Ostrze włóczni zawisło milimetry od mojej twarzy. Złapałam je dosłownie w ostatnim możliwym momencie. Moje serce biło jak szalone, a zjedzone co dopiero śniadanie podeszło do gardła. Dlaczego ktoś co chwila musiał sabotować moje życie?
- Nieźle! – krzyknął do mnie jeden ze stojących nieopodal chłopaków. Wystawił kciuka w górę i wyszczerzył zęby. Dopiero teraz zobaczyłam, że reszta jego kompanów również trzymała włócznie w dłoniach.
- Gnojki – warknął Leonid i wyrwał mi broń z ręki. Jednym ruchem złamał drzewce w pół i rzucił zniszczoną włócznię na bok. Usłyszałam jęk od chłopaka, który rzucił we mnie ostrzem.
- To była moja ulubiona! – krzyknął.
- Mam to gdzieś – burknął Leonid. – Do szeregu i zbiórka. Nie wkurzajcie mnie od samego rana.
Chłopcy grzecznie ustawili się w szeregu i odliczyli. Była ich dziesiątka, każdy dumnie dzierżył broń w swojej dłoni. Nawet ten, któremu Leonid połamał własność, wynalazł nową. Stałam koło wuja i patrzyłam, jak młodzieńcy zamieniają się w słuch i skupiają całą swoją uwagę na słowach nauczyciela.
- Dzisiaj poćwiczymy walkę wręcz z bronią. Będziecie ćwiczyć między sobą, a na koniec każdy z was zmierzy się z Artemią – słysząc to, co mówi, chciałam zaprotestować, ale nie dał mi dojść do słowa. – Waszym zadaniem jest wytrącić jej włócznię z ręki. Tym, którym się to nie uda, będą robić karne pompki przez godzinę. Zrozumiano?
- Tak jest! – odparli chórem chłopcy. Szybko dobrali się w pary i zaczęli ćwiczyć. Założyłam ręce na piersi, oburzona.
- Powiedziałeś, że ja też będę ćwiczyć – mruknęłam.
- Będziesz – odparł lekkim tonem. Podniósł z ziemi dwie włócznie, jedną rzucił w moją stronę. – Ze mną.
Zaatakował, zanim zdążyłam krzyknąć zdumione CO?! Ostrze wycelował wprost w moją klatkę piersiową. Odbiłam je w ostatnim momencie. Siła, z jaką się na mnie rzucił, prawie zwaliła mnie z nóg. To nie były już ćwiczenia z obozowiczami ani walka z pomniejszymi potworami. Mierzyłam się z zaprawionym wojownikiem i mimo iż ostrze było tępe, musiałam uważać, żeby nie zostać poturbowaną.
Leonid atakował szybko i zwinnie. Odpierałam każdy jego atak, ale nie umiałam znaleźć luki, żeby sama go choćby zadrasnąć. Po kilku minutach dyszałam ciężko, a płuca piekły mnie jak szalone. Kątem oka widziałam, że chłopcy przestali trenować i przyglądali się nam teraz z zainteresowaniem. Leonid wykorzystał ten moment, uderzając mnie w nadgarstek. Krzyknęłam, pod wpływem impulsu upuszczając włócznię. Złapałam się za bolącą rękę i rzuciłam wujowi zrozpaczone spojrzenie.
- Nieźle – skomentował, normując oddech. Mimo iż walczyliśmy około piętnastu minut, ja byłam cała mokra od potu, a on nawet się nie zmęczył. Zobaczył, że chłopcy nam się przyglądają i warknął głucho. – A wy co się gapicie? Jazda do pracy!
Jak na zawołanie, młodzi zmiennokształtni wrócili do treningu. Potrząsnęłam dłonią, wciąż czując lekkie pulsowanie w nadgarstku. Leonid sięgnął po leżącą w cieniu butelkę wody i rzucił ją w moją stronę. Złapałam ją lewą dłonią i odkręciłam korek. Wlałam w siebie chłodną wodę, która przyjemnie gładziła moje wysuszone gardło. Wypiłam całość na raz i odrzuciłam pustą butelkę.
Siadłam w cieniu, opierając plecy o niewielki głaz i ocierając zroszone potem czoło. Leonid wypił swoją wodę i zajął miejsce obok mnie. Oboje patrzyliśmy w milczeniu na ćwiczących chłopaków. Musiałam przyznać, że nieźle sobie radzili. Szczególnie wpadł mi w oko ten, który rzucił we mnie włócznią. Jego ruchy były niebezpiecznie podobne do tych Leonida. Widać, że starannie kopiował swojego nauczyciela.
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Pełnia
FanfictionRzeczywistość stała się fantastyką. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*