Obserwowałam z ukrycia grupkę ludzi, która rozbiła namiot niedaleko głównej drogi prowadzącej do miasta. Rodzice z dwójką dzieci w wieku około ośmiu lat właśnie rozkładali przenośny stół i krzesła. Pewnie przyjechali tu na weekend. Totalnie straciłam rachubę czasu, nie wiedziałam nawet, jaki mamy dzień. Nie to było w tej chwili ważne, ale fakt, że w okolicy czekały wygłodniałe wampiry, gotowe w każdym momencie zabić beztroskich ludzi.
Krzaki obok mnie poruszyły się. Wyszedł z nich Alexis. Przysiadł przy mnie, bokiem ocierając się o mój. Utkwiliśmy oczy w rodzinie i zamarliśmy. Poruszały się tylko nasze piersi, nosy i uszy. Reszta wilków uwijała się nad tworzeniem sprawnej pułapki na wampiry.
Wtem dziewczynka odbiegła od rodziny, pędząc wprost w moją stronę. Jej braciszek zaczął ją wołać, ale ona nie słuchała. Cała się spięłam, bo mała nie wyglądała, jakby miała zamiar się zatrzymać. Zwęziłam powieki, ale nie na tyle, żeby blask srebrnych tęczówek był niewidoczny. Dziewczynka musiała go zauważyć, bo gwałtownie stanęła w miejscu i spojrzała prosto w moje oczy. Jej pierś unosiła się i opadała szybko, zupełnie jak moja. Jednak zamiast strachu, jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Zawróciła na pięcie i podbiegła do matki. Pociągnęła ją za brzeg koszulki i krzyknęła:
- Mamo, spójrz, tam jest wielki srebrny piesek!
Weszłam głębiej w krzaki, kładąc uszy po sobie. Alexis zamruczał z rozbawienia i zniknął w zaroślach. Matka wzięła dziewczynkę na ręce i podeszła do swojego partnera z niepokojem wypisanym na twarzy.
- Mała chyba zobaczyła wilka w tamtych krzakach – powiedziała, wskazując palcem na moją kryjówkę. Przełknęłam ślinę, przygotowując się do ucieczki.
- Wilki tak blisko miasta? – zastanowił się na głos mężczyzna. Podszedł do zaparkowanego nieopodal vana i wyciągnął z niego czarny futerał. Gdy go otworzył, bicie mojego serca przyspieszyło. Srebrna lufa błysnęła w słońcu, kiedy mężczyzna wyjął sztucer i od razu go przeładował. – Przejdę się po okolicy i sprawdzę na wszelki wypadek.
- Gdybyś musiał, zabij – kobieta ścisnęła jego ramię z determinacją w oczach. Zrozumiałam, że to nie przelewki i jak najprędzej czmychnęłam głębiej w las.
Dziwne przeczucie z tyłu głowy nie pozwoliło mi jednak uciec zbyt daleko. Zaszyłam się w zaroślach, jakieś sto metrów od obozowiska ludzi i czekałam na nadejście mężczyzny. Wyłonił się na widok pięć minut później, uważnie rozglądając dookoła. Broń trzymał uniesioną wysoko, u jego pasa zobaczyłam dwa myśliwskie noże. Nie wątpiłam, że to pierwszy raz, gdy miał do czynienia z dziką zwierzyną. Nie wiedział jednak, że poluje na istotę, o jakiej istnieniu nawet mu się nie śniło.
Nagły wampirzy odór wdarł się do moich nozdrzy. Zanim zdążyłam zareagować, coś przebiegło z nieludzką prędkością przed moimi oczami. I pędziło wprost na niewinnego mężczyznę. Wyskoczyłam z ukrycia w tym samym momencie, w którym myśliwy strzelił do wampira. Krwiopijcę chyba zaskoczyła reakcja swojej ofiary, bo stanął tuż przed jego lufą, z której unosił się dym. Wykorzystałam moment i skoczyłam wprost na niego, zęby zaciskając na filigranowej szyi. Usłyszałam trzask łamanego ciała, głowa potoczyła się kilka metrów dalej. Od razu podpaliłam zwłoki, żeby nie zdążyły się zregenerować.
Problem w tym, że teraz ja stałam twarzą w twarz z dymiącą lufą. Utkwiłam wzrok w mężczyźnie, którego ręce trzęsły się niekontrolowanie. Strach aż wypływał porami z jego ciała. Wystrzelił jeden nabój, drugi wciąż tkwił załadowany. Cofnęłam się o krok, ale wtedy jego palec wylądował na spuście. Jeżeli na niego naciśnie, z mojej głowy zostanie tylko krwawa miazga.
- Samira, tu jesteś! – spomiędzy drzew, ku mojej ogromnej uldze, wyłonił się Leonid. Podszedł do nas i położył dłoń na moim łbie, głaszcząc go, jakbym była psem. – Wszędzie Cię szukałem! Nie możesz tak uciekać, jasne?
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Pełnia
Fiksi PenggemarRzeczywistość stała się fantastyką. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*