7. Zapłacisz za to

61 5 3
                                    

- Hej, dobrze się czujesz? – Mark usiadł koło mnie w chwili, w której kończyłam swojego trzeciego naleśnika. Pokiwałam głową.

- Malcolm próbował podskoczyć, ale mu przeszkodziliście – mruknęłam. Kątem oka zobaczyłam, że Mark otwiera usta, pewnie żeby przeklnąć syna Ateny, ale przeszkodził mu Sherman, który się do nas dosiadł.

- Artemia, przepraszam za wczoraj. Nie wiedziałem, że to ty – powiedział, z zakłopotaniem drapiąc się po karku. Uśmiechnęłam się.

- Nie szkodzi. Nie mogłeś wiedzieć. Na Twoim miejscu postąpiłabym tak samo – uspokoiłam go.

- Co do Malcolma... - zaczął mark, ale zbyłam go machnięciem dłoni.

- Olej go. Nie wie, w co się pakuje – powiedziałam, wstając gwałtownie od stołu i zabierając ze sobą brudne naczynia. Nie miałam ochoty na pocieszającą rozmowę w stylu wcale nie jesteś wybrykiem natury. Malcolm wystarczająco nadszarpnął dziś moją cierpliwość.

Nie czekając, aż chłopaki skończą jeść śniadanie, ruszyłam na polankę, na której odbywały się zajęcia ze starożytnej greki z Annabeth i Chejronem. Zastanawiałam się, czy centaur będzie chciał ze mną rozmawiać o wczorajszych wydarzeniach. W końcu, w przypływie wściekłości prawie zabiłam jedną z nas, czyż nie?

Stanęłam nagle, gdy do mojej głowy napłynęły obrazy Leo podnoszącego z ziemi kaszlącą Kalipso. To, jak patrzył na mnie załzawionymi oczami, kiedy mój wzrok nie wyrażał kompletnie nic. Ten widok zaczął powtarzać się w mojej głowie jak zepsute nagranie, raz po raz, nie chcąc biec dalej ani się zatrzymać. I z każdą kolejną sekundą wypełniał moje ciało coraz większą furią.

- Cholera! – warknęłam, kompletnie tracąc kontrolę. Obróciłam się w stronę najbliższego drzewa i huknęłam w nie pięścią.

Moja ręka zanurzyła się w pniu aż po sam łokieć, tnąc skórę, po której małymi strużkami zaczęła spływać krew. Dyszałam ciężko, mój wzrok co raz wyostrzał się i wracał do normalności. Coraz trudniej mi było opanować własne emocje, a odkąd zostałam naznaczona, zdarzało się to coraz częściej.

Mogłaś ją zabić, wiesz?

- Artemia, co jest? – drgnęłam, słysząc za sobą głos Marka. Odetchnęłam głęboko, wciskając w głąb umysłu złe myśli. Nie było teraz na to czasu.

Jednym szarpnięciem wyciągnęłam poharataną rękę z drzewa i strzepnęłam z niej krew. Jej tępe pulsowanie nie robiło na mnie wrażenia. Wiedziałam, że małe ranki i tak za chwilę się zagoją. Mark chyba nie był o tym przekonany, bo złapał za rękę i zaczął ją dokładnie oglądać.

- Co tu się dzieje, do cholery? Dlaczego ze mną nie rozmawiasz? – warknął mi w twarz. Spuściłam wzrok i wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. Przełknęłam ślinę, a wraz z nią wielką gulę w gardle. Nie mogłam się przed nim rozpłakać, nie teraz.

- Po prostu... chodźmy już – wydusiłam, odwracając się i odchodząc. Nie obejrzałam się, czy z mną idzie. Wiedziałam, że to zrobi.

Dotarłszy na polankę, usiadłam na naszym standardowym miejscu z tyłu rozłożonych koców. Mark dołączył do mnie sekundę później. Jego silne ramiona objęły mnie w talii i przyciągnęły do siebie tak, że plecami opierałam się o jego plecy. Pocałował mnie w czubek głowy i przytulił mocno. Przymknęłam oczy, wciągając w nozdrza jego przyjemny zapach.

- Jestem tu dla Ciebie, okej? – wyszeptał mi do ucha. Kiwnęłam głową i spojrzałam na niego. Delikatnie musnęłam jego wargi swoimi. Poczułam, jak się uśmiecha.

Obozowicze powoli zbierali się na miejscu. Nie minęło dużo czasu, jak dołączyli do nas Chejron i Annabeth. Centaur uważnie rozglądał się po wszystkich, aż jego wzrok w końcu spoczął na mnie. Próbowałam wytrzymać jego harde spojrzenie, ale nie dałam rady. Nie wyczuwałam od niego żadnych emocji, co wywołało w moim wnętrzu lekki niepokój. Uniósł palec i wskazał na mnie. Odebrałam przekaz.

Córka Dziewicy: PełniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz