatopione szczęście Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz