Rozdział XXIII

29 15 10
                                    

Miłego czytania! 

Wszystkie tłumaczenie są tworzone za pomocą translatora, więc mogą być błędne. Niestety nie znam na tyle dobrze rosyjskiego, aby sama wszystko przetłumaczyć. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że w większym stopniu jest dobrze i dacie radę przetłumaczyć ;P

_______________________________________________

POV: Natasha

Wbrew temu, co inni mogą o mnie myśleć, nigdy nie zabiłam człowieka. Byłam złodziejem i kradłam naprawdę wartościowe rzeczy, czasem krzywdziłam ludzi we własnej obronie albo żeby nie pójść siedzieć. Kłamałam lub grałam w pokera, żeby dostać potrzebne mi informacje, nielegalnie się ścigałam. Byłam umoczona po same uszy w nielegalnym głównie.

Ale nie byłam morderczynią.

Dla mnie było to przekroczenie wszystkich granic moralnych jakie posiadałam. Widok martwych ciał sprawiła, że miałam odruchy wymiotne. Ale dopiero prawdziwy, żywy obraz morderstwa sprawił, że wszystko co jadłam tego dnia podeszło mi do gardła. Przełknęłam ciężko ślinę, nie wiele to pomogło.

Kucałam przy dużym krzaku, obserwując wszystko zza liści. Przez ciemność nie widziałam za wiele, ale moja wyobraźnia wypełniała niektóre luki, co zdawało mi się jeszcze straszniejsze. Moja broń nagle zaczęła mi ciążyć w kieszeni, gdy obserwowałam jak Zack schyla się do zastrzelonego przez siebie policjanta. Odpiął mu odznakę, brudząc sobie ręce od krwi.

Odwróciłam wzrok, czując jak zaczyna mi się kręcić w głowie. Dojrzałam Diego, który stał niedaleko, chyba skomląc. Ktoś trzymał go za obrożę, gdy on wręcz rwał się w stronę swojego właściciela. 

Owczarek warczał na trzymającą go rękę i próbował ją ugryźć, ale jego oprawca zbyt dobrze się ustawił, żeby Diego mógł mu cokolwiek zrobić. Nie widziałam twarzy tej postaci, jednak musiał być facetem. Był wysoki, umięśniony i miał na sobie czarny płaszcz.

Otworzyłam szerzej oczy, zastygając w całkowitym bezruchu. To musiał być ten sam człowiek, który był w galerii sztuki. Ten sam, który włączył alarm, ściągając na nas masę policji. A teraz porywał nam Diego, najpewniej zabił jakiegoś policjanta i będzie nam jeszcze groził.

Rozejrzałam się po alejce, gorączkowo myśląc, co mogę zrobić, żeby ostrzec Oliversa. Nie chciałam wychodzić, bo to było zbyt duże ryzyko, w razie czego pomogłabym mu stąd. Lepiej działać z zaskoczenia. Ale jak inaczej miałam dać mu znać, że też tu jestem?

Nim zdążyłam wymyślić jakieś rozwiązanie, Zack zaczął stawiać ostrożne kroki w stronę mężczyzny w płaszczu. Trzymał w dłoni pistolet, ale jego ręka luźno opadała wzdłuż ciała.

- Frollo? - odezwał się mężczyzna, robiąc krok w jego stronę.

Miał dziwny, charakterystyczny głos, bez chrypy. Mówił twardo, z rosyjskim akcentem. Wiedziałam, że go znam. Kojarzyłam go skądś, ale nie wiedziałam skąd i gdzie.

- Tak - odpowiedział Zack, kiwając delikatnie głową.

- Ty ubil cheloveka, Frollo. Kak ty dumayesh', tvoi roditeli gordilis' by toboy? - powiedział mężczyzna, puszczając obrożę Diego.

Zack nic nie odpowiedział. Położył wolną rękę na głowie owczarka, wpatrując się w stojącego na przeciwko człowieka. Dzięki temu, że stali do mnie bokiem, mogłam zobaczyć jak lekko marszczy brwi. Wiedziałam, że nic nie rozumiał. Może polski i rosyjski były trochę podobne, mężczyzna mówił w slangu i dość szybko, więc Olivers raczej nie zrozumiał za wiele.

Gained FriendsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz