Na moje szczęście w nieszczęściu, dane mi było się obudzić. Pulsujący ból rozsadzał moją głowę. Zacisnęłam powieki i jęknęłam głośno, przykładając dłoń do czoła. Zaczęło mnie mdlić, więc powoli podniosłam się do pozycji siedzącej, wciąż nie otwierając oczu. Odruch wymiotny wstrząsnął moim ciałem, ale nic nie wyciekło z moich ust, bo w żołądku miałam pustkę.
Powoli rozchyliłam powieki i rozejrzałam się dookoła. Leżałam na łóżku w szpitalu polowym. W żyłach odpromieniowych obu moich rąk umieszczone zostały wenflony, do których podłączono wlewy z krwią. Próbowałam się poruszyć, ale moje nadgarstki i kostki przywiązane były grubymi, skórzanymi pasami do łóżka. Ktoś rozebrał mnie do samej bielizny. Mój oddech przyspieszył, gdy zobaczyłam głębokie nacięcia na moich udach, brzuchu i ramionach. Dopiero gdy uświadomiłam sobie ich obecność, poczułam, jak piekielnie szczypią.
- Wreszcie się obudziłaś – do namiotu wszedł Leonid. Spojrzałam na niego z dezorientacją w oczach i szarpnęłam za pasy. Przełknęłam ślinę, czując narastającą panikę.
- Co tu się dzieje? Dlaczego jestem przywiązana do łóżka? – mój głos brzmiał cicho i słabo. Zacisnęłam zęby, jednocześnie zamykając oczy, bo zaczęło kręcić mi się w głowie.
Wrzasnęłam przeraźliwie, gdy coś ostrego zostawiło trzy, równe rozcięcia w moim prawym udzie. Otworzyłam oczy i zdążyłam zobaczyć, jak Leonid chowa pazury. Z nowych ran wypłynął zielony płyn. Łzy same ściekły po moich policzkach. Czyli to on zrobił mi to wszystko? Dlaczego?
- Co ty robisz?! – krzyknęłam, czując wzbierający w moim gardle szloch. Szarpnęłam się na łóżku, warcząc pod nosem. Moje prawe oko musiało zmienić kolor na srebro, bo prawą stroną widziałam wszystko o wiele wyraźniej niż lewą.
- Nacinając skórę, pozbywamy się krwi z tojadem, a jednocześnie przez wenflony dostarczamy do żył czystą krew – odpowiedział. Próbowałam cokolwiek zrozumieć z jego wypowiedzi, ale byłam zbyt wstrząśnięta całą sytuacją, żeby racjonalnie myśleć.
- Dlaczego...
- Dona zakradła się w nocy do Twojego pokoju i wstrzyknęła Ci tojad do organizmu. Znaleźliśmy was, jak próbowałaś się bronić, zaciskając jej palce wokół gardła i dusząc ją wytworzonym lodem. Było blisko, a byś ją zabiła – powiedział. I wtedy wszystko do mnie dotarło.
Napastnik w pokoju ojca, ukłucie strzykawki, zielony płyn wsączający się do mojego ciała... a potem walka, czyjeś ciepłe ciało pod moimi palcami, które z każdą sekundą stawało się coraz zimniejsze. Mimo iż byłam ogłuszona tym... tojadem? To i tak byłam w stanie się obronić. Może nie do końca, ale prawie zabiłam napastnika. Którym była...
- Dlaczego próbowała mnie zabić moja własna ciotka? – spytałam. Widziałam, jak Leonid zaciska zęby, uwydatniając linię żuchwy. Złapał za moją lewą rękę i rozciął ją od łokcia do nadgarstka. Syknęłam z bólu. Z rany wyciekła krew, ale była tylko lekko zabarwiona zielenią. Jeszcze trochę muszę wytrzymać.
- Dowiemy się tego, jeżeli w ogóle się obudzi – odparł, wskazując na coś palcem. Podążyłam za nim, oddech uwiązł mi w gardle.
Na łóżku po przeciwnej stronie namiotu leżała siostra Leonida. Jej skóra była blada jak papier, oprócz szyi, na której zostały fioletowe ślady moich palców. Ona sama podłączona była do respiratora i do elektrokardiogramu. Widziałam, jak jej klatka piersiowa ledwo podnosi się i opada, tak jakby nie mogła całkowicie oddychać. Ona również miała założony wenflon, tylko że zamiast woreczka z krwią, podawano jej kroplówkę z elektrolitami. Pewnie by podtrzymać funkcje życiowe i pobudzić organizm do naprawy.
CZYTASZ
Córka Dziewicy: Pełnia
FanfictionRzeczywistość stała się fantastyką. *w fanfiction pojawiają się wszelkiego rodzaju używki, sceny erotyczne i przekleństwa, czytasz na własną odpowiedzialność*